Samotność
i pustka stały się moim żywiołem Nie wiem, czy tego chciałem.
Trochę prowokowałem, ale nie mogę powiedzieć, żeby była to w
pełni moja zasługa ani w pełni moja wina. Faktem jest jednak, że
to właśnie opuszczony przez wszystkich czuję się najbardziej sobą
i właśnie taki stan pokrywa się z moim biograficznym pojęciem
normalności.
Teraz
gdy spotykam się z Tą niemal codziennie, a wczoraj nawet
trzykrotnie, to czuję się dziwnie. Obserwuję swoje działania z
jakiegoś nieco insomnicznego dystansu. Jedna sprawa to ta, że się
rzeczywiście nie wysypiam, ale druga to ta, że faktycznie wszystko
wydaje się niemożliwe-że-całkiem-prawdziwe.
Jeśli
w moim liczącym prawie trzy dekady życiu pojawiało się szczęście,
to zawsze było ono chwilowe. Były to eksplozje związane z
określonymi wydarzeniami. Ewentualnie były to satysfakcje, jeśli
utrzymujące się dłużej, to o łagodnym przebiegu. Nigdy nie
zdarzył mi się taki stan stały, jak obecny, gdy od kilku tygodni
czuję świetnie i bez względu na świadomość własnej marności.
Nie wiem jak sobie z tym radzić i jak to traktować. Aż chce mi się
przerwać, powiedzieć, że muszę odpocząć od radości i ekstaz,
że potrzebuję trochę podusić się znów tym bezsensem, który
jako jedyny mogę traktować jako swoją niezbywalną własność.
W
całym tym stanie, który jest bez dwóch zdań (za to w dwóch
słowach): nareszcie i pięknie, czuję się niepewnie. Sam nie wiem
jak zareaguję na kolejne kontakty i kolejne zacieśnienia więzi.
Obawiam
się, że mimo podobieństw, dla Tej stanem naturalnym jest właśnie
znajdowanie się wśród ludzi i w relacjach z nimi i na poziomie
zdroworozsądkowości, zwyczajności, korzystania z życia i świata.
Jestem zauroczony tym, jak dba ona o podtrzymywanie mnie właśnie w
takich stanach, ale jest mi dziwnie, gdy rozważam jako możliwe to,
że właśnie w takich samych staraniach widzi ona moją największą
zasługę dla niej.
Czy
można przyznać, że dla zachowania siebie w swoim życiu potrzebuję
czasami naderwać relację i pogrążyć się w dusznościach? Nie da
się przecież z pustelnika zostać pełnoprawnym partnerem.