niedziela, 28 sierpnia 2016

niemy ja to nieja

Nowinki z obszaru praktycznej nauki języków obcych umacniają nas w przekonaniu, że nauka nie wymaga żmudnego szlifowania teoretycznych podstaw. Choć to też jest potrzebne, coraz więcej osób dochodzi do przekonania, że podstawą nauki jest używanie języka. Przede wszystkim rozmawiać z ludźmi, próbować w tym języku myśleć, formułować zdania i według niego odczuwać wydarzenia. Podręcznikowi zostawić rolę korygowania tych miejsc, w których nie byliśmy pewni lub w których zabrakło nam umiejętności.
Świat mógłby wydawać się bardziej przyjazny po stwierdzeniu powyższego faktu. Jednak mnie to oczywiście zniechęca. Skoro nie potrafię mówić w żadnym języku to znaczy, że niestety żadnego już się nie nauczę. Zasady gramatyczne zawsze chwytałem dość łatwo. To w końcu tylko taka matematyka. Zestaw logicznych zasad i zestaw wyjątków. Ostatecznie do zrobienia, nawet z przyjemnością. Słownictwo do pewnego etapu życia też potrafiłem sobie wbijać do głowy dość skutecznie. Tylko, że mówić po prostu nie potrafię. Nie potrafię i tyle. To nie tylko introwersja – to prawdziwy imbecylizm. To nie tylko języki obce – po polsku też nie potrafię się wypowiedzieć w żaden zgrabny sposób. Gdy sobie przygotuję, to dam radę wypowiedzieć ze trzy zdania, ale gdy mam coś odrzec z nagłości, to z reguły wyjdzie ze mnie tylko niegramatycznie sklecone pierwsze naiwne skojarzenie z pytaniem i często nie będzie ono ani prawdziwe, ani informacyjne, ani zabawne, ani retorycznie przyzwoite.
W dodatku zupełnie nie panuję nad swoim głosem. Mój głos to nieregularny kloc, który chybocze się i jakkolwiek by go nie przestawiać, nigdy nie staje się wygodny. Nie mogę go słuchać. Nawet gdy mam coś istotnego do powiedzenia i czuję, że mam słowa do wypowiedzenia i warunki do umieszczenia komunikatu w chwili życzliwości odbiorców, to dochodzących moich własnych uszu mój głos tak mnie drażni, że odechciewa mi się kontynuować. Takim głosem da się spalić choćby najlepsze dowcipy.
Podobno w dzieciństwie dość szybko nauczyłem się mówić zdaniami i z użyciem wszystkich wymaganych w języku w którym piszę dźwięków. Co za ironia, że potem okazałem się niepoprawnym niemową.

wtorek, 16 sierpnia 2016

głosy do głowy

Indykatorem mojego złego samopoczucia, które towarzyszy mi przez zdecydowaną większość życia jest to, że gdy mam coś do powiedzenia, to myślę to do siebie i ani trochę nie przychodzi mi do tej części głowy, którą są usta i ewntualnie powiązane z nimi neurony pomysł, aby to powiedzieć głośno i do kogoś.