rzadko chodzę do księgarń i nawet
nie wiem, gdzie w mieście, w którym mieszkam jest jakaś lepsza
księgarnia, jeśli w naszych czasach w ogóle takie
jeszcze istnieją.
Nie chodzenie do empików nie jest nie
chodzeniem do księgarń, toteż przyznaję osobno, że do empików też nie chodzę.
Zazwyczaj nie chodzę, bo szukając
prezentu ślubnego dla kuzyna i jego już w międzyczasie żony
wszedłem do trzech takich w dwóch różnych miastach.
Nie spodziewając się w każdym razie
księgarni, chciałem obejrzeć książki i nawet mimo zaniżonych
oczekiwań i multikolorowo-reklamowego zniechęcenia, które napadło
mnie już na samym wejściu, podejście do działu z książkami
wprawiało mnie w osłupienie.
Właśnie pierwszy z trzech
odwiedzonych tych przybytków, jak stąd i skądinąd wiadomo, wyzysku i indoktrynacji był
zdecydowanie najgorszy. Zajęło mi trochę czasu zanim natrafiłem
na choćby ślad książek właściwych. Był to regał nazwany
socjologia, umieszczony na końcu alejki wypełnionej tytułem psychologia i
poradniki psychologiczne. W tymże jednym regale nawet nie wszystkie
z ledwie czterech półek zawierały książki socjologiczne, a duża
część z tychże była raczej okołosocjologiczna, przy czym około w
kierunku popularno-sensacyjnym. Na najniższej półce doupchnięto
książki z i tak rozrośniętego ponad miarę działu z psychologią.
W swojej naiwności chciałem szukać dalszego ciągu tego małego socjologicznego (u)działu,
ale nigdzie w pobliżu nie było kontynuacji. Zaniepokojony szukałem
innych pokrewnych działów, bo przecież gdzieś muszą być
filozofia, literaturoznawstwo, kulturoznawstwo, antropologia, czy
choćby kultura. Tymczasem nic, nigdzie, ani trochę. Pustynia i ani
trochę wody, ani trochę powietrza zdatnego do wdechu. Trafiłem
jeszcze co prawda na historię, ale tam zgodnie z przewidywaniami
obok pozycji podręcznikowych tematy układają się mniej więcej w
sposób: Hitler, Napoloen, sekrety Hitlera, Stalin, bunkry Hitlera,
broń średniowieczna, tajne bunkry Hitlera, Piłsudski, czołgi
Hitlera, Himmler, romanse Hitlera, wszystkiemu winny był komunizm,
ostatnie dni Hitlera, Leszek Balcerowicz, prawda o Hitlerze, Hitler,
zapomniane fakty o Hitlerze. Obracałem się w każdym razie dookoła
i widziałem książki, ale nie widziałem nic na czym z perspektywy
tego jeszcze trochę doktoranta mógłbym zawiesić oko. Przy całej
mojej sympatii do książek, kontakt z ich empikową ofertą
dostarczył mi tylko dezorientacji.
Kolejne 2 empiki były tylko trochę
lepsze. Istniały w nich inne działy humanistyczne, jednak dobór
książek zdradzał wciąż podobną zasadę: popularne, zabawne,
tajemnicze, spiskowe, apodyktyczne. Trafili się co prawda Badiou,
Deleuze, Kołakowski, Ricoeur, ale ich też trzeba chyba traktować
na równi z innymi branżowymi celebrytami, którzy pewnie sprzedają
się stabilnie (nawet jeśli nie zawsze wiadomo dlaczego, nie umniejszając nawet jakości następujących), jak Fromm, Nietzsche, Schopenhauer, Tischner, Klein i
Zizek. Wszystko to jednak – co z tego? Proporcje w tych empikach
wciąż takie same, Jeśli w tym największym na humanistykę
poświęcono trzy w rogu regały mniej więcej od ziemi do wysokości
zasięgu dłoni średniego wzrostu średniaka, to na psychologię i
poradniki podpinające się pod jej miano przeznaczono równy rząd
regałów co najmniej ośmiu.
Generalnie uważamy, że ludzie nie
czytają, ale wystraszyło mnie, że ci, którzy tak uważają, jakaś
domniemana klasa średnia, która poczuwa się do posiadania opinii, mimo wszystko
coś czyta, ale czyta właśnie te dla zysku wydawane karteluchy bez
głębi, dostarczające co najwyżej krótkiego wow lub
zmanierowanych afirmacji w dowolnie bezsensowny sposób
kształtowanych tożsamości, tudzież pod pozorem białego fartucha
wmawiane dogmaty neoliberalnego egoizmu i polityki przyjemności.