Zadziwia
mnie ekspansywność zazdrości w moim własnym ciele. Z najgłupszych
powodów zalewa mnie żółcią i paraliżuje. Że ona siedzi obok
kogoś, że z kimś rozmawia, że ma przyjaciół, że do kogoś
pojechała, że się do kogoś jeszcze tak uśmiecha, że takich słów
używa także poza domem, że dla innych ma inne, niedostępne mi
światy i języki. Wszystkie te rzeczy uważam za względnie
oczywiste i dopuszczam istnienie w sobie jakichś małych żalów.
Nie mogę jednak zrozumieć dlaczego najmniejsze powody powodują u
mnie całkowite wyłączenie. Wszystkie myśli zostają odcięte,
wszystkie zwykłe zachowania wstrzymane. Wszystko jest nagle
problemem, jest niestosowne i nieosiągalne.
Postawiłem
ją chyba za wysoko na ołtarzu. Wszystko, co robi wydaje mi się
szczególne i nie mogę znieść, że to szczególne dostępne jest
właściwie każdemu w okolicy. A jeśli nie jest szczególne, to co
ja tu robię? Potrafię wobec niej jedynie wymagać dla siebie
pierwszeństwa albo ustawić się na końcu kolejki oddanych
wielbicieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz