sobota, 30 listopada 2013

okazja czyni tak żartownisia, jak i szabrownika

Byłem dziś w bibliotece, w której odbywał się jakiś rodzaj drętwej imprezy w stylu konferencyjnym.
Bibliotekarze nie dawali mi się skupić - tak emocjonowały ich kpiny z uczestników tej imprezy, w ramach czego zakładali, że większość skupia się tylko na sprawie tak zwanego cateringu (po naszemu: ochlaj i wyżera). Usłyszałem nawet atak skrajnego rechotu po frazie, że nie wrócą do założonych spraw imprezy dopóki nie wyliżą kotła.
Po niecałych 10 minutach sytuacja nieco się odmieniła. Wpadła kierowniczka działu i z podnieceniem zawołała pracowników, żeby przyszli bo jedzenie zostało i można korzystać. Dopiero wtedy pojawiły się prawdziwe emocje i ożywienie. Omal nie zostałem zamknięty w czytelni, ponieważ pracownicy natychmiast uznali plądrowanie wyżej wymienionych kotłów za sprawę absolutnie priorytetową. Dopiero ostatni z wychodzących przypomniał sobie, że wewnątrz jest czytelnik i ze smutkiem oraz bohaterstwem zaoferował, że na razie zostanie i dopiero potem z kimś się wymieni (ostatecznie wytrzymał nie więcej niż 3 minuty i zostawił mnie samego).
Gdy żartowali, robili to rutynowo, ale gdy okazało się, że już mogą zrobić to, co było obiektem ich żartów, dopiero wtedy zapanowała ulga i spełnienie, a dzień nabrał sensu.
Jak szabrownicy na żydowskich majątkach w trakcie wojny.
Poza standardem dwulicowości wpisanym w czasy, podejrzewam, że do pewnej eskalacji doprowadziła tu także ta polska zazdrość, która zmusza do ostrzenia sobie zębów na przywileje tych przy korycie, bo przecież dobrze wiemy, że w większości przypadków niczym oni sobie nie zasłużyli. Wiemy też, że za wszystko trzeba płacić nieproporcjonalnie ciężkie kwoty, dlatego, gdy tylko coś może się okazać darmowego, rozum po prostu wysiada.

poniedziałek, 18 listopada 2013

konserwująca konsumpcja

nic tak nie zabija chęci jak przyjemność.
(oczywiście poza chęciami jeszcze większych ilości przyjemności)
może to nawet wariacja na temat spoczywania na laurach po sukcesie.
to pewnie dlatego konsumpcja jest tak okrutnie skutecznym narzędziem poskramiania i rozleniwiania, a każdy system, który ją adaptuje, uzyskuje w zamian tak zadziwiającą trwałość.

piątek, 15 listopada 2013

chcę do walmartu

Wystarczy raz gdzieś wyjechać, a później tęskni się już przez całe życie.
A to w jedną, a to w drugą stronę.
Permanencja w rozerwaniu.

środa, 13 listopada 2013

non vitae sed scholae discimus

Żebym ja w szkole wiedział, jak ciekawymi i przydatnymi rzeczami jestem gnębiony i zanudzany, to zupełnie inaczej traktowałbym całe swoje życie.
Taki właśnie mamy problem z edukacją, że zainteresowanie światem ginie w perspektywie kilkunastu lat rutyny na drewnianych krzesłach. Zamienia się w zaliczanie obowiązkowych cykli ewaluacji umiejętności zwrotnego reagowania według jednolicie sformułowanych wzorców na wcale niejednoznaczne pytania odnoszące się do z góry narzuconego korpusu karygodnie zesencjalizowanych informacji.
Przyznam, że do dzisiaj nie wyleczyłem się z automatyzmu traktowania życia jako rozprawiania się z kolejnymi, nie wiadomo skąd pochodzącymi wymogami, których znaczenie kończy się dokładnie w momencie wejścia na kolejny etap i zaczynaniu zmagań od nowa - tak samo bezcelowo, jedynie w imię nieokreślonej siły, która coś sprawdza.
Już sama długość czasu, w którym życie polega na chodzeniu do szkoły musi kończyć się zblazowaniem. Może by tak zainspirować się pomysłami z poprzedniego ustroju (nie można się nadziwić jak naiwnie całościowo odrzuconego) i zorganizować jakichś junaków albo przymusowe praktyki na polu albo w lesie. Najlepiej w gimnazjum, parę miesięcy, zamiast szkoły - do roboty, bez kieszonkowego, bez wifi i komórek.
Przyznaję, że to ostatnie to już radykalizm i ton barowego stetryczenia.
Ale i tak to tu zostawię. 

granice mojego języka kształtują też moją osobowość

Całkiem przerażająco zmieniam się w zależności do tego w jakim języku próbuję się wysłowić.
Po niemiecku jestem emocjonalny.
Po angielsku dość beztroski.
Po polsku jestem sfrustrowany.

Ile w tym uniwersalności, a ile uprzedzeń?

wtorek, 12 listopada 2013

cytuję i mówię 'tak'

Mam nadzieję, że wszyscy widzieli ten film:


Jeśli nie, to ja polecam.
A aktualnie Yes-Meni mają sprawę, w której nie mogę im pomóc, a przecież warto wytykać i ośmieszać te przekręty, jakie znajdują

niemłody kawaler o związkach

To na pewno element większego idealizmu.
Zawsze uderza mnie, gdy ktoś mówi "mój mąż" lub "mam dziewczynę" (w dowolnych konfiguracjach).
Bardziej niż o: kogo?/czego? albo: kogo?/co? powinno przecież chodzić o: z kim?/[bez z czym!]

niedziela, 10 listopada 2013

już wiem, co chcę studiować

Poszukując dostępu do tego, co znajduje się poza naocznością, bardzo często dochodzimy do stwierdzenia, że nawet siedzenie w humanistyce od dekad bardzo rzadko umożliwia w to wgląd, tak jak i sensowną wypowiedź na tego temat.
Dlatego od czasu do czasu tęsknię za sztuką, w której rygory dyscyplinarne są nieco mniejsze, a przede wszystkim brak jest wymogu dosłowności opisu, który w ramach nauki tak brutalnie musi przycinać sensy świata do swojego formatu.
Sam nadaję się do sztuki tylko na tyle, że w ramach autotematyczności stać mnie co najwyżej na taką metaforykę, dzięki której stwierdzam, że taki ze mnie artysta jak z koziej dupy trąba.
Pozostając w ramach nauki, ale chcąc uniknąć przytłoczenia przesłaniającym świat dyskursem, nie ma innego wyjścia niż filologia (drugim wyjściem jest oczywiście historia sztuki, trzecim jest itp.), czyli komentarz do tego, w czym świat pobłyskuje dużo intensywniej.
Właściwie do tego też jestem jeszcze bardziej zbyt głupi niż do tego, czym zajmuję się na co dzień.

piątek, 8 listopada 2013

pierdolenie głupot stało się łatwiejsze niż kiedykolwiek!

Kiedy widzę te propagandowe hasła, że coś jest easier than ever (w polskim tłumaczeniu brzmi to już trochę podejrzanie), to już wiem, że na pewno sobie z tym nie poradzę, że za chwilę zostanę zasypany instrukcjami, które nie mają sensu, a wśród nich zostanie jeszcze ukryta informacja o regulaminie, w którym jest tysiąc zastrzeżeń na temat tego, jak dostawca może mnie oszukać, jeśli tylko przyjdzie mu do głowy taka zachcianka.

Swoją drogą definicję starości można wiarygodnie sformułować w ten sposób:
Starość polega na tym, że kiedy mówią ci, że coś stało się łatwiejsze, to do opanowania tego musisz włożyć więcej trudu niż kiedykolwiek.

wtorek, 5 listopada 2013

objawy społecznego niedorozwoju

Moje blogopisarczykowanie ma zdecydowanie posmak jakiegoś intelektualnego niedorozwoju.
Prawdopodobnie powinienem był wyżyć się w ramach nadziei na poprawianie świata, gdy byłem nastolatkiem, a następnie jak najszybciej pogrzebać wiarę w spełnianie się wartości i przejść na tą stronę mocy, w której zarabia się hajs przynajmniej dla własnej wygody i przyjemności.
Zamiast jednak zrobić to tak, jak się to robi, to będąc nastolatkiem zdążyłem tylko chcieć, a dopiero ostatnio zacząłem próbować wysłowić się na ten temat.
Cyniczny pragmatyzm oświeci moją duszę (której prawdopodobnie mimo wszystko nie mam) zapewne dopiero wtedy, kiedy nie będę się już nadawał nawet do bycia ofiarą mobbingu komisji rekrutacyjnych.
Powtarzając za wieloimiennym klasykiem, że kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie skurwysynem, w teraźniejszości coraz mniej dostrzegam pozytywny wpływ nawet tego socjalistycznego idealizmu na podtrzymywanie sumienia przy życiu.

niedziela, 3 listopada 2013

99%

Przepraszam za ten racjonalizm, ale od zawsze dziwiło mnie, że współcześni milenaryści potrafią nie przejmować się wielotysiącletnią tradycją swoich nadziei.

sobota, 2 listopada 2013

homo corruptus

Z głośnych korytarzy, w towarzystwie których zbyt często nie mogę zasnąć, dowiedziałem się o dość oryginalnej definicji człowieka.
Być człowiekiem to - podsumowując jej ustalenia - dać się z własnej woli skorumpować w tym środowisku, które uzna się za odpowiednio przydatne.
Tymczasem - już w mojej ocenie - Nie, i chuj!

piątek, 1 listopada 2013

utopia i menda

Jest dla mnie zupełnie oczywiste, że potrzebujemy utopii. Szczególnie tych niemożliwych. Dużo mniej ważne, choć wciąż niebagatelnie ważne są te, które motywują do działań.
Sam uwielbiam utopie i bez nich nie mógłbym dłużej znosić myśli o życiu wśród ludzi, z którymi nieuchronnie będę dzielił także przyszłość.
Jeśli można powiedzieć, że wierzę w utopię, to muszę zreflektować się także i przyznać, że nie wierzę w ich realizację i nie jestem w stanie zaangażować się w ich spełnianie.
Taka to właśnie jest ze mnie cyniczna w swojej bierności menda.