piątek, 31 maja 2013

fopa

Czy wszyscy po wysłaniu maila (ewentualnie publikacji posta na blogu) panicznie wchodzą do wysłanych i sprawdzają, czego tam zabrakło i jaką gafę właśnie na pewno popełnili?
Ja zawsze

czwartek, 30 maja 2013

grzesznikami jesteśmy, lecz nie chcemy o tym wiedzieć

Znacie ten argument: "przecież to nic złego, sam tak robię/mi też się zdarzyło/wszyscy tak robią"?
Nazwijmy to więc po imieniu: hipokryzja.
puszczanie komuś czegoś płazem, bo samemu jest się podobnie winnym.
Użycie tego argumentu nie zmienia statusu grzechu (powinienem mówić "przewinienia", ale mam nadzieję, że nie doprowadzam sprawy do profanacji, a zależy mi wskazaniu na wartości zamiast na umowy - mimo, że tego nie znosicie), próbuje tylko uczynić obraz grzesznika mniej wyraźnym.
Notoryczne używanie takiego argumentu (pierwotnie na swoją obronę) nie tylko podważa istnienie zasad i wartości, ale też podważa istnienie samego zła (niestosowności).
W ostateczności okazuje się, że wszystko da się uzasadnić (wszystko co mi było na rękę w danym momencie). Nic nie jest już złe. Odtąd ci, którzy wyrządzają zło nie są winni (a tym bardziej źli), a ci, który tego zła doświadczają, nie są już pokrzywdzeni.
Egzemplifikuję rynkiem pracy:
Pracodawca nie płaci pracownikom pensji, ale to nic złego, sam kiedyś nie oddałem należnej komuś kasy, przecież to się zdarza, pracownicy powinni zamknąć mordy.
W domyśle takiej sytuacji pozostaje rzeczywisty, przerzucony gdzie indziej problem - ten, którego się nie przywołuje - czyli pracownicy, którzy nie mają pieniędzy na bieżące utrzymanie, przez wszystkich dookoła są uciszani, w swojej podrzędnej sytuacji tracą wiarę w sprawiedliwość, nie mają nadziei, że uda im się cokolwiek zdziałać wobec oszukującego pracodawcy.
Miejsce na ćwiczenie czytelnika, którego zobowiązuję do przemyślenia 2 innych przykładów opisanego tu mechanizmu:

Podsumowanie:
To, że sprawca nie dostrzega problemu (a to dla niego najwygodniejsze), nie likwiduje problemu, tylko przenosi go na ofiarę, która zostaje z tym problemem tym bardziej osamotniona.

wtorek, 28 maja 2013

nauka znieczulania

 Wnioski z opracowania tego artykułu są dość proste i może nawet spodziewane:

Okazało się, że osoby, które wcześniej przez 2 tygodnie trenowały współczucie były bardziej skłonne do wydania własnych pieniędzy w sposób altruistyczny, niż osoby, które trenowały w tym czasie techniki dowartościowywania się
Tym najbardziej wyraźnym wynikiem badania jest to, że empatii można się nauczyć.
Drugim, którego recenzentka nie opracowała, jest jednak wskazanie, że "techniki dowartościowywania się" najwyraźniej tą empatię osłabiają.
Dokładnie tak jak mówię: dowartościowywanie siebie = znieczulanie się. Praca nad zadowalaniem się sobą dąży do arogancji, egotyzmu, do wykluczania Innych.
Prywatne szczęście jest osiągane po części czyimś kosztem. Wmawianie sobie, że jestem niezależną jednostką, wyjątkowym facetem, że zasługuję na coś przez sam fakt, że jestem mną to takie tworzenie omamów, ciąg dalszy konsumpcji (w tym przypadku konsumowanie bycia w sobie skierowane na poczucie przyjemności), to tylko "techniki" (a więc wytwarzanie czegoś w sztuczny sposób).
Kto wierzy w niewinność, ten całuje się z trupem.
Z drugiej strony empatia nigdy nie jest całkiem przyjemna. Empatia to uznanie kompleksowości sieci aktorów i odrębnej tożsamości Innego. Empatia to też dostrzeganie problemowości, której alternatywą jest ignorowanie, zbywanie, lekceważenie.
Życie nie po to jest by cieszyć mordę. 

wtorek, 14 maja 2013

profesjonalne dziadowanie

W sytuacji powszechnej mizerii finansowej niemal wszyscy dorabiają. Uczą w kilku szkołach (około 80 proc. nauczycieli akademickich pracuje na dwóch etatach), szukają różnych dodatkowych zajęć, często odległych od ich naukowych zainteresowań, gotowi są przyjąć wszelkie chałtury. Ten stan powoduje, że są chronicznie przemęczeni, sfrustrowani, wypaleni. Na nic nie mają czasu, siłą rzeczy pracują byle jak

Okazało się, że dziaduję bardziej niż się wydaje akademickim buntownikom.
Antoni A. Kamiński stwierdza, że doktorant zarabia 1800zł. Oburzające, ale chodzi o tych, którzy są zatrudnieni na etacie. Większość, z tego co wiem, nie jest, a nie umniejsza to ich udziału w nauce i dydaktyce akademickiej. Są więc oni - tzn. ja też, więc: my jesteśmy tą siłą niosącą szczególny potencjał bylejakości. Ciężko się z nią zmagać, kiedy trzeba się najpierw jakoś teraz utrzymać, a potem bać się cały czas o przyszłość. Robienie nauki to sprawa jakby trochę w tle.

sobota, 11 maja 2013

studentę się

Będąc wciąż studentem już przygotowującym się do dydaktyki, muszę sformułować jeden nieznośny wniosek.
Na studia przychodzą ludzie, którzy chcą zostać pracownikami, ludzie którzy chcą zostać naukowcami oraz ludzie, którzy chcą zostać ludźmi.
Nie wiadomo jak ich pogodzić, w szczególności w tym sensie, jaki mieć stosunek do nich i program dla nich.
Z reguły wszyscy zostają po jakiejś części ofiarami.
Sam podejrzewam, że nie jestem odosobnionym efektem ubocznym tego systemu. Zostałem studentem, bo chciałem zostać człowiekiem i może przy okazji trochę pracownikiem. Tymczasem w tej chwili zostaję naukowcem. 
Powiedzmy, że to przykład na to, że po drodze jest coś nie tak

środa, 8 maja 2013

nowe horyzonty akademickiego kolesiowstwa

Czy zamienianie Akademii w rynek, na którym obowiązuje konkurencja między naukowcami, głównym dążeniem jest zyskanie uznania, sposobem na jego uzyskanie, a zarazem walutą dobre recenzje, a źródłem (emitentem waluty) recenzji uznani badacze – nie jest ostatecznie nieco szemranym zapętleniem się systemu?

żołądek określający świadomość

Gdybym nie był głodny, to bym nie narzekał.
Najoczywiściej.
Nie mogę mówić o czymś, co nie jest moim udziałem.
Najedzeni nie widzą problemu.
W egoizmie łatwo, miło i przyjemnie się zapomnieć.
Jednak własny dobrostan nie zmienia świata.
Dlatego staram się, żebyście mieli podstawy do pamiętania i podtrzymywania przy życiu świadomości, a może wyrzutów sumienia, może motywacji do pomagania, może satysfakcji z uczynionych w stronę zmiany gestów, a może kroków.
Wasza (proszę się zaliczyć do wy lub do my wg sumiennej oceny własnych postaw i działań) konsumpcja to nie pępek świata, ani jakakolwiek jego reprezentatywność.
Biedni, dyskryminowani, oszukiwani i niewiele temu winni nadal istnieją, machają do was, ale nie patrzycie.
Ja nie macham, tylko narzekam.
Proszę się jednak rozglądać