Gdy zostaję sam ze sobą na weekend,
to niezależnie od obowiązków i planów, prędzej czy później
znajdę siebie przykrytego pościelą podczas przedłużającej się
w bezczas chwili, w której po prostu leżę i w tępym przerażeniu
pozwalam własnemu umysłowi zastanawiać się nad sobą. Piszę
wtedy tego właściwego bloga, którego ten obecnie wypełniany
tekstem, a przez was czytany, jest tylko odpryskiem i wentylem
bezpieczeństwa. Przerabiam wtedy wszystkie te najmniej wygodne
pytania, które zawsze pozostają bez odpowiedzi. Obserwuję własne
niezdarne zmagania z „kim jestem?”, „dlaczego znalazłem się tu i
teraz?”, „co mam z tym wszystkim zrobić?”. Próbuję podklejać
i łatać swoją wiarę w świat i ludzi. Nieraz zmuszony jestem
burzyć całą konstrukcję nadziei, którą wiatr, deszcz, czas i o
różnych intencjach wandale naruszyli albo ja sam – raz
zaniedbaniem a raz zbytnią architektoniczną finezją – pozbawiłem
prawa istnienia, by na oczyszczonym i jeszcze bardziej niż
poprzednio nieprzystępnym polu postarać się kiedy indziej zbudować
coś znowu od nowa. Marzę o życiach, których nigdy mieć nie będę,
u boku ludzi, którzy dawno mnie skreślili albo tych, których nie
potrafiłem skłonić do tego, żeby moje imię w ogóle
wyartykułowali. Jak reklamy na popularnych portalach, otaczają mnie
nagle wyskakujące jedne po drugich wspomnienia wszystkich błędów,
razem z ich najdobitniej ukazanymi szczegółami i aż do perwersji
powtarzającymi się myślami o straconych w następstwie mojego
gapiostwa lub odrobiny szczęścia szansach. Nie mogę opędzić się
od oskarżeń i mimo, że zazwyczaj obrzucam nimi siebie, to innym
też się one słusznie należą, a jedne ani drugie niczego już w
mojej sytuacji nie zmienią. Przewiduję najgorsze scenariusze i
spodziewam się utrzymania tendencji absurdalnych, które miotają
nami i niszczą wszystkie próby realizacji wartości. Wyobrażam
sobie ogrom nicości, który nas wszystkich czeka, a którego po
śmierci nikt z nas tak czy inaczej nie doświadczy.
Położywszy się dla chwili
odpoczynku, kończę przykuty do łóżka żalem, bezsilnością i,
przede wszystkim, tęsknotą.
"Jeżeli nie stracisz głowy, gdy twój świat
OdpowiedzUsuńPogrąży się w zamęcie i będzie winić ciebie,
Jeżeli ktoś powie ci, żeś mało jest wart,
Wsłuchasz się, a jednak uwierzysz w siebie,
Jeżeli cierpliwości znajdziesz w sobie moc,
A z kłamstwem nie poczujesz się mądry,
Jeżeli nie znienawidzisz w nienawiści noc,
I nie pochwalisz się: "Jaki ja jestem dobry";
Jeżeli marzenia twe nie będą cię uwodzić,
A w życiu nie myśl sama będzie ci sterem,
Jeżeli łatwo klęskę z triumfem pogodzisz,
I zrozumiesz, że mogą być złudzeniem,
Jeżeli nie uniesiesz się, gdy ci ukradną słowa
I wypaczą, by durniów nimi odurzyć,
Jeżeli zbudujesz cierpliwie od nowa
Dzieła życia swego, gdy obrócą się w gruzy;
Jeżeli wszystkie wygrane uda ci się zebrać,
I bez strachu na szalę losu je rzucić,
I zacząć wszystko od nowa, gdy przegrasz,
Zamiast po kres dni swoich się smucić,
Jeżeli postarasz się nakłonić serce,
By biło mocniej, choć brakuje sił.
I wytrwasz, nie mając już nic więcej,
Prócz woli, która będzie mówić: "Żyj!"
Jeżeli na czele tłumów czysty pozostaniesz
I prostego człowieka nie obdarzysz wzgardą,
Jeżeli żaden wróg nie da rady cię zranić
I będą liczyć się z tobą, ale nikt za bardzo,
Jeżeli życie swoje wykorzystasz starannie,
Jak maratończyk, aż do ostatnich minut,
To wtedy ziemia cała twoją się stanie
I co więcej - będziesz człowiekiem, mój synu!"
Rudyard Kipling - Listy do syna (1910) Jeżeli... za Umberto Eco w "Szaleństwo katalogowania"
Chyba lubi się Pan umartwiać?!
OdpowiedzUsuńnie znajduję w tym szczególnej przyjemności,
Usuńnie mam też nad tym specjalnej kontroli,
być może mam powody (i postanawiam je dostrzegać i akceptować jako dotyczące mnie, zamiast ignorować, wypierać i zrzucać na kozły ofiarne),
być może nie mam innego wyjścia
OUT of the night that covers me,
OdpowiedzUsuńBlack as the Pit from pole to pole,
I thank whatever gods may be
For my unconquerable soul.
In the fell clutch of circumstance
I have not winced nor cried aloud.
Under the bludgeonings of chance
My head is bloody, but unbowed.
Beyond this place of wrath and tears
Looms but the Horror of the shade,
And yet the menace of the years
Finds, and shall find, me unafraid.
It matters not how strait the gate,
How charged with punishments the scroll,
I am the master of my fate:
I am the captain of my soul.
Skoro już tak poetycko jedziemy;)
Pozdrawiamy Cię, Leonie!
MF