Bezwstydnie projektnąłem koszulki.
Jeszcze nie wiem, czy zostanę swoim jedynym klientem.
niedziela, 31 maja 2015
sobota, 30 maja 2015
paszport obiadowy i postawa bezpaństwowca
Ostatnio po raz pierwszy w mojej
dziesięciomiesięcznej już korpokarierze skorzystałem z usług tej
kantyny, która jest u nas w bunkrze na parterze. Skorzystałem po
raz pierwszy, bo mój szef przyjechał i stawiał. Po raz drugi
skorzystałem następnego dnia, bo liczyłem na to, że postawi, ale
z powodu mojego szkolenia bhp, nie zdążyłem się załapać, a sam
sobie nic nie przygotowałem.
Przy okazji jednak uświadomiono mi, że
istnieje taka instytucja, jak karta lunchpass, na którą za
każdy dzień pracy przelewana jest jakaś kwota oznaczająca
dofinansowanie do wyżywienia.
Nie wiem od ilu miesięcy z tych
dziesięciu mam taką kartę, ale w ogóle nie zauważyłem, że ją
mam. Prawdopodobne jest, że kiedyś ją dostałem, ale najwyraźniej
od razu ją wyrzuciłem, kojarząc z jakimiś programami
lojalnościowymi i spodziewając się, że będę musiał sam ją
opłacać w jakiś sposób.
Prawdopodobnie zgromadziłem więc niezły majątek zupełnie o tym nie wiedząc.
Jak mogłem się spodziewać, że praca
może być źródłem korzyści?
Wciąż normą jest dla mnie, że praca
to wyzysk, nuda, katorga, stres i deterioracja zdrowia.
Normą jest dla mnie to, że zakupy
polegają na poszukiwaniu promocji, wybieraniu tego, co najtańsze i
uciekaniu ze wstydem przed ludźmi, którzy widzieli, co położyłem
na taśmie.
Wszelka forma reklamy to wciąż dla
mnie wyłącznie śmieć niszczący przestrzeń, w którym nie
dostrzegam żadnej oferty.
Repertuary, katalogi i programy to dla
mnie obce rzeczy, a moja noga nie postanie w żadnych kinach,
teatrach, butikach, imprezach, wakacjach.
niedziela, 24 maja 2015
precz z komunią
Ponieważ byłem wdrażany do świata w
tym kraju i w tym pokoleniu, to wdrażano mnie już od małego do tej
religii.
Pierwsze wspomnienia jakie mam z
Kościołem to te, że bawiliśmy się z bratem resorakami w
kościele, a raz podczas mszy nawet się porzygałem i ojciec z
wielkim wstydem musiał posprzątać skutki dobrych chęci wychowania
mnie w wierze.
Poważniej zrobiło się przy okazji
komunii. Najpierw widziałem ją u innych jako ten dziwaczy spektakl,
w którym ktoś z zazwyczaj latających sobie frywolnie po orbicie
wydarzeń dzieciaków nagle stawał w centrum uwagi w dziwnym stroju,
fryzurze i roli.
Potem przyszła kolej na mnie. Przyjąć
rower, zegarek i kilka kopert z banknotową zawartością – to
jeszcze mogłem załatwić. Jednak zanim to, kiedy po całej serii
urabiania w szkole, domu i kościele kazano mi iść do spowiedzi,
pamiętam bardzo dobrze, że w ostatnim momencie popłakałem się i
nie chciałem się zbliżać do konfesjonału. Sprawa klasowej
rywalizacji i blokowania kolejki dla następnych numerów z dziennika
sprawiła, że i ja w końcu odbyłem swoją kolej.
To był kolejny z przypadków, w
których dałem się nabrać na powagę sytuacji i nie zdążyłem
zorientować się, że twarzy trzeba mieć wiele, a do kościoła
przynosić tą kamienną, od której wszystkie napomnienia odbiją
się jak groch i wrócimy robić swoje. Dopiero z czasem zauważałem,
że do kościoła przychodzimy pokazać się, sprawdzić kto inny był
się pokazać, jak się ubrał, jak blisko ołtarza usiadł, czy
fałszował, czy nie wstał z klęczków zbyt szybko, czy wyszedł
przed końcem, czy stał pod kościołem i te wszystkie podobne
rzeczy.
Opowiadanie „momentów” z życia
obcemu kolesiowi w sutannie i koloratce, którego twarzy ani rąk nie
można zobaczyć, praktykowałem potem jeszcze więcej razy, ale
teraz już sobie nie wyobrażam.
Spośród wielu dziwactw, z jakimi
zetknąłem się ze strony tej instytucji pierwsza komunia jest dla
mnie wyraźnym barbarzyństwem.
piątek, 22 maja 2015
życie jako kolekcja równie nic-nie-znaczących możliwości
Mój problem z pamięcią i wieloma
jeszcze w konsekwencji rzeczami polega na i wynika z tego
nieszczęsnego sposobu odbierania rzeczywistości.
Trudno mi więc zapamiętać to co się
dzieje lub to co ma się w wyniku moich działań dziać, z tego
powodu, że każde takie wydarzenie traktuję przede wszystkim jako jedynie coś, co w
rzeczywistości, która zdaje się istnieć jest możliwe do
przydarzenia się.
Interesuje mnie bardziej dopuszczalność
zaistnienia, prawdopodobieństwo, szacunkowa częstotliwość,
odczucia ludzi, którzy z taką przydarzeniowością mogą lub muszą
się stykać.
Toteż mniej potrafię zapamiętać i
w skuteczny sposób traktować jako moją powinność lub pewnikowy
przyszły, choćby nawet zupełnie niedługo mający nastąpić, los.
Niektórzy oto pracują w korporacji,
ale inni pracują gdzie indziej. Niektórym zdarza się być
prezydentami albo mistrzami świata, noblistami albo kryminalistami,
topielcami albo prorokami. Z innej strony można skończyć szkołę,
ale nie trzeba. Można być profesorem, a można być technikiem.
Można pracować z mozołem, a można też nieustannie poszukiwać odpoczynków.
Można pić alkohol, ale można też herbatę, i to nawet z cukrem.
Można wstać rano, ale przyjemnie jest poleżeć sobie jeszcze
trochę. Można chodzić po ulicach, ale równie dobrze można biegać
czy czołgać się. Można prosto, można okrężnie, można wcale.
Jeden powie tak, a inny powie nie. Jednemu wiatr pod żagle, a innemu
w oczy. Raz białe, a raz turkusowe. Tu mają dywany, a tam
podsufitki. Jedni lubią smaki, a inni dźwięki, jedni takie, a inni
inne. Ona miała na imię Gosią, a ona ma Anka. Można się życiem
cieszyć i kroczyć od przyjemności do sukcesu, a można też życie
zmarnować, z kretesem i najbardziej żałośnie.
Ostatecznie to wszystko tylko opcje i
nie ma większego znaczenia, która zdecyduje się zdarzyć.
Prawdziwa i istotna pozostaje tylko ta czysta przygodność.
Trudno mi więc konsekwentnie i z
pełnym utożsamieniem grać role.
Trudno mi podążać krok w krok za
autorytetami.
Trudno mi wdrażać w życie filozofie,
choćby nawet te egzystencjalne(!)
Trudno mi (w tym przypadku na szczęście
przynajmniej w perspektywie resztek mojego zdrowia i wytrzymałości)
przejmować się pechowymi i tragicznymi przydarzeniami.
Trudno mi podzielać cudze emocje.
Trudno mi entuzjazmować się czymś
(bo) zamiast całej reszty.
Trudno mi zazdrościć.
Trudno mi koherentnie narratywizować
własną biografię.
Trudno mi wierzyć w historie i
Historię.
Trudno mi godzić się z
jednorazowością i określonością.
Trudno mi planować przyszłość.
Trudno mi odpowiadać przed sobą za
siebie.
niedziela, 10 maja 2015
żadnych świętości już nie ma
nawet bukę popkultura rozpowszechniła
wizerunkowo na koszulkach i memach
sobota, 9 maja 2015
oddać życie za długowieczność
Przeglądając nagłówki informacji przeczytałem właśnie, że receptą na wieczną młodość jest "wino, głodówka i seks".
Tym samym polecam się ze mną żegnać.
To nie pierwszy ani nie tysięczny raz, gdy widzę w podobnym stylu utrzymane materiały.
Gdyby Schopenhauer zmartwychwstał i zobaczył skalę lęku przed śmiercią i różnorodność prób jej unieważnienia sposobami, które nawet za jego czasów uznano by za czystą alchemię, to w efekcie ze śmiechu pękłby i zginął niechybnie po raz wtóry.
Tym samym polecam się ze mną żegnać.
To nie pierwszy ani nie tysięczny raz, gdy widzę w podobnym stylu utrzymane materiały.
Gdyby Schopenhauer zmartwychwstał i zobaczył skalę lęku przed śmiercią i różnorodność prób jej unieważnienia sposobami, które nawet za jego czasów uznano by za czystą alchemię, to w efekcie ze śmiechu pękłby i zginął niechybnie po raz wtóry.
piątek, 1 maja 2015
każda wersja jest nieostateczna
W prywatnych i zawodowych różnych
moich zajęciach, które związane są z naciskaniem klawiszy na
klawiaturach, robię mnóstwo błędów. Szczególnie częstym ich
rodzajem jest niespójność odmiany słów tworzących wyrażenie ("ze zmarnowanego życie") albo pomieszanie różnych fraz ze sobą („serdecznie
pozdrowienia”).
Tłumaczę się zawsze (tłumaczę się
oczywiście tylko wewnętrznie, wiedząc, że nikogo to nie obchodzi
i po prostu jestem klasyfikowany jako głąb niepiśmienny i
nieuważny) w ten sposób, że nie znam i nie uznaję wersji
najlepszych ani wersji jedynych. Istnieje zawsze tyle możliwości
ujęcia wszystkiego (nawet najprostszego wszystkiego), że zanim
zdecyduję się na którąś, to przetestuję i usunę kilka
poprzednich. Niestety właśnie czasami niedousunę wszystkiego z
wersji poprzedniej i wtedy nie tylko przestrzeń, pamięć i kultura,
ale też mój kawałek tekstu, choćby to był głupi mail, okazuje,
że jest palimpsestem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)