czwartek, 31 października 2013

przepis na przejście do historii

Może już czas zacząć głosić coś i udawać, że jest się tego pewnym, wmawiać, że tak jest i być musi, a wszyscy inni mylą się i zostaną za to potępieni. 
Na razie wnioskuję, że wyważone opinie i roztrząsanie sensowności nie daje wielkich skutków.

niedziela, 27 października 2013

czekając na McGonigal

Granie w gry strategiczne / ekonomiczne uczyniło nas menadżerami. Jesteśmy przyzwyczajeni do zarządzania i łatwych sukcesów. Wierzymy, że schematy są w gruncie rzeczy proste, nie trzeba nawet tutoriala, ale oczywiście dopiero po realnej porażce, zauważamy, że jakoś brak nam opcji load game.

sobota, 19 października 2013

(y)w(r)ena a nerwy

Prawie jak palindrom.
W każdym razie po kalendarzu publikacji można zauważyć dość wyraźnie, że połączenie Polski, doktoratu i biedy oraz związane z nimi wszystkimi nerwy zmuszają mnie do pisania dużo częściej.

wyzwania pracy organicznej

Największy problem z moim adwokatowaniem uciśnionym mam wtedy, gdy spotykam te bandy polskich dresiarzy i dresiarek, którzy generalnie będąc outsiderami (przez społeczne dziedziczenie patologii i tradycyjne marginalizowanie ich przez każdą instytucję, która chce uważać się za poważną), sami mają w dupie i biednych i bogatych. Niektórzy całkiem dobrze sobie radzą - kosztem jednych i drugich, a w każdym razie zawsze kosztem zasad, idei czy wartości.
Czasem sam już nie wiem, czy bliżej mi do nich, czy do tych wygodnickich lalusiów, którzy poprzez to, że dostali po znajomości pracę w korporacji, używają pochodzących z angielskiego neologizmów, chodzą do fitnessu i jedzą lunche, poczuwają się do bycia elitą, jednocześnie rażąc lenistwem i niekompetencją we wszystkim, czego się dotkną.

czwartek, 17 października 2013

złudzenia o predestynacji

Kiedy ludzie mówią o rynku pracy, myślą o sobie w roli menadżerów i przedsiębiorców.
Kiedy ludzie mówią o kapitalizmie, przedstawiają sobie siebie jako bogaczy.
Kiedy ludzie mówią o klasowości (lub niby mniej anachronicznie - o stratyfikacji), wyobrażają sobie własną przynależność do arystokracji.
Kiedy ludzie mówią o monarchii, sytuują siebie na królewskim tronie.
Nawet, gdy mówią o totolotku, widzą już siebie z walizką pełną pieniędzy.

Niestety proporcje są zawsze przeciwko wyobraźni. Mający złudzenia nie pomieszczą się w żadnej z grup, w której chcieliby siebie widzieć. Jednak te złudzenia (a ponoć bardziej anachronicznie - "fałszywa świadomość") nieraz skłaniają ich do działania na rzecz tych systemów, które ich samych sprowadzą do samego sedna dupy i zachowania statusu pionków, które mogą sobie co najwyżej powyobrażać.

środa, 9 października 2013

czerwonoarmijski test

Po tegorocznej pracy wakacyjnej jestem w pełni przygotowany na powtórzenie się historii przemarszu armii radzieckiej i poszukiwania przez nią burżujów. Nabyłem bowiem tyle poparzeń na dłoniach, że gdyby ich zwyczajem kazali mi wyciągnąć ręce przed siebie, to już na pewno wzięliby mnie za robotnika.
No i dodatkowo z mordy wyglądam na przygłupa.

wtorek, 8 października 2013

powrót na kulawą moją barkę

Rok temu narzekałem na zbyt częste zmienianie miejsc.
Po wakacjach, w trakcie których zmieniałem miejsca najintensywniej w życiu,  w tej chwili przygnębia mnie powrót do tego samego, co już było. Nawet jeśli piętro wyżej i w umeblowanym od podstaw pokoju (+18zł/miesiąc) - brak mi czegokolwiek fascynującego.
Po dłuższej przerwie w działalnościach akademickich, wróciłem też do tego świata, z którego nic nie rozumiem, mimo statusu, który każe oczekiwać ode mnie zaawansowania.
Przez całe 3 dni dobrze mi się czytało. Faktycznie wchłaniałem i wydawało się, że zapamiętuję. W czytelniach do 6-ciu godzin dziennie, po czym kontynuacja w domu. Teraz zacząłem znów przysypiać, gubić wątek i automatycznie przestawiać się na wszystko poza tym, na czym próbuję się skupić. Poza tym coraz trudniej o pozycję, w której coś mnie w moim ciele nie uwiera, gdy próbuję czytać. Oczy też na powrót stępiłem.
Tempo wypoczywania jest przerażająco nieproporcjonalne względem tempa nadchodzenia zmęczenia i rezygnacji.
Naprawdę bardzo szybko poszło by dojść znów do stanu, w którym nie wierzę, w to, co robię i czuję się nie u siebie.
Nie daję sobie żadnego powodu, by myśleć, że się tu nadaję.
Jedyna myśl na jaką mnie teraz stać to: jeszcze ten rok i dam sobie spokój.
Może przez rok zdążę sformułować jakieś przeprosiny wobec tych, którzy ufali, że dotrę się w trakcie.  
Nie dość, że na dziurawej łajbie, to jeszcze wygląda na to, że kotwicę zarzuciłem już chwilę po tym, jak odbiłem od brzegu. Siedzę na pokładzie, grzebię coś przy maszcie i wciąż oglądam mapy z zaznaczonym na nich celem, ale w ten sposób nigdzie nie dopłynę, nawet jeśli miałem mieć szczęście.
Dobrze, że chociaż podbiłem legitymację, bo przez to wobec wybranych regulaminów mogę mieć czelność korzystać z ulgowych taryf, mimo że marnuję życie już ponad 26 lat. Fuck the police...

środa, 2 października 2013

więc po co wróciłem?

niestety po powrocie nie uda mi się napisać nic innego, niż to, co wszyscy powtarzamy.
niestety właśnie tak zareagowałem.
naprawdę uderza i bije po mózgu to jak tu jest brzydko, krzywo, brudno, jak wszystko jest pomieszane i zupełnie do siebie nie pasujące, jacy ludzie są umęczeni, opryskliwi i agresywni, a przy okazji jak tu jest zimno i szaro.
Ludzie, jak my tu żyjemy?


Warszawa Zachodnia. Moment, w którym wróciłem do zwykłego stanu załamania, idąc tym krzywym chodnikiem, na którym lampy rosną dokładnie pośrodku drogi, a dookoła tylko śmieci i stare wagony pomazane wyjątkowo nędznym graffiti.