Nowinki
z obszaru praktycznej nauki języków obcych umacniają nas w
przekonaniu, że nauka nie wymaga żmudnego szlifowania teoretycznych
podstaw. Choć to też jest potrzebne, coraz więcej osób dochodzi
do przekonania, że podstawą nauki jest używanie języka. Przede
wszystkim rozmawiać z ludźmi, próbować w tym języku myśleć,
formułować zdania i według niego odczuwać wydarzenia.
Podręcznikowi zostawić rolę korygowania tych miejsc, w których
nie byliśmy pewni lub w których zabrakło nam umiejętności.
Świat
mógłby wydawać się bardziej przyjazny po stwierdzeniu powyższego
faktu. Jednak mnie to oczywiście zniechęca. Skoro nie potrafię
mówić w żadnym języku to znaczy, że niestety żadnego już się
nie nauczę. Zasady gramatyczne zawsze chwytałem dość łatwo. To w
końcu tylko taka matematyka. Zestaw logicznych zasad i zestaw
wyjątków. Ostatecznie do zrobienia, nawet z przyjemnością.
Słownictwo do pewnego etapu życia też potrafiłem sobie wbijać do
głowy dość skutecznie. Tylko, że mówić po prostu nie potrafię.
Nie potrafię i tyle. To nie tylko introwersja – to prawdziwy
imbecylizm. To nie tylko języki obce – po polsku też nie potrafię
się wypowiedzieć w żaden zgrabny sposób. Gdy sobie przygotuję,
to dam radę wypowiedzieć ze trzy zdania, ale gdy mam coś odrzec z
nagłości, to z reguły wyjdzie ze mnie tylko niegramatycznie
sklecone pierwsze naiwne skojarzenie z pytaniem i często nie będzie
ono ani prawdziwe, ani informacyjne, ani zabawne, ani retorycznie
przyzwoite.
W
dodatku zupełnie nie panuję nad swoim głosem. Mój głos to
nieregularny kloc, który chybocze się i jakkolwiek by go nie
przestawiać, nigdy nie staje się wygodny. Nie mogę go słuchać.
Nawet gdy mam coś istotnego do powiedzenia i czuję, że mam słowa
do wypowiedzenia i warunki do umieszczenia komunikatu w chwili
życzliwości odbiorców, to dochodzących moich własnych uszu mój
głos tak mnie drażni, że odechciewa mi się kontynuować. Takim
głosem da się spalić choćby najlepsze dowcipy.
Podobno
w dzieciństwie dość szybko nauczyłem się mówić zdaniami i z
użyciem wszystkich wymaganych w języku w którym piszę dźwięków.
Co za ironia, że potem okazałem się niepoprawnym niemową.