poniedziałek, 24 października 2016

opóźnienie lotu

W przeciągu można się przeziębić, a w ciągu ostatniego ponad miesiąca leciałem dziesięcioma samolotami, byłem w czterech krajach, wliczając Polskę, a odliczając Niemcy, w których tylko się przesiadałem, miast odwiedziłem piętnaście – znów odliczając przesiadki, dłoni ściskałem kilkadziesiąt, dziwnych rzeczy jadłem wiele, byłem na pierwszych w dorosłym życiu prawdziwych wakacjach, dostałem bardzo aprobujący prezent, a wymieniam tu tylko dość losowe sprawy.
Oskarża się mnie, że jestem karierowicz i, że dobrze się bawię. Sam też pomyślałbym: spływa na mnie wiele radości.
Ciągle wraca do mnie jednak to chore myśłenie, które nabyłem, a właściwie to, którym musiałem bronić swoją spauperyzowaną tożsamość przez ostatnie lata. Przynależność klasowa chyba mi się zmieniła, tak jak i moje położenie na wykresach powodzenia. Nadal jednak bronię tamtego myślenia, tamtego siebie i wszystkich, którzy zajmują pozycje deprywacji i wykluczenia. Nadal widząc bogactwo, widzę przede wszystkim biedę, która je wspiera; na niekorzyść której ono istnieje.
Czasami owocuje to sytuacjami, w których świadomie i spektaklowo (ale nigdy spektakularnie) testuję granice przyzwolenia na beztroskę, konsumpcję, bezkrytycyzm. Czasami robię to jednak nieświadomie, robię to wbrew woli, robię to impulsywnie, a może właściwie regresywnie.
Raz ostatnio poszliśmy nie z mojej inicjatywy, ale za moją zgodą i w gruncie rzeczy z chęcią towarzyszenia na ciasto. Gdy już zobaczyłem, jakie są możliwości, chęci mi odeszły, a gdy zamówiłem i dostałem na stół, poczułem okropny wstyd. Nie chciałem już tego jeść. Chciałem siedzieć tam z nią, ale nie potrafiłem skupić się na niczym, bo cały czas myślałem o tych, którzy ciast nie jedzą, witamin nie jedzą, białek nie jedzą, zdrowego ani ładnego nic nie jedzą, którzy nie mają możliwości ani wiedzy wybierać co kupują, co mają, co myślą. Jak będąc dopiero co i zasadniczo wciąż jednym z takich, mógłbym lansować się teraz, kosztować, delektować się, rozsmakowywać, chwalić aromaty, składniki, kucharzy? Ciasto nie jest nikomu potrzebne! Kto je je, drwi sobie z potrzeb i zasługuje na potępienie. Siedziałem nad ciastem długo i łykałem żółć, aby znaleźć miejsce w żołądku. W końcu, gdy nie patrzyła, rozmemłałem ciasto widelcem na talerzu i dopiero tą z nienawiścią zniszczoną miazgę, zacząłem zagarniać do paszczy,  ku ostatecznej utylizacji. Tymi działaniami i myślami zepsułem nie tylko wieczór, ale też parę innych sytuacji. Choć ich żałuję, to mam poczucie, że były sprawiedliwe.
Siedząc na firmowej kolacji zorganizowanej w największej restauracji w rynku miasta, w którym nocowaliśmy, moje myśli także nie krążyły wokół specjałów kulinarnej sztuki, ani regionalnej rywalizacji lokali ani szyku sali i klientów ani tego, że ogólnie fajnie jest. Słuchajc w oczekiwaniu na kolejną darmową porcję obojętnie mi czego (pozwolono nam dzień wcześniej przejrzeć możliwości i wybrać swoje zamówienie, ale nie do końca zrozumiałem nazwy tychże mozliwości, ani nie zapamiętałem które spośród nich wybrałem) rozmów na temat ciekawych samochodów w posiadaniu moich towarzyszy stołu, ich wypraw do dalekich krajów, ich kawowych rytuałów i preferencji, ich teatralnych wojaży, danych personalnych i tytułów ludzi, z którymi na codzień pracują, nie miałem tematu ani ochoty nawiązać do ogólnego tonu. Nie udzielała mi się swoboda. Nawet jeśli szukałem w myślach możliwości na uzyskanie wrażenia nie aż tak nietowarzyskiego, znajdowałem w myślach jedynie układające się na różne strony pytanie o to, jak właściwie dają radę o tym wszystkim rozmawiać, jak również siedzieć i spożywać podczas gdy wraz z tym wszystkim, co robią i opowiadają, całe ich i nasze życie jest całkowicie pozbawione sensu. Pytania nie zadałem, ale mam podejrzenie, że współbiesiadnicy mieliby dla mnie w odpowiedzi mniej więej tyle, ile ja dla nich, gdy mowa była o korzystaniu z nietypowych skrzyni biegów. Wzbraniam się jednak przed mianem egzystencjalisty. Wydaje mi się, że jestem już raczej nihilistą.
Nocując w ostatnim z płaconych ze służbowej kasy hotelowym pokoju myślałem głównie o tym, ile osób i ile czasu, wraz z którym zdrowie, musi codziennie marnować na przepisowe układanie pościeli, dokładanie niedobrych pojedynczo pakowanych herbat na tacki, dolewanie szamponów do malutkich tubek, pranie raz użytych ręczników, zaginanie w trójkącik ostatnich listków papieru toaletowego i spłukiwanie wszystkich pozostawionych w brodziku lub wannie włosów. Przecież te prace są zupełnie niepotrzebne i służą tylko usztucznianiu doznania ludzi, którzy właśnie wydali najwyraźniej niepotrzebną im masę pieniędzy. Nie dość, ze typowy wyzysk, to jeszcze czysty naddatek dla czystej próżności.

poniedziałek, 10 października 2016

kłamstwa przygodowe

Gdy mi na kimś wcale nie zależy, albo nie chcę, żeby komuś na mnie zależało, to lubię skłamać na swój temat. Prywatność jest w końcu w naszej epoce (skoro czas mierzony skokami w rozwoju – niestety głównie technologicznym – przyspiesza, to skracają się także epoki) tak rzadka i niemożliwa do upilnowania, że stała się cenna. Po co ktoś zupełnie nieznaczący miałby wiedzieć o mnie coś prawdziwego? Po co miałby też potwierdzać moim kosztem jakieś swoje stereotypy, przypuszczenia czy insynuacje? Niech ich świat zaskakuje. Niech nie myślą, że wszystko można odgadnąć według łatwego schematu. Trzeba ludziom dawać do myślenia, żeby nie zagnieździli się za bardzo w komforcie własnej lokalnej głupoty, a nawet jeśli dysponują mądrością, to wiadomo, że niewietrzona mądrość przestaje mieć jakąkolwiek wartość, a horyzont z czasem się zasklepia. Niech sobie trochę poniedowierzają, jeśli mogę im to zapewnić. Sam też muszę się w końcu wietrzyć. Po to czytamy książki, po to oglądamy filmy, po to być może w ogóle powstały jakiekolwiek formy artystyczne – żeby przeżyć coś spoza własnego życia określonego fizjologicznym oraz społecznym przymusem. Kiedy jest się takim leniem, nudziarzem i ignorantem jakim niestety nieubłaganie się stałem i na prawdziwą sztukę nie ma się czasu, można przynajmniej skłamać coś na temat swojego statusu i spróbować wyobraźni dopowiedzieć sobie poczucia i wydarzenia, jakie mogłyby się z tym wiązać.