wtorek, 14 lutego 2017

zaklęty pęd wściekłości

My, wykształciuchy skłonne traktować słowa, wydarzenia i samych siebie z empatyczną rezerwą, daliśmy się i cały czas dajemy się sprowadzać w kozi róg.
Rozjuszeni nie znają zasady ironii. Oskarżają i żądają krwi. Nie mają czasu ani chęci zastanawiać się głębiej. Nie wyobrażają sobie, że znaczone może być rozbieżne ze znaczącym. W złości sięgają po ostre słowa i dają im łatwo wiarę.

To nas interesuje świat, takim, jakim on jest, a nie takim, jakim wygodnie i miło dla własnego plemiennego samopoczucia byłoby go sobie przedstawiać. Tylko w tym pierwszym kontekście można mówić o prawdzie. Do tego drugiego próbuje się wprowadzić „post-prawdę”, ale to tylko bezsensowna próba używania pojęcia prawdy w tym systemie myślenia, w którym nie ma ona racji bytu, ponieważ zasady działania systemu regulują uprzedzenia, stereotypy, przesądy, konfabulacje, przemoc, podszept, strach, nieufność.

Rozjuszonych nie interesuje więc, czy mają rację ani do czego prowadzą ich odczuwane impulsy. Poczuwszy wiatr w żaglach, pędzą przed siebie niebezpieczną dla wszystkich dookoła drogą. Nie zważają na przepisy, nie szanują dobrych obyczajów, potrącają coraz to kolejnych i nie mają zamiaru przejmować się, ani zastanawiać nad tym, czy nie warto byłoby się zatrzymać lub choćby zwolnić. Liczy się chwila, w której to oni mogą być na wozie, a inni muszą cierpieć z powodu niezrozumienia, pogardy, wykluczenia, zagubienia, a coraz częściej nieskrywanej już przemocy.

Skoro za całym pędem nie stoi żaden rozsądek, to jak można sensownie rozmawiać? Skoro merytorycznymi argumentami nie da się nic zdziałać, to w jaki sposób zatrzymać pędzących na złamanie karków? Skoro jedyną uznawaną przez drugą stronę zasadą jest siła, to jak wytłumaczyć jej zgubne skutki bez uciekania się do pogardzanej właśnie siły?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz