piątek, 30 stycznia 2015

losowa filantropia

Coś jest nie tak z moją kieszenią. Nieraz zdarzało się, że coś się z niej wysunęło w stronę przeciwgrawitacyjną. Dzisiaj w końcu nie opanowałem tego na czas i nie wiem gdzie ani kiedy zgubiłem pięćdych. Czuję się oczywiście załamany, ale jako korposzczur, który zdążył się względnie przyzwyczaić do myśli, że konto w banku jest napełniane regularnie i w ten sposób, że zostaje na nim na koniec miesiąca jakiś, skromny, bo skromny, ale jednak zapas, zdołałem przekuć to w stwierdzenie, że: meh, mam przynajmniej nadzieję, że znalazcą został ktoś kogo mógłbym polubić.

środa, 14 stycznia 2015

chcemy iść tam, dokąd idziemy

Dysonans poznawczy tworzy dysonans poznawczy.
Zjawisko ubrane w naukowe twierdzenie przestaje być interesujące. Staje się definicją ze swoim twórcą i swoim miejscem w ramach nauki i nauczania. Przestaje być przeżywanym elementem życia, czy choćby postrzegalnym elementem rzeczywistości.
Teoria, choćby towarzyszyła jej najbardziej wyuzdana intelektualna aura, nie zastąpi jednak nigdy zasępionego zdziwienia, kiedy się widzi jak bardzo ludzie potrafią starać się, żeby wytłumaczyć coś, co im się przydarzyło jako naturalną kolej rzeczy, którą każdy powinien w życiu wykonać, aby zaświadczyć o swojej dojrzałości.
Dzisiaj usłyszałem to o zerwaniu kontaktu z rodzicami, o wzięciu kredytu na mieszkanie, o rzuceniu dobrej pracy na rzecz lepiej płatnej, o ocenianiu czyichś intencji podług przystojności.
Mam oczywiście również problem z tym, jak uzasadnić swoje doktoryzowanie się. Dzisiaj się tego nie podjąłem, wychodząc tym samym na głupka, który dozwala rządzić przypadkowi swoim życiem.

wtorek, 6 stycznia 2015

czy zachwyt to grzech czy śmiertelny?

W ramach ucieczki od swojego poprzedniego życia, w którym chciałem być odpowiedzialny, robić co ważne i wcielać wartości, czyli tego życia, którego w praktyce tak nienawidziłem i w ramach związanego z tym aktualnego testowania pozycji konformizmu odkryłem, a właściwiej, odkrywam na przykład taką oto istotną różnicę pomiędzy tamtymi dwoma – przyjemność.
Przez ostatnie lata co najwyżej mi się przydarzała. Przychodziła z zaskoczenia lub wywoływałem ją sporadycznie, za to zawsze z wyrzutami sumienia przez to, że nie robię zamiast jej odczuwania czegoś ważniejszego i nielojalny w tym jestem wobec wszystkich pozbawionych przyjemności w tym siebie. Po przyjemności zawsze więc następowało skarcenie za rozrzutność odczuć do życia i sprawiedliwości niepotrzebnych.
Przez ostatnie lata nastawiony byłem ewentualnie na satysfakcje. Z reguły były to rzeczywiście te gorzkie satysfakcje. Bywały jednak także te budujące i pozytywne. W każdym razie od przyjemności różnią się one znacząco. Ja przynajmniej najczęściej budowałem je na wyrzekaniu się przyjemności.
Było to zresztą o tyle łatwiejsze, że nieszczególnie było mnie stać na przyjemności.
Teraz oglądam regularnie filmy, nieregularnie upajam się (dzięki siedmioletniej niemal-zupełnej abstynencji niewielkimi ilościami) alkoholem, zwracam uwagę na smak i zapach (zacząłem nawet używać przypraw, to znaczy, na razie soli i pieprzu, czasami cukru), wybieram drogi ładne zamiast bocznych, pozwalam sobie angażować się lub podangażowywać się w cudze radości.
Jeśli nawet wcześniej zdarzały mi się takie same sytuacje, to zdarzały mi się inaczej – z innym nastawieniem, w innym stanie, w innym celu. Kiedyś jako epizody dla odmiany. Dzisiaj jest to świadome poszukiwanie doświadczeń, które mogą być przyjemne.
Sam nie spodziewałem się, że przyjemność sprawia tak radykalną różnicę. Podtrzymuję jednak, że to co sprawia przyjemność sprawia nam też problemy, nawet jeśli niebezpośrednie i przez zamglone przyjemnością oczy niewidoczne.