poniedziałek, 27 kwietnia 2015

niedziela, 26 kwietnia 2015

łakomizm

ten tak zwany w historii Polski komunizm, co nie był rzecz jasna żadnym komunizmem (jak można było po mnie się spodziewać, przywiązany jestem jednak do podstawowego statusu teorii, która bądź co bądź była w tym przypadku pierwotna wobec przywłaszczenia nazwy pewnemu ustrojowi) wśród wielu innych stawianych mu zarzutów popełnił z pewnością ten zasadniczy błąd, że przecenił skłonność ludzi do starań o utopię, a nie docenił ich łasości, chciwości i próżności – nie wiadomo tylko czy bardziej rządzących czy rządzonych.

sobota, 25 kwietnia 2015

jestem mądry

Jestem mądry bardzo wątpliwie, za to dokładnie na tyle mądry, żeby dostrzec jak wielu mądrości mi brak.
Nie mogę nie zauważać, że nie czeka mnie w życiu nic i nikim już nie będę.
Brakuje mi tego i brakuje mi tam.
Nie nauczyłem się rzeczy potrzebnych do nauczenia się rzeczy cenionych i niezbędnych do zdobycia poważania i jakichkolwiek sukcesów.
Mogę tylko być konsumentem tego lub adresatem rozkazów tamtego.
Jako najbardziej ruchomy czynnik zasilający biowładzę, wypełniać najbardziej nieznaczące role, służebne wobec cudzego zarobku i przechwałek.

Jedyne czym naprawdę się zajmuję to patrzenie na świat z rezygnacją.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

od roku nie cytowałem Adorna i Horkheimera ani Horkheimera ani Adorna

„Konsumentami są robotnicy i urzędnicy, farmerzy i drobnomieszczanie. Tkwią ciałem i duszą w gorsecie kapitalistycznej produkcji, i bez oporu podporządkowują się wszystkiemu, co się im oferuje. A że poddani traktowali moralność, która przychodziła do nich od panujących, zawsze bardziej serio niż ci ostatni, to dziś oszukiwane masy ulegają mitowi sukcesu znacznie bardziej niż ci, którzy sukces odnieśli. Masy mają pragnienia. Niezawodnie obstają przy ideologii, za której pomocą się ich zniewala”.
Theodor W. Adorno, Max Horkheimer, Dialektyka oświecenia. Fragmenty filozoficzne, IFiS PAN, przeł. Małgorzata Łukasiewicz, Warszawa 1994, s. 52

niedziela, 12 kwietnia 2015

pies zmienia świat

Wczoraj udało mi się wyprowadzić wraz z koleżanką jej psa. Na jej oko zrobiliśmy około 20 km. Nawet jeśli nie całkiem, to z pewnością wystarczająco dużo, aby w następstwie bolało mnie ze szczęścia całkiem wiele stawów.
Gdy przez chwilę zostałem z psem, nagle okazało się, że świat wygląda inaczej.
Abstrahować chcę w tym momencie od zwierząt i relacji między zwierzętami (ludzkimi i nie-ludzkimi) oraz wynikających z nich możliwych formach miłości i wielorakich innych pożytków.
Okazało się w trakcie tej krótkiej przypadkowej przygody, że ludzie wyglądają inaczej, gdy jest się z psem. Stojąc z psem mogłem wyglądać na właściciela, więc na pewno sam wyglądałem inaczej niż zawsze, a ponieważ pies jest kundlem, to i on (tak naprawdę to ona) wygląda sympatycznie, ładnie i mądrze – i nie są to tylko pozory.
Na wyglądaniu się jednak kończy, a zaczyna na zachowaniu. Ludzie okazują się mieć uczucia gdy jest się z psem. Niektórzy te uczucia nawet wyrażają. Ktoś spojrzy, ktoś się uśmiechnie, ktoś otworzy szerzej oczy, ktoś wydmie wargi, ktoś nawet machnie albo skinie ręką, albo coś zawoła.
W żadnym razie te gesty nie były skierowane do mnie, ale jednak zmuszały mnie do tego, żeby inaczej ludzi widzieć, nawet przez chwilę inaczej ich myśleć.
Od tego wszystkiego sam bezwolnie poczułem się trochę szczęśliwszy.
Podejrzewam, że gdybym był w stałym związku z jakimś zwierzęciem, a z psem w szczególności, to musiałbym mieć inny światopogląd.

wtorek, 7 kwietnia 2015

debiut nastoletniego rysownika

Przy okazji tych wielkanocnych świąt znalazłem u rodziców trzy swoje dawne zeszyty, w których okazało się, że rzeczywiście pisałem coś w rodzaju dziennika – co przypomniało mi się niedawno zupełnym przypadkiem i postanowiłem potwierdzić.
Tłumaczyłoby to może moje zacięcie do tutejszego blogowego wypisywactwa. Może dorabiałoby mi to nawet historię, czy też – w języku ludzi żyjących po to, by tworzyć swoje CV – reprezentowało głębokie korzenie mojej pisarskiej kariery.
Było zupełnie żenującym doświadczeniem zobaczyć, jakimi rzeczami się wówczas zajmowałem i w jaki sposób uznawałem za celowe o nich się wypowiadać. Zawstydziło mnie też to, jak mało znaczą dla mnie zapiski tamtego mnie.
Te dzienniki robią nieodparte wrażenie kontaktu z chorobliwie niedowartościowanym i zagubionym chłopięciem, które nie ma większego pojęcia o co w życiu chodzi i co samo miałoby ze swoim życiem robić.
Możliwe, że pewne sprawy pozostają niezmienne.
Przy czym w tym porównaniu moje tutejsze zapiski wciąż wydają mi się być opartymi na uzasadnionej wierze w to, że mam jednak coś do powiedzenia i prawo tagować to co wypowiadane już nie wyłącznie synonimami egoizmu.
Za to okazywałoby się, że miałem minimalny talent do rysowania i trochę wyobraźni.
Bardzo spodobał mi się ten (choć to tylko słabej jakości zdjęcie) bazgroł tu 
(premiera po pirazydrzwi 10 latach):


niedziela, 5 kwietnia 2015

gdzie sens, gdzie logika?

Jestem przekonany, że nie mam problemu z logiką.
W mojej szkolnej edukacji, jedynie z przerwą na typowy w pewnym wieku idealistyczno-ironiczny bunt, lepiej i łatwiej powodziło mi się w matematyce niż w tak zwanych przedmiotach humanistycznych.
To właśnie w umiejętności logicznego myślenia upatruję przyczyn wielu moich problemów i źródeł udręki.
Problem tkwi mianowicie w tym, że dałem sobie wmówić, że logiką da się świat wyjaśniać i z nim sobie radzić.
Bądźmy szczerzy – gdzie Rzym, gdzie (aktualnie za przeproszeniem) Krym!
Patrząc na siebie retrospektywnie, myślę że poczucie konieczności zaangażowania się w humanistykę wynikało z potrzeby takiego stosunku do świata, który bardziej by do niego przystawał.
Droga musiała wieść od szkolnych uproszczeń, modeli tworzonych na bazie skrajnych przypadków, wyabstrachowanych teorii i typów idealnych w stronę studiów przypadków, głębokiego opisu, multidyscyplinarności, ontologii aktanta-kłącza i teorii ugruntowanej.
Z jednej strony jestem dumny z tego, że dowiedziałem się czegoś o świecie – gdyby dało się odczuwać z takiego powodu satysfakcję, pewnie bym ją odczuwał.
Z drugiej strony jestem sobie w stanie wyobrazić alternatywne historie, w których wzgardziłem wrodzoną kompleksowością, intersekcjonalnością, przygodnością oraz wieloma innymi, dzięki czemu mogłem zaangażować się beztrosko w działania nie wykraczające poza dryfujący zuchwale ponad światem balon racjonalności i antropocentrycznej pychy. Nawet teraz, dumając nad zwrotem karierowiczowskim w swoim życiu, wyobrażam sobie, że zajmę się programowaniem. Zapewne tego nie zrobię, bo byłby to zbytni oportunizm. Zastanawia mnie jednak przy tej okazji, czy choćby nawet ci programiści zmuszani są czasami dostrzegać jakiś niedobór sensu w swoich doświadczeniach.

czwartek, 2 kwietnia 2015

proszę o uwagę

Nie wiem, czy powtarzam coś, o czym się w socjologii, w ekonomii czy innych socjoekonomikach mówi, czy po prostu coś sobie odkryłem, ale jest dla mnie coraz bardziej jasne, że jednym z najbardziej istotnych kapitałów jest aktualnie uwaga. W znaczeniu czyjaś uwaga – przyciąganie, przykuwanie, utrzymywanie uwagi.
Coraz bardziej niestała i płynna, coraz bardziej dywersyfikowana, coraz bardziej niewspółmierna do tak zwanej podaży zabiegających o uwagę.
Sam swojej uwagi strzegę w niektórych przypadkach aż nazbyt kurczowo.
Gdy pojawia się na horyzoncie coś potencjalnie interesującego, mój wypracowany refleks każe odwrócić od tego uwagę, bo na pewno istnieje wiele bardziej interesujących rzeczy, a ta jest jedną z wielu domagających się zbyt wiele uwagi jak na moje możliwości.
Odmowa obdarzenia uwagą staje się jednocześnie bardzo poważną obelgą.
Dlatego lubimy ostentacyjnie okazywać właśnie nieuwagę, gdy chcemy kogoś sprowadzić do parteru albo dowartościować kogoś innego niż aktualny absztyfikant.