Nie
wiem skąd mi się to wzięło ani od kiedy trwa w ten sposób, ale
to właśnie część problemu.
Nie
potrafię zapamiętywać tego, co czytam, słucham, a prawdopodobnie
także tego co myślę i robię.
Raczej
uczę się.
Nie
potrafię sobie przypomnieć gdzie, przez kogo i w jakiej formie dana
myśl została sformułowana.
Zapamiętuję
ogólną myśl w ramach wskazówki albo jako klocek dołączany do
konstrukcji wiedzy ogólnej.
Nie
pomagało mi wcale robienie notatek, odczytywanie ich, powtarzanie
sobie, przyklejanie sobie kartek z ekstraktami lub cytatami w
widocznych miejscach. Po czasie wszystko zapominałem.
Ostatnio
czytałem kawałek tekstu, który przypomniał mi, że rzeczywiście
miałem do czynienia z danym autorem, jego teorią, ukutymi przez
niego pojęciami. Nie myślałem o nich od dawna i jestem pewny, że
gdyby nie to zewnętrzne przypomnienie, to sam nie zdołałbym z
własnej pamięci wywołać tych treści. Jednak gdy o nich czytałem,
dzięki niegdysiejszej znajomości, potrafiłem teraz wybiegać nieco
wprzód wywodu, przewidywać argumentację i w ogóle chyba dość
dobrze chwytać intencje wypowiedzi. Zauważyłem też, że mimo
niepamięci deklaratywnej, pochodzącego od czytanego autora treści
były merytorycznie obecne w moim postrzeganiu świata i gdybym nawet
pewne ostatnie spostrzeżenia próbował przenosić na grunt teorii,
to chyba musiałbym dojść do właśnie tychże świeżo-ponownie
przeczytanych.