źródłem niestety kwejk.pl |
środa, 27 marca 2013
my też mamy marzenia
cytuję, bo sam chciałbym spłacić długi i mieć co jeść, a może nawet kupiłbym potrzebne książki
Errata: oczywiście płacenie firmie zarabiającej na naiwności ludzi, którzy chcieliby spełnić swoje marzenia - nie spełnia marzeń poza tymi, które spełnią pracownicy i udziałowcy tej firmy wykorzystując pieniędze tych, którzy zmuszeni są bardziej wierzyć w ślepy los niż możliwość uczciwego zapracowania w tej pokrętnej, zdominowanej gospodarce.
wtorek, 26 marca 2013
intertekstualność oczywistą barierą poznania
Intertekstualność to bez wątpienia bardzo trafna i operatywna teoria.
Jednak praktyczna intertekstualność to zmora każdego nowicjusza, jakimi w większości jesteśmy.
Intertekstualność robi z nas głupków. Uniemożliwia zrozumienie.
Zamiast odnosić się do rzeczy i do odbiorcy - odnosimy się do znanego tylko sobie zestawu tekstów.
Tylko jakiś typ idealny hermeneuty byłby zdolny radzić sobie z rozumieniem.
Jednak praktyczna intertekstualność to zmora każdego nowicjusza, jakimi w większości jesteśmy.
Intertekstualność robi z nas głupków. Uniemożliwia zrozumienie.
Zamiast odnosić się do rzeczy i do odbiorcy - odnosimy się do znanego tylko sobie zestawu tekstów.
Tylko jakiś typ idealny hermeneuty byłby zdolny radzić sobie z rozumieniem.
czwartek, 21 marca 2013
opamiętywanie się
aż w końcu przychodzi jakiś dzień, który trzeba dostrzec dla niego samego, niech to nawet będzie dzień wiosny, a wtedy muszę stwierdzić, że znowu nie tylko nie mam od dawna żadnych dokonań, ale także nie mam absolutnie żadnych wspomnień z ostatnich kilku miesięcy.
niedziela, 17 marca 2013
humanistyka pozbawiona książek
Ciekawa statystyka:
Odkąd zostałem doktorantem nie kupiłem ani jednej książki.
Odkąd zostałem doktorantem nie kupiłem ani jednej książki.
poszukuję metody
Jak rozjebać w pył ten ustrój, który się nieustannie sam z siebie odradza, a bez którego istnieje duże prawdopodobieństwo, że zaczną nie tylko dyskryminować, ale i zabijać?
niech czyta się samo
Mam to samo co wszyscy.
Znalezienie materiałów tak mnie wyczerpuje, że nie mam już siły ich czytać.
Ściągnięte pliki i wypożyczone książki potrafią leżeć u mnie bardzo długo z nadzieją, że przeczytają się same.
Znalezienie materiałów tak mnie wyczerpuje, że nie mam już siły ich czytać.
Ściągnięte pliki i wypożyczone książki potrafią leżeć u mnie bardzo długo z nadzieją, że przeczytają się same.
sobota, 16 marca 2013
idea podręcznika albo nauka jako źródło cierpień
Duża część nauki opiera się na
wytykaniu innym badaczom, że czegoś nie uwzględnili, kogoś nie
zacytowali, nie przystosowali się do jakiegoś imperatywu, nie
odrobili lekcji, nie znają tej teorii, nie stosują najnowszych
ustaleń tej dziedziny lub są w jakiś sposób zacofani.
Nieraz okazuje się, że nawet uznani
badacze pomijają jakiś niezwykle ważny element teorii, na której
opiera się ich własna dziedzina. Trudno się z resztą dziwić.
Chyba każda gałąź nauki wypracowała tak wielki gmach
teoretyczny, że niemożliwym jest objęcie go spojrzeniem. Choćby
względne rozeznanie się w nim zajmuje zazwyczaj lata, a poznanie
wszystkiego nie wydaje się w ogóle prawdopodobne, a tym bardziej
nie można pamiętać wszystkiego: wszystkich niuansów, innowacji,
genez, anegdot, przykładów i aforyzmów, a także ich autorów oraz
kontekstów powstania. Wszystko to odnoszę tylko do wnętrza jednej
dziedziny nauki, a dotyczy to każdej dziedziny z osobna – każdej,
z którą miałem jakikolwiek kontakt. (i jestem przekonany, że nie
chodzi tylko o to, że ktoś jest niechętny danej teorii – po
prostu nie musi jej znać, rozumieć lub umieć zastosować).
Sam także mam wieczne problemy z
orientacją. Zazwyczaj odczytuję je jako szczególnie moje problemy.
Nawet w obszarach, w których wydawało mi się, że posiadłem
podstawową wiedzę, od czasu do czasu wciąż odnajduję coś, co
zmusza mnie do zwątpienia i do przewartościowania poprzedniego
stanu wiedzy, co jest tym bardziej drażniące, gdy stwierdzam, że
ta nowość jest czymś, co raz już poznałem, ale albo gdzieś mi
umknęło w czeluściach pamięci albo niedostatecznie rozpoznałem
tegoż konsekwencje.
Skoro nie można zaprzeczyć, że nauka
wpływa na uczucia, to osobiście muszę stwierdzić, że we mnie
regularnie wywołuje poczucie wstydu, gdy muszę, korząc się przed
kimś (osobiście albo pośrednio – poprzez tekst lub słuchanie),
że 'o tym także nie miałem pojęcia'. Nieraz mam wrażenie, że
nauka to zajęcie, które polega na tym, że każdy chwali się tym,
co w danej chwili wie, starając się, żeby to, co wie inni musieli
uznać za coś dla nich nieznanego.
W całej tej grze nikt nie wie
wszystkiego, ani nie ma szans, by wszystko wiedzieć. Dlaczego więc
nie można się do tego przyznawać, a nawet zakładać na samym
wstępie (bo odbiera to motywację do starania się by wiedzieć?)?
Dążę w każdym razie do tego, aby
wyrazić swoją potrzebę empatycznych starań o integrację. Zamiast
wytykać błędy po fakcie, naukowcy mogliby dbać o wzajemną
edukację. Tejże edukacji nie służy hermetyczny język i wywody
krążące dookoła sprawy na przestrzeni setek stron i z tysiącami
dygresji, które nie pozwalają dostrzec właściwego przekazu
autora/autorki
Wiem oczywiście jak trudno się
wysławiać i wiem, że pewne sprawy lub tematy nie są wyrażalne
wprost. Dlatego, nie licząc na odmianę podstawowego poziomu
dyskursu naukowego, w jakim obecnie rozwija się wiedza, marzyłbym o
tym, aby poza tym głównym nurtem, powstały także działy nauki,
intencjonalnie podręcznikowe. Przy tym standardowy podręcznik
powiela zazwyczaj większość wad całego dyskursu. Tymczasem nam
zdaje się być potrzebny zwięzły poradnik, najlepiej
nienarracyjny. Pytam po prostu: co robić?, a czego nie nie robić?,
jak robić?, a jak robić się nie powinno?
Dobra praktyka ze świata studenckiego
(z resztą nic dziwnego – to najmniej zaawansowani są najbardziej
poszkodowani i muszą poświęcać najwięcej pracy na najmniejsze
efekty. Dlatego próbują sobie jakoś radzić i cieszy mnie, że w
otwartym dostępie):
http://userwikis.fu-berlin.de/display/sozkultanthro/Home.
Oczywiście nie śmiem powiedzieć, że
przeczytanie streszczenia w takim poradniku rozwiązuje sprawę,
oświeca i zwalnia od czytania pełnych rozpraw. Analogicznie do idei
podręcznika: od czegoś trzeba zacząć, a lepiej mieć na początek
względne rozeznanie, które następnie można rozjaśniać i
pogłębiać. Lepsze to niż brnąć w nieznane i rozumieć tylko
promile, zniechęcając się jeszcze bardziej wraz z każdą z
kilkuset stron lub z każdym komentarzem na temat własnych
przemyśleń.
Na pewno nie rozpoznałem tu nic
odkrywczego. Z reguły wszystko to wiemy, ale nie stosujemy lub nie
chcemy stosować. Przez to nie rozumiemy i nie możemy się
porozumieć. Dla jasności, wygląda na to, że tematem tego eseju
były po raz kolejny relacje wiedzy i władzy.
piątek, 15 marca 2013
o braku łączności z marzeniami sennymi
Czy wszyscy tak macie, że śnią się wam czasem pełne akapity, wdrukowane już w książkę, na szarym papierze, niewątpliwie skrojone czcionką Times New Roman?
Ja czasami takie odczytuję i znajduję w nich nawet sens. Przy tym nie wierzę zupełnie w moją pamięć i nawet jeśli śniąc-czytając wydaje mi się, że obcuję z pewnym konkretnym autorem, to podejrzewam jednak, że te teksty są w całości tworem mojej skąpej wyobraźni. Budzę się wtedy jednocześnie z olśnieniem, że to nie było czyjeś i zamiast interpretować, mógłbym był zapamiętać, co czytałem. Prawie nigdy nie udaje się nic zapamiętać.
Ja czasami takie odczytuję i znajduję w nich nawet sens. Przy tym nie wierzę zupełnie w moją pamięć i nawet jeśli śniąc-czytając wydaje mi się, że obcuję z pewnym konkretnym autorem, to podejrzewam jednak, że te teksty są w całości tworem mojej skąpej wyobraźni. Budzę się wtedy jednocześnie z olśnieniem, że to nie było czyjeś i zamiast interpretować, mógłbym był zapamiętać, co czytałem. Prawie nigdy nie udaje się nic zapamiętać.
poniedziałek, 4 marca 2013
jak napisać list motywacyjny do działu HR
Drodzy eksperci od natychmiastowej
oceny życiowej przydatności każdego aplikującego o pracę,
Jeśli zaszliście w swojej
korporacyjnej pseudologice tak daleko, że wydaje wam się, iż o
wartości pracownika decyduje jego umiejętność zgadywania,
jakie powinno być według przeciętnego przygłupa mieniącego się
ekspertem od HR rozwiązanie kompletnie nieżyciowej zabawy w
rozbicie się na księżycu/pustyni/bezludnej wyspie lub temu
podobnych fantazji, to czuję się w obowiązku donieść o od dawna
znanych w świecie zdrowego rozsądku ustaleniach: poprzewracało wam
się najwyraźniej w dupach od tego nieróbstwa.
Bez krzty poważania
Leon
niedziela, 3 marca 2013
Czy dostanę emeryturę za działalność opozycyjną?
Nie tylko wkurwia mnie arogancja
wszystkich tych cwaniaków, którzy własne lenistwo i głupotę
maskują władczym zachowaniem, arogancją i poufałością.
Przerażają mnie również społeczne
konsekwencje promowania pewności siebie jako czegoś jakby
autotelicznego. Skuteczna komunikacja, socjotechnika, manipulacja dla
własnych celów stały się już przedmiotami szkolnymi.
Mówi się ludziom otwarcie, że nie
muszą mieć nic do powiedzenia, ani nie muszą nic umieć czy
wiedzieć. Wystarczy odpowiednia prezentacja, sam pozór panowanie
nad sytuacją (nawet bez pozorów zaangażowania w nią), aby
zagwarantować sobie sukces.
(w tym momencie nie dodaje się już
wiedzy o nierównościach społecznych, choć zmysł rywalizacji
wydaje się tkwić nam ciągle w naturze; dlatego nieujawnionym
założeniem całej zabawy jest to, że ktoś musi być oszukany i
dlatego chcemy dowiedzieć się jak oszukać innych, aby co najmniej
od czasu do czasu być na wozie a nie pod).
Zapytałem, czy to etyczne. Odpowiedzią
było, że nie odnosi się tego w ogóle do etyki. Wszyscy
manipulują, więc my też musimy manipulować. (wszyscy kłamią
więc my też musimy kłamać) [wszyscy kradną więc my też chcemy
kraść] {wszyscy zdradzają, więc jeśli nie zdradzasz to jesteś
fujarą i nie chcę cię znać} <wszyscy grzeszą, więc ty
również masz obowiązek grzeszyć>
Co do mnie to wygląda na to, że
specjalnie ułożyłem swoje życie według scenariusza nieudacznika
i chcę was z tym konfrontować. Czy moje starania o realizację
jakichś ideałów muszą czynić ze mnie nieużytego wariata?
Czy nie godząc się na naciąganie
klientów banku na kredyt staję się gorszy od pracownika banku,
który naciąga klientów na kredyt dla swojego corocznego urlopu w
Egipcie i corocznego nowego auta prezesa banku?
Muszę oczywiście przyznać, że
trochę szkoda mi życia (innego mieć nie będę, więc nie da się
czekać z moralnym zawstydzaniem), ale szkoda mi też bezideowego
życia Innych, którym nierzadko nie brakuje wdzięku ani uczuć, a
którzy jednak reprodukują najgorsze wzorce ze strachu przed
zmarnowaniem życia.
Errata: w powyższym artykule zawarłem
zbyt mało ironii wobec siebie. Proszę w żadnym razie nie wierzyć
w moje superbohaterstwo.
sobota, 2 marca 2013
na ręcznym
Internet mówi, że ktoś powiedział, że brak wiary w siebie to życie z zaciągniętym hamulcem ręcznym.
Ja jednak czasem cieszę się, że mój brak wiary we mnie chroni mnie przed kolejnymi gafami, niezręcznościami, błędami, porażkami i ogólnym ujawnieniem tego, jak bardzo w rzeczywistości jestem nikim.
Ewentualnie zawsze mogę oczywiście doraźnie oszukiwać się, że gdybym taki hamulec ręczny zwolnił, to przecież byłbym normalnym, a może nawet lepszym od średniej przedstawicieli tego marnego świata. Na takie aroganckie omamy pozwalam sobie jednak możliwie rzadko i tylko w sytuacji kontrolowanej samotności, tak żeby nie przyszło mi do głowy sprawdzać jakimi czarami wywołuje się własne superego.
Maskowanie prawdziwej głębi mojej bezwartościowości to główny sens mojego życia.
Ja jednak czasem cieszę się, że mój brak wiary we mnie chroni mnie przed kolejnymi gafami, niezręcznościami, błędami, porażkami i ogólnym ujawnieniem tego, jak bardzo w rzeczywistości jestem nikim.
Ewentualnie zawsze mogę oczywiście doraźnie oszukiwać się, że gdybym taki hamulec ręczny zwolnił, to przecież byłbym normalnym, a może nawet lepszym od średniej przedstawicieli tego marnego świata. Na takie aroganckie omamy pozwalam sobie jednak możliwie rzadko i tylko w sytuacji kontrolowanej samotności, tak żeby nie przyszło mi do głowy sprawdzać jakimi czarami wywołuje się własne superego.
Maskowanie prawdziwej głębi mojej bezwartościowości to główny sens mojego życia.
piątek, 1 marca 2013
antypraktyka czytania
Słaby ze mnie czytelnik.
Podręczniki już mnie nudzą, a do
prawdziwej teorii wciąż się nie nadaję.
Przez to na żadnym nie mogę się
skupić.
Najchętniej obcuję z tym, co już
wiem, ale to też mnie nudzi.
W gruncie rzeczy w czytaniu wciąż
najbardziej lubię obrazki i szelest kartek.
Coraz gorszy ze mnie uczeń.
Już właściwie nie zdarza się, żebym
czytał po to, żeby zrozumieć.
Czytam tylko w oczekiwaniu na cud.
Zabijam czas, wypatrując ratunku w osobie jakiejś czułej
księżniczki, która przyjedzie na zdezelowanym rowerze, aby
zaakceptować moją głupotę i ignorancję w obecnej postaci.
Subskrybuj:
Posty (Atom)