wtorek, 31 maja 2016

oskarżyć oskarżycieli

Prawica przedstawia mi się w ogóle jako przede wszystkim repertuar dyspozycyjnych oskarżeń i konstrukcji chłopców-do-bicia. Prawica oferuje głównie możliwość urośnięcia we własnym mniemaniu poprzez obrzucenie winą za cokolwiek by akurat nie stanowiło problemu jakąś dowolnie wybraną grupę lub osobę. Pozwala wyżyć się na drzazgach w cudzych oczach i zapomnieć o belce we własnym. Mami obietnicami przebudowy świata, w ten sposób, że jakkolwiek zdefiniowani „my” staniemy się po wsze czasy wyniesioną ponad resztę arystokracją, a dowolni „oni” wypełnią rolę przeznaczonych do unicestwienia pozbawionych wolności i praw człowieka podludzi, ponieważ właśnie tak od zawsze jednym i drugim się należało.
Prawica chyba nigdy nie uwolni się od frustrackiego zapału wykluczania i im bardziej podszytej strachem oraz niepewnością, tym większej megalomanii.

niedziela, 29 maja 2016

obramowanie

Nieszczególnie poważam fenomenologię, ale często, gdy się do czegoś zabieram, mam skłonność do zawieszania swoich (tym bardziej cudzych) sądów i wiedzy. Zabieram się wtedy do sprawy całkowicie od początku. Staram się odciąć od banalnych porad, przesądów i zmurszałych tradycji. Przygrywa temu kult prawdy, odpowiedzialności, kreatywności, perfekcjonizmu, ale tez indywidualizmu. To co robię powinno być trafne, właściwe, sprawiedliwe, nowatorskie, spełnione i moje.
Jak w tych okolicznościach zrobić kanapkę?
To największy z banałów, jaki można powiedzieć w zakresie nauk społecznych – nie robimy nigdy nic od nowa, a zazwyczaj to co robimy jest sprawne, skuteczne i akceptowalne głównie dzięki temu, że jest powtórzeniem lub tylko delikatnym przetworzeniem.
Na każde pytanie można trafnie odpowiedzieć stwierdzeniem: „jest wiele możliwości”.
Z wielu możliwości bardzo trudno jest wybrać najlepszą, ale niewybieranie żadnej rzadko jest z najlepszą równoznaczne. Żeby zdecydować się na jakąś możliwość w sposób świadomy (a więc nie zupełnie losowy i nie zupełnie naśladowczy), trzeba nieraz skomplikowanych i nie do końca wiarygodnych kalkulacji. Dlatego wszyscy wprowadzamy do swojego myślenia ograniczenia i to jeszcze rzadziej czynimy w sposób świadomy. Osobiście zwracam na to uwagę. Dlatego zdarza się, że więcej czasu spędzam na obramowaniu problemu podług wartości, możliwości, oczekiwań, koniunktur, filozofii, lojalności (i etc. bo jest wiele możliwości) niż na jego rozwiązaniu w uświadomionych już ramach.

sobota, 28 maja 2016

otwarcie

Potrzeba było tak mało czasu, żebym nie potrafił już dłużej myśleć o sobie jako tylko o sobie samym. Mimo kilkudziesięciu lat samotności (chyba że przesadzam tym totalizmem), gdy tylko zbliżyłem się do tej, którą roboczo nazwijmy Tą, czuję się już teraz dwucieleśnie; co oznacza oczywiście to samo co dwuumyślnie. Nie potrafię obecnie pomyśleć siebie bez związku z Tą.
Odbiera mi to zarazem umiejętność pisania. Nie mogąc na poważnie wierzyć, że wcześniej pisałem tego bloga do kogoś, pisałem go od początku głównie do siebie samego. Teraz właściwie już nie ma mnie samego. Jestem porażony czuciem się nie-sam. Blog traciłby w ten sposób swojego zwyczajowego odbiorcę. Kwestia nadawcy komplikuje się jeszcze bardziej. Bo czy jest jeszcze Leon? Czy ma on prawo pisać wciąż pod tym imieniem i pod tym tytułem, który całemu przedsięwzięciu tak słusznie nadał już cztery lata temu?
Nigdy nie wiedziałem kim jestem, ale wiedziałem przynajmniej jak bardzo mój świat jest zawężony. Teraz nie wiem kim jestem z powodu rozszerzenia własnej obecności składającego się z absolutnego otwierania się na Tą oraz przyjmowania jej istnienia jako niezbędnego dla uzyskania w moim sensu i celu.
Dowodem egzemplifikującym to, o czym piszę jest pewnie to, że piszę to tylko wtórnie, po tym jak Tej już to powiedziałem.

sobota, 7 maja 2016

szczupli mają bliżej do świata

Ciało okazuje się dość ważne. Zawsze było ważne, choć w pewnych czasach próbowano je separować od człowieczeństwa i lekceważyć. Od kilkudziesięciu lat stało się znów przedmiotem coraz mniej skrywanych fetyszy. Jednym z fetyszy jest ciała trenowanie. Za nim idzie wymaganie od ciał cudzych (a zwłaszcza potencjalnie bliskich) wytrenowania. W toku pisania tego bloga nieraz udowadniałem, że wybór jest iluzją, a starania zawsze ograniczone. Ciało jest wyraźnym, bo materialnym przykładem na to, jak niedobrowolnie jesteśmy stworzeni i pozostawieni sobie właśnie takimi.  (kontrargumentów wobec rozkrzyczanych, roześmianych, rozwymagających trenerów, którzy każde odstępstwo od ferowanej przez nich normy lubią kwalifikować jako słabość wymienić można wiele, choćby: krótkowzrocznych, głuchoniemych, cukrzyków, porażonych, sparaliżowanych, niskich, astmatyków, garbatych) Widać będzie w następujących słowach jak bardzo oddaliłem się już od doktoranctwa albo w ogóle od dyscypliny logicznej. Teoria będzie niedorzeczna, ale opisane w niej skutki są realne, bo właśnie ich doświadczenie prowokuje mnie do ośmieszenia się koncepcją. Jako na nawet niezależnie od biedy szczupłego, rzeczywistość wpływa na mnie bardziej niż na tych o bardziej rozległych korpusach. Moje wnętrza bliżej graniczą z zewnętrzem, toteż obydwa mają więcej okazji do wzajemnych wymian. Gdy przez świat przechodzę, to nie rozgarniam go swoim ciałem, lecz bardziej jestem przez świat w każdym ruchu przeszywany.  Nie mam okazji do motywowanej cieleśnie arogancji. Nie bujam się, nie konfrontuję zawadiacko na bary, nie gram słonia w składzie porcelany, nie zaburzam cudzych intymnych dystansów ani nie staram się imponować samą własną objętością.  To ciało, które mi urosło zmusza mnie do większego szacunku wobec otoczenia i do rozwagi w ustawianiu ciała w określonych miejscach. Mając je na znane mi już sposoby zawodne, muszę je trochę bardziej oszczędzać. Nie mogę lekceważyć wszystkich możliwości i zakładać, że ostatecznie jakoś się przez nie przebiję lub przyciągnę swoją grawitacją co trzeba. W szczupłości muszę mieć plany i ograniczenia. Muszę po licznych próbach zdawać sobie sprawę z wrażliwości takiego wystawienia na rzeczywistość, a także zmagać się z jego skutkami, w tym również skutkami typowo wewnętrznymi.