czwartek, 28 lutego 2013

robienie, czas i życie

Dokonanie, zrobienie lub w ogóle robienie czegoś to nie tylko robienie tego.
To poświęcenie ograniczonego czasu swojego życia na właśnie to, a nie co innego.

sobota, 23 lutego 2013

cytuję i zatwierdzam ten w gruncie rzeczy truizm

„Przedmiot egzystencjalnych poszukiwań człowieka stale się oddala, można go osiągnąć jedynie od czasu do czasu i to cząstkowo, w ułamkowych szczegółach, nigdy jednak zupełnie. Satysfakcja z uzyskanego sukcesu jest nikła i chwilowa w porównaniu z nieustannym pragnieniem czegoś więcej”. 
Philip Wheelwright, Symbol archetypowy, przeł. Maria-Bożenna Fedewicz, w: Symbole i symbolika, wyb. Michał Głowiński, Warszawa 1991, s. 298.

czwartek, 21 lutego 2013

list otwarty do Sigmunda Freuda

To chyba dość oczywiste, że muszę mieć dwuznaczny stosunek do osób tak mi bliskich jak moi rodzice, a byłoby tak już chociażby przez to, że mieszkałem z nimi przez dobre kilkanaście lat życia i to tego życia początków, kiedy starałem się stawać człowiekiem. To oni musieli być osobami, w których pokładałem największe nadzieje i upatrywałem wszystkie ideały. Od nich żądałem także niestworzonych rzeczy i na nich wyładowywałem swoje emocje od maleńkości. To także oni utrzymali mnie przy życiu i pozwolili na to wszystko. Przynajmniej dziś wydaje mi się to zupełnie normalne.
Za to nie rozumiem, dlaczego miałbym chcieć z wyżej wymienionych powodów odbyć stosunek z matką lub zamordować ojca. Kompletnie mi się to w pale nie mieści. Z reguły przywiązuję się do ludzi, z którymi żyję, nawet gdyby byli zupełnymi tępakami. Raczej staram się ułożyć sobie z nimi jakieś przyjacielskie, a przynajmniej neutralne stosunki, niż chcę ich niszczyć. Może to dziwne. Co do rodziców, to jeśli już myślę o moich pragnieniach to nie miałbym nic przeciwko temu, żeby dając mi taką wolność (oczywiście, że z pewną dozą troski, której chyba wszyscy oczekujemy) jak teraz, nadal mnie utrzymywali, kupowali zabawki, przynosili słodycze do domu i gotowali obiady oraz, co najważniejsze, wytłumaczyli świat i powiedzieli jak życ. Naprawdę wolałbym to niż zabijać ich i gwałcić.
Nawet jeśli Freud i nim zafascynowani byli inteligentnymi i ciekawymi ludźmi, którzy w dodatku potrafili pisać z wielką wyobraźnią, to ich teorie nadal do mnie wcale nie przemawiają. W niektórych elementach można się nimi inspirować, ale w całości psychoanaliza prowadzi tylko do frustracji i rozczarowań.
Nie wiem czy psychoanaliza jest dla mnie skandaliczna, ale na pewno jest wyabstrahowana poza granice rzeczywistości, w której żyję. 
Poza tym Edypowi należałyby się przeprosiny

piątek, 15 lutego 2013

uroki uczciwości

Spróbuj napisać w cv o swojej uczciwości. 
Jestem przekonany, że to najmniej pożądana cecha w każdej firmie. 
Uczciwość to zawsze problem. 
Każdy adresat pomyśli, że ten uczciwy potem będzie krzywo patrzył, gdy wyniosę tą ryzę papieru albo puszkę farby z roboty, gdy przyznam sobie premię, bo chcę nowego smartfona, albo gdy będę notorycznie spóźniał się do pracy, gdzie i tak nic nie robię poza liczeniem ile-dziesiąt złotych już dzisiaj zarobiłem.
W sumie każdy może osiągać same korzyści - o ile nie znajdzie się ktoś uczciwy, kto wytknie reszcie, że to niewłaściwe (a wtedy wcale nie zostanie nazwany uczciwym, tylko konfidentem). 
Tym bardziej nie jest nikomu potrzebny taki zewnętrzny substytut sumienia, bo gotowy jest jeszcze użyć słowa "moralność", które w kulturze korporacyjnej jest największym tabu. Jest tak zapomniane, że aż wulgarne. Właściwie nikt nie spodziewałby się go usłyszeć, chyba że od małego dziecka, które przypadkiem zasłyszało je w tym niebezpiecznym świecie i jeszcze nie zdaje sobie sprawy jak wielką wagę ma nieuświadamianie sobie istnienia czegoś takiego jak moralność. 
Dziecko można uznać za dziecinne, choć trzeba zbyć jego pytania w jakiś odpowiednio wykrętny sposób, najlepiej filozofią "bo tak jest". 
Jednak, gdy usłyszy się o uczciwości lub moralności od kogoś dorosłego, nie ma już innej możliwości niż oburzyć się jego złymi intencjami. 
Nikt nie jest uczciwy, więc wszyscy boją się uczciwości

wtorek, 12 lutego 2013

habemus causam

Znowu zaskoczenie.
Znowu szok i niedowierzanie.
Jeszcze jedno wydarzenie, którego nie było od kilkuset lat.
Nic nie nudzi mnie bardziej niż sensacja i jej roztrząsanie.
Niesamowite, jak decyzja jednego człowieka, podana jako informacja, w kilka godzin staje się tematem, którego nie da się już słuchać, bo każdy jest szczerze przekonany, że musi się nie zająć, powtórzyć, wydać sąd i przewidzieć przyszłość.
Z jednego wywiadu dowiedziałem się przypadkiem, że nowego papieża wybiera Duch święty działający przez konklawe. Następne pytanie dziennikarki: kto może zostać nowym papieżem? Jakie są typy?
Również w tej sprawie w ciągu kilku godzin wszyscy zaczęli pytać.
Wygląda na to, że zrobią głosowanie smsowe.
Jeśli chcesz, żeby Janusz Palikot został papieżem, wyślij hasło "gastrofaza" na numer 7666.
Chociaż jeszcze więcej dałoby się zarobić na tej szopce, gdyby zrobić jakiś globalny program tv w stylu wybierania talentu. No wiecie: tępe wyszczekane jury, tłum wypomadowanych laseczek w krótkich gaciach, które siedzą na trybunach i krzyczą-piszczą "łuuu!" oraz losowi frajerzy, którzy dla sławy zrobią z siebie głupków napędzając dochody z reklam stacji telewizyjnej. Na koniec Kuba Wojewódzki namaszcza papieża i idzie do łóżka z dziewczyną, która co prawda wygrała w finale, ale dopiero po fakcie wytłumaczyli jej co to szowinizm.

wtorek, 5 lutego 2013

technologicznie wywołany niedowład pamięci

moja pamięć nie potrafi działać już inaczej niż transakcyjnie.
Niemcy powiedzieliby znów prościej i tradycyjniej, że wie ein Sieb
w akademiku mam na ścianie za swym oknem na świat przyklejonych kilka kartek z pojęciami, których wymagam od siebie, żeby się ich nauczyć. pierwszą z powieszonych oglądam już co najmniej od 3 miesięcy. 2 dni po znalezieniu się w innym miejscem, próbowałem sobie przypomnieć czego ta kartka dotyczyła i wysiłki związane z procesem pamięci doprowadziły do tego, że niemal się obsrałem (jak mawiała pewna naprawdę bardzo sympatyczna i jednocześnie w tym momencie pozdrawiana przeze mnie pani ze stoiska warzywniczego, z którą współpracowałem 8 dni temu na pewnej inwentaryzacji), a co do treści, to kapitulując, musiałem ostatecznie odwołać się do Wikipedii.
zawsze byłem głupkiem ograniczonym, więc teraz, jako wielki mi doktorant, sam nie wiem która z tych dwóch cech zawstydza mnie bardziej i skłania do myślenia o rezygnacji częściej niż do podejmowania prób rozwoju naukowego.