poniedziałek, 26 listopada 2012

makroekonomia - mikroekonomia

W teorii wolny rynek działa olśniewająco, w praktyce wygląda jak tu:

jakie życie taki rap / długo szukałem oryginalnego źródła, ale nie udało mi się znaleźć. wykorzystany obraz pochodzi niestety z kwejk.pl

W teorii niewidzialna ręka - w praktyce lepkie łapska.

Makroekonomia pokazuje obrazy metropolii upstrzonych szklanymi wysokościowcami, rosnące kursy notowań na giełdowych rynkach i ludzi ubranych w butikach, świeżo po usługach fryzjera(/-ki) i kosmetyka(/-czki) i z telefon w łapie oraz uśmiechem w mordzie.
Mikroekonomia próbuje wmawiać nam wykresy popytu i podaży, krańcowych użyteczności lub wzory na elastyczność cenową, czasami tylko ubogacając to obrazem pełnego supermarketu.
W zasadzie obydwie są makro-ekonomiami. Są zabawą w tworzenie wizerunku uporządkowanego racjonalnymi regułami świata, w którym sprawiedliwość wytwarza się sama, o przepraszam - sprawiedliwość jest, bo zasady, jakie nam się wmawia, że podobno funkcjonują, już ją wytworzyły, dlatego wszystko co spotykamy jest przejawem tej idealnej racjonalności wolnego rynku.
Ta makro-ekonomia to dyscyplina uprawiana zza zamówionych na drodze wybrednych wymagań lalusiowatych ważniaków, na ich miarę stworzonych biurek, na których co najmniej co roku stoi nowy sprzęt. Tworzona jest przez strachliwie, a wciąż chełpliwie trzymających się swoich posadek na dobrze opłacanych z każdej strony instytutach arogantów.
Obrazy makro-ekonomii tworzą egotyści, którzy nie dopuszczają do swoich żyć niczego, co nie błyszczy. Już okulary, przez które patrzą muszą być modnie tworzącymi stereotyp profesjonalnego wizerunku, ale naprawdę wszystko dookoła nich musi być wypolerowaną niby-estetyczną powierzchnią. Nie znają innej wartości niż błyszczenie się jak-psu-jajca.
Makro-ekonomy to ludzie, którym płacą za malowanie systemu, dzięki któremu istnieniu zarabiają.
Makro-ekonomia to frazesy uzasadniające ich rentowną pozycję poprzez ich lepszość.

Mikro-ekonomii (często mikro-ekono-anomii) doświadczają dopiero zwyklejsi ludzie. Tacy, którzy nie chcieli zostać krętaczami, wyzyskiwaczami, cynikami, arogantami, konformistami, obłudnikami; tacy, którzy nie chcieli korzystać z nepotycznych powiązań, nie chcieli tworzyć ani podtrzymywać marketingowych fikcji, nie chcieli wykorzystywać innych dla własnego zarobku, a w końcu (uwaga, będzie nieprawdopodobnie:) dostrzegali w swoim horyzoncie planów życiowych inne wartości niż fantom wartości w postaci pełnego konta i konsumowania coraz to nowszych i coraz to szybciej starzejących się zbytków.
Mikro-ekonomia (powtarzam, bo coraz bardziej mi się podoba: mikro-ekono-anomia) to tani serek topiony z biedronki, to pytania czy wczorajszy chleb byłby tańszy, to negocjacje przy zakupie skarpetek, to wstyd z powodu łasości na degustacje, to rozterki od kogo pożyczyć w tym miesiącu i czy to tak czy inaczej starczy do pierwszego, to pytanie o proporcję wysłanych cv, które ktoś przeczyta do cv, które zostaną wykorzystane do handlu danymi osobowymi, to zazdrość z powodu niedziurawych butów, to ciągła frustracja, to zbieranie długopisów na targach czegokolwiek, to autocenzurowanie układających się w głowie planów o tym co by było gdybym napadł tego gogusia w garniturku, to gotowanie całego obiadu (w którym niezawodnie minimum 75% to ziemniaki) w jedynym garnku, z którego uprzednio zalało się herbatę, to wylizywanie pudełka po margarynie.


to tylko szybki manifest, ale tak żyjemy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz