Może i metafora oklepana, ale coś nadal mówi, niezależnie od tego z jakimi szczurami, lemingami czy owcami nie/chcecie się zadawać lub nimi się stawać.
poniedziałek, 29 lutego 2016
sobota, 27 lutego 2016
duma-nie
Duma jest poczuciem zgubnym.
Na pewno jest takim w tych przypadkach,
w których ludzie definiują dumę jako wynikającą nie z żadnych
osiągnięć, ale z własnego roszczenia do posiadania określonej
natury.
Im mniej zasług (a nawet własnego
wpływu) tym bardziej dumnie się ze swoją dumą obnoszą i tym
głośniej ogłaszają jej odczuwanie.
Dumę odczuwa się często z powodu
przykrojenia się do jakiegoś formatu, przyjęcia zestawu związanych
z nim cech oraz z wykonywania czynności wynikających z wyobrażenia
o roli.
To duma z konformizmu, z własnej
bezwolności wobec tego w czym się siebie znalazło.
Czując dumę, ludzie przestają
myśleć. Albo to duma jest warunkowana bezmyślnością.
Duma oznacza lub zapowiada często coś
bzdurno-groźnego.
Chłopcy z waszej dzielnicy czują się
dumni z tego, że są kibolami jednego z tysięcy klubów sportowych,
więc bez wahania wyklną każdego kogo skojarzą z nieprzyjaznymi im
klubami i obijając mu mordę bez powodu, poczują jeszcze większą
dumę (podobnie jeśli to oni wyłapią wpierdol, bo zinterpretują
to jako martyrologię za ten klub z ich mieściny).
Jedynie słusznie pobożni katolicy nie
wiedzą nic o innych religiach, ale fakt, że ich przodkowie zanieśli
ich do chrztu i zaprowadzili do komunii napawa ich taką dumą, że
nie czują się zmuszeni przejmować żadnymi przykazaniami, bo nawet gdy je
wobec innych gwałcą, to z dumą z tego, że pokazali tym
bezbożnikom (choćby nawet wierzącym w te same świętości) ich
miejsce.
Uczucie dumy jest równoznaczne ze
spoczęciem na (zazwyczaj właśnie wcale nie zasłużonych) laurach.
Ktoś stwierdza, że jest Polakiem/Niemcem/Słoweńcem i czuje się z
tego dumny. Z czego? – najczęściej z tego, że deklaracyjnie
wpisał się w zbiorowość, choć nie ma zamiaru wyciągać z
przynależności do niej żadnych szczególnych wniosków, a
zwłaszcza zobowiązań, ani za wiele o tej zbiorowości wiedzieć.
Za to każde twierdzenie o tych w danym przypadku
Urugwajczykach/Chińczykach/Pakistańczykach będzie od tej pory
odnosił bezpośrednio do siebie (także retrospektywnie i
prospektywnie) i napadał na każdego, kto stwierdzi (słusznie czy
niesłusznie) na ich temat coś krytycznego. Jeśli krytykującym
okaże się przypadkiem ktoś o tej samej przynależności, to
oskarży się go o zdradę narodu, obcą krew, czy bycie opłacanym
przez zagraniczne spiski.
Duma to po prostu zamknięcie
horyzontu. Duma to stwierdzenie, że jestem ukończony, bo poprzez to
kim jestem wyrastam ponad resztę. Ta Reszta może tymczasem buty mi
lizać, bo – cóż za hańba dla Reszty! – nie jest tym kim ja
jestem.
Być dumnym to o tyle beztrosko, co
butnie nie wiedzieć, jak głęboko nic się nie wie i jak byle kim
się jest.
niedziela, 21 lutego 2016
1405 m n.p.m
Moim największym sukcesem
jest to, że zmarnowałem życie.
Udało mi się nie stać
zmotywowanym, wiedzącym czego chce i twardo stąpającym po ziemi
średniakiem bez znaczenia. Zostałem kimś bez znaczenia po swojemu.
Czy to nie wystarczająco piękne?
Zapewne to nadal nie unikalne. Na dobrą sprawę jestem całkiem przekonany, że już niejedni przede mną w podobny sposób filozoficznie przehulałi sobie życie i strawili w niekończących się sprawdzianach na prawdę i dobro wszystkie swoje marzenia i tożsamości.
Nie myślcie, że to łatwe, nawet jeśli może wydawać się proste.
Zmarnowanie życia przyszło mi kosztem wielkiego zacięcia, konsekwencji i (czy okaże się, że przede wszystkim?) wyrzeczeń.
Jak mógłbym z tego stanu zmienić się i nagle zacząć odgrywać sprawnego, zgrabnego, wesolutkiego?
Pewnie gdybym to zrobił zamiast tego, co mi się poprzydarzało i poudawało, to robiłbym z przyjemnością.
Jak jednak, teraz, ze swoich Bieszczad miałbym nagle zlecieć, zapomnieć widoki i doświadczenia, po to aby podążyć z gawiedzią na Giewont lub Gubałówkę i krzyczeć wokół, że Tatry są najpiękniejsze i najwyższe na świecie?
Podobno gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Ponieważ sam niewiele mam, to wiem, że nie tyle lubi się, co trzyma się kurczowo. Bo jak puścić się tego jedynego, czego się wprawdzie nie lubi, ale przynajmniej się ma?
Czy wszyscy musimy przestawić się na marzenie o zostaniu kimśtam (zazwyczaj pustoszejącą z czasem figurką, choć wystawowo polakierowaną), zamiast chcieć pozostać po prostu sobą w formie swojej i nie wstydzącej się szarawości?
wtorek, 16 lutego 2016
społeczna filozofia nieudacznictwa
Poprzednią myśl rozwinąć mógłbym
na podstawie kolejnego kawałka autobiografii.
Zabrnąłem być może za daleko w moim
droczeniu się z korpoznajomymi.
Ponieważ nawet open space'y są
częściowo ułożoną i pozamykaną przestrzenią, głównym forum i
wybiegiem są w korpo przestrzenie związane ze wspólnym spożywaniem
posiłków. To właśnie one stały się w efekcie areną moich
prowokacji.
Najbardziej rozpoznawalną (bo
oferującą dość dużą dozę skandaliczności) domeną mojego
luncho-gotowania stały się parówki. Choć zdarzało mi się
odstępować od norm na różne inne sposoby (przez pewien czas
utożsamiano mnie z burakami, ale mimo że wciąż dość tanie i
zgrzebne, od kiedy zbyt dużo osób in-korpo-rowało je do własnego
menu, używam ich już rzadziej), to w tym tygodniu zaokrąglono mnie
do miana tego, co zawsze je parówki (choć w tym tygodniu ich nie
jadłem i w ogóle wcale nawet nie co tydzień je jadam). Tak grałem
wizerunkiem nieudacznika, że w oczach niektórych zgasła dla mnie
wyrozumiałość. Niezależnie od tego, jak potoczy się dalej
historia moich parówkowych wyzwań, chciałbym zadeklarować się co
do ogólnej strategii, jaka stoi między innymi za nimi.
Nieudacznictwo to dobry sposób buntu.
Gdy oczekują od nas spełniania
wymagań, dorównywania do poziomu, podążania za peletonem*, to
nieudacznictwo jest względnie uprzejmą i legalną formą odmowy
uczestniczenia.
*Spełnianie wymagań to na przykład
włączenie siebie w tresurę, dawniej sterowaną kijem i marchewką,
obecnie statusami, miłymi słówkami i benefitami. Dorównywanie do
poziomu to nakaz urawniłówkowy, który sprawić ma, że wszyscy
będziemy chodzić jak zegarki. Podążanie za peletonem, a tym
bardziej jazda w nim to najlepsza metoda na niezastanawianie się nad
tym kto wyznacza kierunek i nadaje tempo.
Bunt jako pełen przemocy gwałtowny
zryw zdarza się częściej na obrazach niż w rzeczywistości, bo
tutaj przyjmuje raczej formy codzienne, słabo dostrzegalne i bez
dobrej woli nieraz nierozpoznawalne.
Zawsze dziwiły nas strajki głodowe. W
końcu to bunt przeciw komuś wymierzony we własne ciało. To jednak
właśnie ten omawiany tu rodzaj buntu – bunt poprzez odmowę, w
tym przypadku w dość brutalnej jak na ten rodzaj działania formie.
Odmowa to właściwie bunt
pacyfistyczny. Bunt tych, którzy zerwać chcą ze swoją krzywdą,
jednak bez krzywdzenia kogokolwiek innego. Bunt, który kombinuje jak
może, aby nie odpłacać pięknym za nadobne, by uciec od logiki
wendety. Bunt marzycieli, śniących o przyszłości, w której nikt
od miecza nie ginie, bo nikt już mieczem nie wojuje.
Odmowa to zazwyczaj także bunt słabych
– tych, których założenia systemów wykluczają, bo systemy
zazwyczaj buduje się na krystalizacji jakiejś siły jako zasady
hierarchicznej.
Co więc robi w końcu w zarysowanej
dziedzinie nieudacznik? Odmawiając celowania w tych samych grach i
celowania w te same wzorce, odmawia im powszechności obowiązywania.
Wskazuje, że zasady i marzenia nie są ograniczone do tych aktualnie
przykazanych lub aktualnie modnych. Stara się nie czerpiąc korzyści
z najnowszego szyku, istnieć równie niezmiennie i stąpać po ziemi
w sposób możliwie sympatyczny. Wskazywać, że to co dzieje się
aktualnie jest tylko pojedynczym wariantem i tylko jedną wiązką
historii. Nie obrażając cudzych dążeń i tożsamości,
nieudacznik próbuje zapytać, czy są aby pewni tych swoich? Stara
się własną praktyką pokazać alternatywność, która jest
radykalna właśnie poprzez zrzeczenie się spełniania poprawnych
pragnień.
Nieudacznik buntuje się poprzez
przekazanie tym dzierżącym palmę pierwszeństwa lub usilnie do
niej dążącym wszystkich dostępnych w danym systemie prerogatyw,
po to by odartym ze znamion według tego systemu sukcesu stanąć
przed nimi i zapytać, czy to właśnie tego chcieli i skoro oto
wygrali i wygrywają w tej opanowanej przez nich grze, to co to
właściwie znaczy i co teraz. Nieudacznik to ten, kto napadnięty
przemocą, wsadza ręce w kieszenie i mówi: 'no dalej!'.
piątek, 12 lutego 2016
pod kamieniami leży szkło
Czy łatwiej jest w końcu
sprawnie nabyć umiejętności wymagane przez tak zwaną normalność,
czy świadomie się przed nią obronić i mądrze zdystansować?
Subskrybuj:
Posty (Atom)