poniedziałek, 21 lipca 2014

wielolicowość

Wszyscy wiedzą, że wewnątrz wszystko wygląda inaczej – że mamy bałagan, że klniemy, jesteśmy leniwi i mamy całkowicie wyjebane. Nie kryjemy się z tym ani trochę.
Równie dobrze wszyscy wiedzą, że na zewnątrz wciąż trzeba udawać profesjonalizm, zgrywać się, zapewniać i grzecznie potakiwać lub grzecznie narzucać się ze swoją pewnością.
Za to nikt nie wie co to jest konstruktywizm vel. konstrukcjonizm.
Nikt nie nazywa się też z żadnego z powyższych powodów hipokrytą. Za to chętnie wyrzucał będzie innym choćby najmniejsze odstępstwa od wyobrażonej idealnej normy.

niedziela, 20 lipca 2014

czy wolno mi Cię zdradzić?

Jedyną w moim życiu kochanką była i bywa jeszcze czasami teoria. Do wielu wzdychałem, za wieloma się rozglądałem i wiele ich ukradkiem podglądałem, ale tylko z teorią miewałem stosunki. Jest rzeczywiście wymagająca, ale w moim doświadczeniu wciąż była bardziej dostępna niż inne. Możliwie dlatego, że jest z zasady poligamiczna i ponadprzeciętnie płodna. Jak widać choćby po zakamarkach tego bloga, z opisywanego tu związku były nawet bękarty. Najmilsze dla mnie jest jednak, że to ona jedyna dawała się kochać nieskończenie, zawsze otwarta, a nawet wyzywająco gotowa na moje przyjście. Nigdy nie zabrakło też w naszych stosunkach wyzwań, trudności możliwych i niemożliwych do przejścia, ani planów na przyszłość.

piątek, 18 lipca 2014

nieszczęsne pary

Dzisiaj byłem na parze rozmów kwalifikacyjnych. Jedna na stanowisko portiera w hotelu. Druga na stanowisko akwizytora do naciągania nieświadomych ludzi na fikcyjne umowy podszywając się pod znane firmy. O działalności tej drugiej firmy dowiedziałem się już wcześniej, więc pojechałem na rozmowę tylko po to, żeby zrobić skurwysyńską chryję i taką też zrobiłem. Obsmarowałem ich już też w internetach i w mailach do kilku mediów i urzędów. Skoro walka klas, to walka klas!
Dzisiaj dostałem też (jedną) parę ofert zatrudnienia. Pierwsza w firmie, w której mógłbym się czegoś nauczyć, ale tylko na słabo płatny i krótki staż bez pewności, co później. Druga od firmy, w której teoretycznie wciąż jestem zatrudniony, ale do nowego projektu, w którym nie nauczę się nic nowego, chociaż na krótko metę opłaci mi się dużo bardziej. Gdyby tak chociaż odezwali się w odstępie kilku dni, to może bym drugą w kolejności ofertę zlekceważył. Ale musiały zdarzyć się dwie w odstępie kilku godzin. Boję się, że aby zwolnić się z odpowiedzialności, będę znów musiał znaleźć trzecią drogę. Właściwie już od ponad roku nie uciekałem za granicę...

czwartek, 17 lipca 2014

odczepiny

Z plotek rodzinnych dowiedziałem się, że mój kuzyn za rok się żeni.
Nigdy nie byłem na weselu i wolałbym prawdę mówiąc podtrzymać tą tendencję chociaż do końca życia, dlatego już teraz zacząłem kombinować jak by od tej pierwszej okazji, która może mnie pośrednio dotyczyć sprytnie i bezapelacyjnie wykręcić się.

niedziela, 13 lipca 2014

w górę i w dół wychodzi mi bokiem

Zaszedłem wysoko, ale chyba niepotrzebnie. Spędziłem tu rok na 2 piętrze, potem rok na 3, na wakacje dali mi 4. W tym akademiku nie ma więcej pięter. Nie miejsce na historyczne żarty o wychodzeniu przez komin – sugestia każe spodziewać się powrotu do suteren.
Kolejny mój towarzysz życia w postaci przypadkowego współlokatora nieprzypadkowo okazał się być doktorantem - doktorantem już tylko formalnie i na potrzeby mieszkaniowe, człowiekiem mimo że z pasją do studiowania to bez pasji do doktoryzowania się, człowiekiem, który właściwie już się odciął. 
Chociaż kolejni moi współlokatorzy emocjonują mnie coraz mniej (nawet, jeśli ostatni byli sympatyczni) (swoją drogą, jeśli dobrze policzyć, to w ciągu roku nazbierałem dwunastu, do czego nie wliczam pobytów u rodziny ani w charakterze gościa), kto mógłby obecnie zrozumieć tego kolesia lepiej niż ja?

sobota, 12 lipca 2014

dla odmiany wstawiam cytatę

Wstawiam, jak powiedziałby Jerzy Kmita, cytatę, przez zbieg okoliczności akurat z Jerzego Kmity i w odniesieniu do neopragamtystycznej relatywizacji pojęcia prawdy, przyznając z góry, że jeśli tak jest, a to całkiem możliwe, to umiem interesować się i umieć tylko to drugie:

mamy więc do wyboru sprzeczność wewnętrzną albo regres do nieskończoności

Jerzy Kmita, Rorty i Putnam wobec relatywizmu kulturowego, w: Idem, Późny wnuk filozofii. Wprowadzenie do kulturoznawstwa, Poznań 2007, s. 169.

piątek, 11 lipca 2014

cytuję bo wydmuchałem prawie 2 promile Becketta

To przerażające odkrywać siebie w kimś, zwłaszcza w kimś martwym, niedostępnym, dalekim. Nie przynosi to nic dobrego.

- No cóż – powiedział – pamiętam, jak mówiłem, a raczej powtarzałem za kimś, ty zaś sprawiałaś wrażenie, że słuchasz, rozumiesz i najwyraźniej się zgadzasz, iż wcale nie wtedy, kiedy... ee... on trzyma ją w ramionach, nawet nie wtedy gdy jest powściągliwy i dzieli z nią, że tak powiem, jej nastrój i istotę, lecz dopiero wtedy, kiedy może usiąść spokojnie sam, we względnej ciszy i doświadczyć wizji z jej powodu lub wysmażyć dla nie wiersz, słowem, gdy faktycznie czuje, że ona szamocze się w katakumbach jego ducha, wówczas posiada ją prawdziwie i w pełni, jak Pan Bóg przykazał.

Samuel Beckett, Sen o kobietach pięknych i takich sobie, przeł. Barbara Kopeć-Umiastowska, Sławomir Magala, Warszawa 2003.

czwartek, 10 lipca 2014

list do M.

Przy całej inherentnej dla mojego życia beznadziei, pozostaję wybornym spekulantem nadzieją. Z przekraczającą moją świadomość skutecznością rozbudzam w sobie raz po raz nadzieję i rozdymam ją jak bańkę aż do rozmiarów właściwych ciałom niebieskim, a w związku z tym jej krawędź przybiera grubość właściwą pojedynczym wiązaniom międzyatomowym. Moje nadzieje nie są więc nawet płonne – są tragicznie łatwopalne. Wybuchowe nawet. Na sposób dojmująco logiczny im większe nadzieje, tym większe niebezpieczeństwo i huk w wyniku ich pierdolnięcia.
Ponieważ moje nadzieje chcą zarazem dotyczyć tylko spraw namiętnych, niezbędnych i wysoce egzaltowanych, spekulacje, które wyczyniam są tym bardziej bolesne. W ramach tortury rozciągają mnie między biegunami. Szybkość puchnięcia, najpierw bańki, a potem dupy po kolejnym następującym po próbie ujeżdżania bańki upadku wzmaga moje naiwne cierpienia.
Pisze więc do ciebie, Matko moja – Nadziejo – z tym kolejnym wyrzutem, że znów pozostawiasz mnie w tym samym, tak znanym mi miejscu pod takoż znanym, bo przysłowiowym epitetem.