niedziela, 31 stycznia 2016

trudniejsze słowa

Nazwanie po imieniu afirmacji, stygmatyzacji, czy penalizacji czasami drażni i rodzi nieporozumienia. Każe się nam czasami używać w zamian słów i nastawień bardziej przyziemnych. Wyśmiewa się zintelektualizowanie tych powyższych.
Mówiąc o sprawach ważnych, trzeba je najpierw w jakiś sposób de-banalizować. O to tu chodzi, żeby wskazać kulturową, społeczną i polityczną siłę opisywanych w ten sposób zabiegów.
Trzymanie się języka potocznego razem z jego frazeologią i przysłowiami pozostawiłoby nas na zawsze w przekonaniu „nic się nie stało” oraz „tak już jest”.
Żeby w ogóle dostrzec co się stało i jak jest, trzeba zmienić perspektywę. A do tego potrzeba także języka, który odklei nas od tego lunatycznego obserwowania rzeczywistości, w którym wszystko można przeoczyć potraktowawszy z przyzwyczajenia jako naturalne, konieczne i zwyczajne.
Szyderstwo nie jest tylko kwestią komizmu.
Dystynkcje są wszędzie.
Przemoc jest codziennie.
Zawsze jest też możliwość zrobienia czegoś dobrego, czego znaczenie przekracza sam obraz ruchu, brzmienie słowa oraz możliwość ich opisania pojęciem wyuczonym z pierwszych czytanek. 

sobota, 30 stycznia 2016

czuły wyłącznik

Rządzi mną taki mechanizm, że gdy coś mnie oburzy, czy osłupi, to odechciewa mi się naraz wszystkiego. 
Gdy ktoś łamie zasady gry, to nie staram się odbić piłeczki, tylko oddaję walkowera i myślę już tylko o znalezieniu sobie innego sportu.

przetargi damsko-męskie

Do najsłabszych tekstów na tym blogu zaliczają się zdecydowanie te narzekania, które wynikają z moich niepowodzeń z kobietami.
Porażką współczesnej miłości (a w następstwie moich niektórych niepowodzeń) jest z całą pewnością strategia, którą określić trzeba strategią przetargową.
Zdaje się, że jest to strategia nierzadka i z pewnością nie tylko mnie irytująca.
Polega najwyraźniej na dzieleniu się z możliwie dużą liczbą osób swoimi zachciankami, wyrażonymi raz jako brak, raz jako potrzeba, a innym razem wyraźnie jako rzucone wyzwanie.
Po tym nastąpić ma prawdopodobnie oczekiwanie na oferty zaspokojenia, a najlepiej na gotowe już dary.
Kto lepiej, kto zmyślniej, kto więcej – ten rękę otrzyma. Albo zostanie umieszczony na pierwszym miejscu w kolejce do czasu, aż kolejny pretendent nie szarpnie się bardziej.
Relacja staje się być może nigdy nie zamykającym się przetargiem, który ogłasza w gruncie rzeczy: „Kimkolwiek jesteś, oto czym mógłbyś zdobyć moje względy [np. Mam obecnie w szafie miejsce na nowe spodnie]. Postaraj się”.

niedziela, 24 stycznia 2016

Z as integer

Kobieta zmienną jest.
Każdy de facto jest zmienną.
Nie można jednak uczepiać się tego przysłowia i głównym atrybutem swojej kobiecości czynić nieprzewidywalność, czy jakąś usilną kapryśność.

sobota, 16 stycznia 2016

cytuję o oczywistości krwi czystości


"I tak ze wszsytkich ludów pomieszania
Różnomaścisty Anglik się wyłania;
Śród bitw zajadłych, żądz nieokiełznanych,
Ze Szkotem Bryt się zadał malowany.
Miot ich skundlony, uniżony sługa,
Przyprzągł jałówki do rzymskiego pługa;
Za czym hybrydy półkrwiste powstały,
Bez nazwy, mowy, plemienia i chwały.
Krew ich gorąca w lędźwiach się burzyła,
Wnet się z krwią saską i duńską złączyła.
Ich niecne córki, jako ich przodkowie,
Wszelkie narody gościły w alkowie;
I tak krew w żyłach podłego plemienia
W krew przenajczystszą Anglików się zmienia"


Daniel Defoe, The True-Born Englishmen, 
przeł. Dorota Kozińska
za: Benedict Anderson, Wspólnoty wyobrażone, Rozważania o źródłach i rozprzestrzenianiu się nacjonalizmu, Warsyawa 1997.

środa, 13 stycznia 2016

chorobliwa pedagogika

Ludzie młodzi szczególnie często zachowują się jak ci niesforni pacjenci, którzy chcą udowodnić lekarzom, że nie dadzą rady ich wyleczyć, a jednocześnie starają się skupić na sobie całą uwagę uleczania.
Zachowują się tak, jakby to tylko szpitalom, szkołom, instytucjom, autorytetom miało zależeć na ich uformowaniu i jakby one wszystkie były do tego na śmierć i życie zobowiązane.
Niesforni pacjenci jako swoją postawę przyjmują buntownicze igranie ze swoimi opiekunami. Wymagają pełnego zaangażowania po to, by móc je odrzucić i szyderczo zawieść.
Chcą zostać uleczeni, ale z przekonaniem, że to oni byli jego właściwą siłą sprawczą. Chcą odnieść korzyść z każdego zabiegu medycznego, ale bez angażowania się weń. Chcą skumulować siły medycyny w swoim nieodkrytym jeszcze przez medyków organie, który po tym jak udowodni lekarzom ich niemoc, uleczy organizm i z dumą zaprezentuje, że to chory cały czas trzymał rękę na pulsie.
Być może nawet niesforni pacjenci sądzą, że to oni są zdrowi, a lekarze są chorzy i trzeba ich przeciągnąć na swoją stronę, nawet jeśli na myśl o świecie bez szpitali ogania jakiś nieokreślony lęk.