Widywałem mądre wypowiedzi w sprawie
uchodźców. Większość z nich stanowiła jednak polemikę. I
rzeczywiście – im dalej odchodzę od tego światopoglądowego
otoczenia, za którym podążam poprzez bliskość własnych
doświadczeń i refleksji, tym większą widzę masę głupoty,
nienawiści i prostactwa. Masa ta przeraża, a przeraża także
dlatego, że pochodzi nieraz od ludzi, których zwykłem uważać za
jakoś mi jednak bliskich. Pochodzi też od ludzi zupełnie mi
nieznanych, ale takich, których na pierwszy rzut oka wydawałoby
się, że nie trzeba podejrzewać o takie skrajności, jakie bez
żadnych zahamowań obecnie wyrażają.
Od kiedy zacząłem wychodzić ze
swojej własnej biedy, jeszcze nie czułem się tak osaczony jak
obecnie. Powodem obecnego przerażenia jest właśnie to co dzieje
się z uchodźcami, a może raczej to co, na pozór zwykli ludzie
chcieliby aby się z uchodźcami działo.
Poniższe wypracowanie powtórzy
zapewne wiele argumentów, które mieliśmy okazję obserwować.
Dobrych, rzeczowych i krytycznych argumentów nigdy nie za wiele.
Kolejny raz potwierdza się, że
prawdziwy Polak nie ma poglądów – ma jedynie uprzedzenia.
Wszystkich przybywających do Europy
wrzuca się w najgłośniej toczonych dyskusjach do jednego wora.
Wszyscy oni to dzikusy, brudasy, terroryści, niereformowalni
fanatycy, cyniczni szpiedzy, którzy jadą żyć wygodnie na socjalu
i jednocześnie prowadzić świętą wojnę. Trudno nie odnieść
wrażenia, że każdy sądzi według siebie. Za komuny śmialiśmy
się z logiki filmowego „bo każdy pijak to złodziej”, ostatnio
z niedowierzaniem słyszeliśmy po wielokroć, że każdy
homoseksualista to pedofil, a teraz jeszcze to. Jest coraz gorzej i
boję się myśleć, że można pójść nawet dalej w tej
pomroczności. Jeśli się jej nie zatrzyma, to przyjdzie i na was
kolej.
Mamy tu do czynienia z mieszanką
retoryk orientalizmu i izolacjonistycznego neoliberalizmu. Efektem
jest podwojenie dyskryminacji poprzez złączenie Wschodu i Biedy.
Nie od dziś wiemy, że Polacy są na tym punkcie szczególnie
wrażliwi. Sami określani nieraz jako Wschód i Bieda chcą
udowodnić, że nie należą do tych pojęć – i znów robią to
poprzez próbę przerzucenia nienawiści i dyskryminacji na kogo
innego. Zamiast konsekwentnie pokazać, że są coś warci, próbują
ogłosić i wmówić (głównie sobie samym), że ktoś jest gorszy.
Fakty przemawiające przeciwko tym
najbardziej topornym stereotypom są wykorzystywane do dalszego
napiętnowania przybywających do Europy. Nagonka powtarza, że to
dzikusy, brudasy, że nie będą w stanie nigdy się dostosować do
zaszczytnej wielkości europejskiej „cywilizacji”. Następnie
okazuje się, że szukający azylu mają smartfony, więc nikt nie
zauważa oczywistego faktu, że przecież pochodzą z podobnego nam
otoczenia technicznego, posiadają związane z tym umiejętności, że
posługują się światem tak samo jak my – poprzez technologiczne
zapośredniczenie. Fakt obsługiwania smartfonów nie odebrał im nic
ze statusu „dzikusów”, dodał tylko do tego oskarżenia o to, że
niczego im nie brakuje, a pchają się „do nas” w wątpliwych
celach. Ciekawe w takim razie, co Polacy ratowali by z pożogi, gdyby
taka rozpętała się w ich domach – rozumiem, że wcale nie
telefony i inne urządzenia o wysokiej wartości, wszechstronnego
przeznaczenia i codziennego użytku. Na pewno zamiast tego w ich
bagażach znalazłyby się ludowe stroje kurpiowskie, dudy, sierpy,
bombki choinkowe i dzieła zebrane Juliusza Słowackiego.
Ponurym żartem są te zastrzeżenia
kolejnych państw, że przyjmą uchodźców, ale tylko pod warunkiem,
że chrześcijan, kobiety z dziećmi i niewielu (Idzie facet ulicą i
widzi gwałciciela napadającego na kobietę, ale stwierdza, że on
ratowałby tylko blondynki napadane przez ponad
sześćdziesięcioletnich kaleków, więc spokojnie rusza dalej w
swoją stronę). Oczywiście, że pomoc nigdy nie jest łatwa, że
wymaga pracy i zaangażowania, ale to wcale nie pozbawia
odpowiedzialności. Niektóre europejskie państwa najwyraźniej
gotowe byłyby przyjąć uchodźców jedynie pod warunkiem, że nie
będą musieli w tej sprawie kiwnąć palcem, pieniądze na
utrzymanie spadną z nieba, a sami uchodźcy będą małymi
słodkimi kotkami najlepiej w wersji cyfrowego zdjęcia w Internecie.
Gdy już dyskusja wznosi się na poziom
jakiejś neutralności, to zamienia się najczęściej właśnie w
sprawę wyłącznie ekonomiczną. Tak zwani eksperci stwierdzają, że
przybywający do Europy to koszt. Rozprawiają o tym, że trzeba ich
utrzymać, pomóc im, zapewnić możliwości integracji i nauki,
zapewnić bezpieczeństwo socjalne. Nagle okazuje się, że zielona
wyspa, która szczyci się rozwojem ekonomicznym i „doganianiem”
Europy, tak naprawdę jest bardzo biednym krajem, którego nie stać
na pomoc ludziom, którzy stanowili by ułamki procenta populacji.
Czy słychać to wyraźnie? Pieniądze poprzewracały ludziom w
dupach. Nie ma ludzkich zobowiązań, nie ma solidarności, nie ma
gościnności i współczucia. Bo nie można przecież robić czegoś,
co nie daje zysku. Tylko czasami, któryś ekspert przyzna, że w
dłuższej perspektywie przyjęci przybysze będą stanowić właśnie
zysk dla państwa. Gdyby sprawa uchodźców nie wybuchła, dalej
lamentowano by w tym czasie nad niżem demograficznym (zresztą,
słyszeliście równolegle o kolejnych próbach zakazania aborcji) i
nadchodzącym brakiem rąk do pracy. No cóż, problemy nie są
przecież od tego, żeby je rozwiązywać.
Przejrzyjmy jeszcze raz stereotyp.
Prawdą jest, że na Bliskim Wschodzie kobiety są generalnie
bardziej uprzedmiotowione. Prawdą jest większy niż w Europie
patriarchalizm większości tamtejszych społeczeństw. Prawdą jest,
że są tam fanatycy religijni. Prawdą są zbrodnie Państwa
Islamskiego. Prawdą są zamachowcy-samobójcy. Prawdą jest, że
kraje Bliskiego Wschodu (poza Zatoką Perską) są generalnie
biedniejsze niż Europa. Prawdą jest, że są tam obszary o bardziej
tradycyjnym stylu życia niż w zurbanizowanych i zmodernizowanych
obszarach Europy. Nie jest jednak prawdą, ani z powyższego
wyliczenia nie wynika, że każdy przybywający do Europy z Bliskiego
Wschodu jest szowinistycznym fanatykiem religijnym, członkiem
Państwa Islamskiego, przyszłym zamachowcem, a obecnie
niewykształconym biedakiem, który całe życie mieszkał w szałasie
na pustyni i nie ma żadnego kapitału społecznego, który
pozwoliłby mu w akceptowalny sposób odnaleźć swoje miejsce w
Europie. W najbardziej wyrazistych przypadkach bywa i tak, że na
przykład broniąc się przed wpływami Państwa Islamskiego i ze
strachu przed nim Polacy nie chcą wpuścić do siebie ludzi, którzy
byli przez to Państwo Islamskie zagrożeni lub prześladowani.
Ci, którzy próbują przedstawić
wszystkich przybywających do Europy jako niezróżnicowaną masę
dzikusów, fanatyków i szaleńców – ci są prawdziwie
niebezpieczni. Na te wszystkie przypadki dehumanizacji trzeba się
oburzać. Nie ma innego wyjścia, jeśli nie chcemy obudzić się z
krwią na rękach. To, co polityka historyczna polskiej prawicy każe
nam zapomnieć to między innymi fakt, że Polacy bardzo szybko i
sprawnie nauczyli się nazistowskiej propagandy. Najpierw w słowach,
potem również w czynach. Nauki nie poszły w las. Te same metody
wywoływania i podgrzewania nienawiści właśnie znów zaczęły
krążyć z ust do ust i od awatara do awatara. Tymczasem ludzie
zdają się nie dostrzegać w tym nic złego. To nie jest kwestia
kilku fanatyków. Widzieliście przecież
Freikorps Polen Polacy przestali się wstydzić życzenia Innym
okrutnej śmierci. Szczycą się, że są tak „niezależni” w
myśleniu, że posłali by Innych do gazu i żadne prawa człowieka
nie będą im mówić co mają robić. Jedni widzą w tym jakąś
pokrętną realizację swojej wolności. Innych to najwyraźniej
śmieszy. Jeśli kogoś śmieszy czyjaś śmierć, jeśli kogoś bawi
obmyślanie różnych sposobów mordowania, jeśli kogoś cieszy
widok cudzej nędzy i beznadziei – to są objawy głębokiej
psychopatii lub socjopatii i to właśnie powinno być obecnie źródło
obaw.
Rzygać chce się, gdy słyszy się
nawet podobno czołowych polityków próbujących wywoływać
tandetne histerie przez opowiadanie o tym, że udzielenie azylu
uchodźcom równoznaczne będzie z wysadzaniem polskich dzieci w
powietrze w zamachach terrorystycznych. Za młodzi jesteście, żeby
pamiętać, ale przez stulecia masy europejskich prostaczków
opowiadały o Żydach topiących chrześcijańskie dzieci w studniach
lub robiących z tychże macę. Wiemy, do czego to miało
doprowadzić.
Znanej maksymy Santayany mówiącej, że
„ci, którzy nie pamiętają przeszłości, skazani są na jej
powtarzanie” nie lubię dlatego, że ci co nie pamiętają, staną
się co najwyżej kolejnymi zbrodniarzami i zapewne nawet po fakcie niczego ich
to nie nauczy, podczas gdy ich ofiar powyższe stwierdzenie w ogóle
nie dotyczy.
Propaganda istnieje oczywiście z dwóch
stron. Ta humanitarna jest być może naiwna i krótkowzroczna, ale
odgrywa w tym trudnym czasie ważną rolę przywracania
sponiewieranym i znienawidzonym ludziom godności i indywidualności.
Można powątpiewać także w tą propagandę, ale oburza mnie gdy
widzę, jak jedni i drugie z dumą napadają na „poprawność
polityczną” jako na największego wroga i jako jedyną dla niej
alternatywę wskazują histeryczną islamofobię.
Ogrom polskiej nienawiści i niechęci
do jakiejkolwiek pomocy uciekającym z Bliskiego Wschodu jest tym
bardziej zastanawiający w perspektywie ich tak licznych podobieństw,
które najwyraźniej nic dla Polaków nie znaczą. My jako uchodźcy
i emigranci to świętość, oni – to „bydło”.
Dziewiętnastowieczna Wielka Emigracja, Mickiewicz, Słowacki i
Chopin, polscy emigranci ekonomiczni do obydwu Ameryk, rząd na
uchodźstwie, polscy uchodźcy z ZSRR w Iranie, ekspatrianci z
Kresów, uciekinierzy polityczni i ekonomiczni z PRL to centralne
motywy tej, nota bene nieznośnej, polskiej martyrologii. Jeśli
jednak komuś innemu źle się dzieje i postanawia wyjechać, to już
bezprawne, bez znaczenia i byle nie do nas. Kiedy Polakom coś złego
się dzieje, to cały świat powinien stawać na nogi, by im pomóc,
upamiętniać i domagać się odszkodowań. Gdy cierpi ktoś inny, to
Polacy pierwsi się wypną i rzewnie wspominać będą, jak to
Sobieski (sam, w pojedynkę!) uratował Europę pod Wiedniem.
Kiedy przychodzi do określenia
polskości, każdy ankietowany uruchomi opowiadactwo o polskiej
gościnności. Najwyraźniej przyjęcie kilkunastu tysięcy uchodźców
na ponad trzydziestoipółmilionowe państwo to nadużycie
gościnności. „Gość w dom – Bóg w dom” powie każdy jeden,
a potem zacznie się wykręcać, ze w tym regulaminie jest gwiazdka,
która zastrzega, że nie dotyczy to tych, tych, tych i tamtych, tak
że ostatecznie gościnni jesteśmy tylko wobec najbliższej rodziny i
znajomych, choć nawet to od wielkiego dzwonu. Ostatecznie więc
klarowna próba wartości i tożsamości, którymi ludzie w Polsce
deklaratywnie siebie opisują pokazała, że to wszystko bajki na
potrzeby doraźnego samopoczucia, a w przysłowiowej „biedzie”
nie tylko odwrócą się plecami, ale często chętnie jeszcze podstawią
nogę i postarają się o wydanie na pastwę najgorszego losu.
Z innej jeszcze strony wciąż karci
się przybywających do Europy, że ich migracja ma kontekst
ekonomiczny i dlatego wybierają Europę. To mieliby uciekać do
Somalii? Z biedy do biedy, z deszczu pod rynnę? Gdy grozi śmierć,
gdy nie można związać końca z końcem, gdy już zostawia się dom
albo nie ma się nawet czego zostawiać, to nie ma miejsca na
półśrodki. Jedzie się tam, gdzie jest jakaś nadzieja. Podobno
chodzi im o Niemcy, Anglię i Skandynawię – tu Polacy z jednej
strony się cieszą, bo problem przestaje ich dotyczyć, ale z
drugiej nie omieszkają wyzwać tych poszukujących, że tylko o
pieniądze im chodzi i o „socjal”. Co innego robią w takim razie
Polacy, których ponad 2 miliony (liczba, do której syryjscy
przybysze do Europy nie mogą się umywać) wyjechało właśnie w tą
samą stronę? Tu nie ma już żadnej wątpliwości – Polacy nie
uciekali przed żadną wojną, ich życiu nic nie zagrażało, żadna
bomba nie zniszczyła ich domów. Pojechali trzepać kasę, korzystać
z życia, a także siedzieć na mitycznym „socjalu”. I znowu
Polacy cacy, ale gdy ktoś inny chce pójść taką samą drogą, to
już skandal i rychły upadek cywilizacji.
Obecność w całym dyskursie słowa
„cywilizacja” to kolejna machina nieporozumień. Cały czas
widzimy przeciwstawienia. Cywilizacja zachodnia/europejska vs.
cywilizacja islamu/arabska. Standardowe nadużycie zachodniej
filozofii – ustawianie wszystkiego w dychotomie, antagonizmy i
albo-albo. Jeśli już ktoś mówi o tak jak wyżej określonych
„cywilizacjach”, to są to zbiory tak niejednolite, że trudno
byłoby w ogóle je określić i wymienić wspólne im cechy (dla
szybkiego przykładu, dostrzec trzeba różnice
Hiszpania-Szwecja-Białoruś-Albania [muzułmańska przecież],
Syria-Katar-Iran). Jeszcze trudniej jest oba te twory oddzielić.
Historyczne źródła takichże „cywilizacji” są w dużej mierze
wspólne. Przez cały czas oba regiony pozostawały w zupełnie
bliskim kontakcie. Bo co z matematyką, kupiectwem, architekturą,
Maurami, Imperium Osmańskim, kolonializmem i popkulturą?
Od lat opowiada się nam o sile
globalizacji, którą sami też, nawet bez tych popularnonaukowych
akcji marketingowych, odczuwamy i z niej korzystamy. Produkty
przepływają łatwo, pieniądze przepływają łatwo, firmy
przepływają łatwo. Jednak gdy ludzie z Bliskiego Wschodu chcą
przenieść się do Europy, to dla nich granice są strzeżone. Nagle
okazuje się, że mimo zglobalizowanego świata, istnieje tam inna
„cywilizacja”, a w domyśle, korzystając z długiej tradycji
orientalizmu, każdy sobie dopowie, że gorsza i groźna. Tak jak
historię piszą zwycięzcy, tak obowiązujące tezy ekonomiczne i
polityczne ustalają zamożni i silni. Globalny świat istnieje tylko
o tyle, o ile pozwala tym najmocniejszym rozszerzać swoje wpływy na
nowe obszary. Zawłaszczać, przejmować, drenować i pilnować by
żaden ruch nie odbył się w nieodpowiednią stronę.
Ludzie na Bliskim Wschodzie nie są
przecież głupi. Widzą wielorakie postkolonialnej natury wpływy
Zachodu w ich lokalnym otoczeniu. Nie są głupi, ale mogą być
otumanieni tymi ostatnimi. Jedni wpadają w radykalny sprzeciw i
włączają się w dżihad. Drudzy w tym ekspansywnym centrum widzą
nadzieję na znalezienie lepszego życia. Skoro Zachód pcha się do
nich ze swoimi produktami, firmami, systemami, definicjami, naukami,
technologiami, obrazami i afektami, to ludzie zaczynają w nie
wierzyć i pożądać ich. Zauważają, że ich życie nie przypomina
tego z amerykańskich seriali, a nie potrafią pragnąć już niczego
innego po tylu reklamach, jakie na nich zastosowano. Skoro Zachód
obecny jest w ten sposób w ich życiach, to dlaczego oni nie mieliby
zrobić tego jedynie formalnego ruchu i przenieść się także
fizycznie na Zachód? Zachód obudowuje się jednak murem. Wesoło mu
czerpać zyski ze sprzedaży swoich produktów na Bliskim Wschodzie,
ale nie chce mierzyć się ze skutkami ich oddziaływania.
Polska broni się przed przyjęciem
przybyszów z Bliskiego Wschodu, również dlatego, że oni są w
większości muzułmanami, a Polska, wiadomo, kraj pełną gębą
katolicki, bardziej święty od papieża, który do przyjmowania
uchodźców nieraz już nawoływał. Dla wszystkich katolików,
którym ich religia zabrania pomagania ludziom innym od siebie, niech
wybrzmi tu cytat, który oni sami nieraz musieli słyszeć, ale
którego najwyraźniej nigdy nie wysłuchali:
(Mt 25,31-46 ) 31 Gdy Syn Człowieczy
przyjdzie w swojej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy
zasiądzie na tronie swojej chwały. 32 I zgromadzą się przed Nim
wszystkie narody. Oddzieli jednych od drugich, jak pasterz oddziela
owce od kozłów. 33 Owce ustawi po swojej prawej stronie, a kozły
po lewej. 34 Wtedy do tych po prawej Król powie: "Chodźcie,
błogosławieni mojego Ojca, stańcie się dziedzicami królestwa,
przygotowanego dla was od założenia świata. 35 Bo byłem głodny,
i daliście mi jeść; byłem spragniony, i daliście mi pić;
przybyszem byłem, a przygarnęliście mnie; 36 nagi - a odzialiście
mnie; zachorowałem, i odwiedziliście mnie; znalazłem się w
więzieniu, a przyszliście do mnie". 37 Odezwą się wtedy do
Niego, mówiąc: "Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego i
nakarmiliśmy Cię; albo spragnionego i daliśmy pić? 38 A kiedy
widzieliśmy Ciebie jako przybysza i przygarnęliśmy, albo nagiego i
odzialiśmy? 39 Kiedy widzieliśmy Ciebie chorego albo w więzieniu i
przyszliśmy do Ciebie?" 40 Na to Król im odpowie: "Oświadczam
wam, że ile razy robiliście [coś] dla jednego z tych moich
najlichszych braci, dla mnie robiliście". 41 Potem powie do
tych po lewej: "Odejdźcie ode mnie, przeklęci, w ogień
wieczny, gotowy dla diabła i jego aniołów. 42 Bo byłem głodny, a
nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście mi pić;
43 przybyszem byłem, a nie przygarnęliście mnie; nagi - a nie
odzialiście mnie; chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście mnie".
44 Wtedy i ci odezwą się do Niego, mówiąc: "Panie, kiedy
widzieliśmy Ciebie głodnego, lub spragnionego, lub jako przybysza,
lub nagiego, lub chorego, lub w więzieniu, i nie usłużyliśmy Ci?"
45 Na to odpowie im: "Oświadczam wam, że ile razy nie
zrobiliście czegoś dla jednego z tych najlichszych, to właśnie
dla mnie nie zrobiliście". 46 I ci odejdą do wiecznej kaźni,
a sprawiedliwi do wiecznego życia".
Dla jasności, to oczywiste, że
uchodźcy stanowią problem i gdy ich przyjmiemy zaczną stanowić
(już nie tylko etycznie, ale i praktycznie) także nasz problem. O
to jednak tu chodzi, żeby wziąć odpowiedzialność za to, co
palące i potrzebne. Żeby działać zgodnie z wartościami, a nie
strachem, uprzedzeniem i lenistwem. Wiadomo, że sprawa nie kończy
się na przyjęciu szukających azylu do siebie. Po tym pierwszym
kroku następuje dopiero właściwa praca. Nie będzie ona łatwa,
ani zupełnie kolorowa. Jeśli jednak zostanie dobrze przeprowadzona,
może przynieść dużo dobrego – zarówno tym uciekinierom z
Bliskiego Wschodu, jak i nam. Nietrudno zauważyć, że w skali
Europy najraźniej protestują wobec przyjmowania przybyszów kraje,
w których prawie nie ma imigracji. Pozostaje więc życzyć im, w
tym Polsce, żeby przyjęły poszukujących schronienia ludzi i
otworzyły się na naukę, jaką jest spotkanie (nie konfrontacja) z
Innym – Innym, którym i my jesteśmy i możemy w każdej chwili
podzielić jego los.