poniedziałek, 27 czerwca 2016

nauka zamyka ryj

Nauka ma ten walor, że zamyka mądrym, którzy już uświadomili sobie swoją głupotę mordy.
Gdy chcesz coś powiedzieć, to uświadamia ile już było, jak jest skomplikowane, jak to co chcesz powiedzieć banalne tudzież obwarowane najróżniejszymi warunkami wypowiedzenia, stosowalności, metody, historyczności, kontekstualności.
Ciekawe przy okazji, że niemal każdy angażujący się politycznie naukowiec okazuje się być mniej lub bardziej odstręczający i dla przynajmniej wszystkich poza bronioną przez siebie stroną kompromitująco zajadły.

sobota, 25 czerwca 2016

nieoczekiwane niemożliwości zamiany miejsc

Słyszałem, że wielu z was miewało podobne pragnienie do tego, które przez jakiś czas średniej młodości uznawałem za typowo moje. Wejść w czyjąś głowę, w czyjąś świadomość, czyjś punkt widzenia. Dowiedzieć się jak to jest być kim innym – właśnie tym/właśnie tą. Jak ich myśli przebiegają w ich całościowości. Jakim tempem ślizgają się po umyśle, jakie przybierają kolor, jakie struktury znaków wodnych towarzyszą tłu codziennego postrzegania rzeczywistości, jakim tonem mówi wewnętrzny narrator, jakimi słowami opisuje obserwowane, co myśli i czuje tak naprawdę. 
Równie ciekawe obietnice wiązało się z tym pragnieniem działającym w drugą stronę. Gdyby tak ktoś mógł przejąć na chwilę kontrolę nad doświadczaniem mnie i zrozumieć to kim jestem, tak jak sam tego nie rozumiem. Zawsze spodziewałem się, że osoba, z którą wymieniłbym się na świadomości musiałaby się zapaść w sobie, a być może także rozpaść fizycznie pod wpływem beznadziei i bólu towarzyszącym byciu w mojej skórze.
To pragnienie jest dość ekstremalne – zarówno ekstremalnie egoistyczne, jak i ekstremalnie otwierające na kogoś drugiego.
To pragnienie nie może być zrealizowane z bardzo wielu przyczyn. Nie tylko jestem niedowiarkiem co do możliwości zbrojących się w coraz lepsze technologie nauk neurobiologicznych. Zamieniając się z kimś na świadomość, musielibyśmy przecież zostawić swoją ze sobą (to znaczy poza sobą – przenoszącym się do cudzej). Ewentualne doświadczenia bycia kim innym, nawet jeśli można by je wypracować będąc aktualnie w całości właśnie tym kim innym, nieodróżniającym bycia tym od żadnego innego stanu, zapadłyby również w pamięć (możliwe, że nie rozczytywalne) tego kogo innego i nie mogły powrócić do tego, kto z pragnieniem wybierał się do cudzej świadomości.

niedziela, 19 czerwca 2016

poza pustelnią razi słońce

Samotność i pustka stały się moim żywiołem Nie wiem, czy tego chciałem. Trochę prowokowałem, ale nie mogę powiedzieć, żeby była to w pełni moja zasługa ani w pełni moja wina. Faktem jest jednak, że to właśnie opuszczony przez wszystkich czuję się najbardziej sobą i właśnie taki stan pokrywa się z moim biograficznym pojęciem normalności.
Teraz gdy spotykam się z Tą niemal codziennie, a wczoraj nawet trzykrotnie, to czuję się dziwnie. Obserwuję swoje działania z jakiegoś nieco insomnicznego dystansu. Jedna sprawa to ta, że się rzeczywiście nie wysypiam, ale druga to ta, że faktycznie wszystko wydaje się niemożliwe-że-całkiem-prawdziwe.
Jeśli w moim liczącym prawie trzy dekady życiu pojawiało się szczęście, to zawsze było ono chwilowe. Były to eksplozje związane z określonymi wydarzeniami. Ewentualnie były to satysfakcje, jeśli utrzymujące się dłużej, to o łagodnym przebiegu. Nigdy nie zdarzył mi się taki stan stały, jak obecny, gdy od kilku tygodni czuję świetnie i bez względu na świadomość własnej marności. Nie wiem jak sobie z tym radzić i jak to traktować. Aż chce mi się przerwać, powiedzieć, że muszę odpocząć od radości i ekstaz, że potrzebuję trochę podusić się znów tym bezsensem, który jako jedyny mogę traktować jako swoją niezbywalną własność.
W całym tym stanie, który jest bez dwóch zdań (za to w dwóch słowach): nareszcie i pięknie, czuję się niepewnie. Sam nie wiem jak zareaguję na kolejne kontakty i kolejne zacieśnienia więzi.
Obawiam się, że mimo podobieństw, dla Tej stanem naturalnym jest właśnie znajdowanie się wśród ludzi i w relacjach z nimi i na poziomie zdroworozsądkowości, zwyczajności, korzystania z życia i świata. Jestem zauroczony tym, jak dba ona o podtrzymywanie mnie właśnie w takich stanach, ale jest mi dziwnie, gdy rozważam jako możliwe to, że właśnie w takich samych staraniach widzi ona moją największą zasługę dla niej.
Czy można przyznać, że dla zachowania siebie w swoim życiu potrzebuję czasami naderwać relację i pogrążyć się w dusznościach? Nie da się przecież z pustelnika zostać pełnoprawnym partnerem.