Duża część nauki opiera się na
wytykaniu innym badaczom, że czegoś nie uwzględnili, kogoś nie
zacytowali, nie przystosowali się do jakiegoś imperatywu, nie
odrobili lekcji, nie znają tej teorii, nie stosują najnowszych
ustaleń tej dziedziny lub są w jakiś sposób zacofani.
Nieraz okazuje się, że nawet uznani
badacze pomijają jakiś niezwykle ważny element teorii, na której
opiera się ich własna dziedzina. Trudno się z resztą dziwić.
Chyba każda gałąź nauki wypracowała tak wielki gmach
teoretyczny, że niemożliwym jest objęcie go spojrzeniem. Choćby
względne rozeznanie się w nim zajmuje zazwyczaj lata, a poznanie
wszystkiego nie wydaje się w ogóle prawdopodobne, a tym bardziej
nie można pamiętać wszystkiego: wszystkich niuansów, innowacji,
genez, anegdot, przykładów i aforyzmów, a także ich autorów oraz
kontekstów powstania. Wszystko to odnoszę tylko do wnętrza jednej
dziedziny nauki, a dotyczy to każdej dziedziny z osobna – każdej,
z którą miałem jakikolwiek kontakt. (i jestem przekonany, że nie
chodzi tylko o to, że ktoś jest niechętny danej teorii – po
prostu nie musi jej znać, rozumieć lub umieć zastosować).
Sam także mam wieczne problemy z
orientacją. Zazwyczaj odczytuję je jako szczególnie moje problemy.
Nawet w obszarach, w których wydawało mi się, że posiadłem
podstawową wiedzę, od czasu do czasu wciąż odnajduję coś, co
zmusza mnie do zwątpienia i do przewartościowania poprzedniego
stanu wiedzy, co jest tym bardziej drażniące, gdy stwierdzam, że
ta nowość jest czymś, co raz już poznałem, ale albo gdzieś mi
umknęło w czeluściach pamięci albo niedostatecznie rozpoznałem
tegoż konsekwencje.
Skoro nie można zaprzeczyć, że nauka
wpływa na uczucia, to osobiście muszę stwierdzić, że we mnie
regularnie wywołuje poczucie wstydu, gdy muszę, korząc się przed
kimś (osobiście albo pośrednio – poprzez tekst lub słuchanie),
że 'o tym także nie miałem pojęcia'. Nieraz mam wrażenie, że
nauka to zajęcie, które polega na tym, że każdy chwali się tym,
co w danej chwili wie, starając się, żeby to, co wie inni musieli
uznać za coś dla nich nieznanego.
W całej tej grze nikt nie wie
wszystkiego, ani nie ma szans, by wszystko wiedzieć. Dlaczego więc
nie można się do tego przyznawać, a nawet zakładać na samym
wstępie (bo odbiera to motywację do starania się by wiedzieć?)?
Dążę w każdym razie do tego, aby
wyrazić swoją potrzebę empatycznych starań o integrację. Zamiast
wytykać błędy po fakcie, naukowcy mogliby dbać o wzajemną
edukację. Tejże edukacji nie służy hermetyczny język i wywody
krążące dookoła sprawy na przestrzeni setek stron i z tysiącami
dygresji, które nie pozwalają dostrzec właściwego przekazu
autora/autorki
Wiem oczywiście jak trudno się
wysławiać i wiem, że pewne sprawy lub tematy nie są wyrażalne
wprost. Dlatego, nie licząc na odmianę podstawowego poziomu
dyskursu naukowego, w jakim obecnie rozwija się wiedza, marzyłbym o
tym, aby poza tym głównym nurtem, powstały także działy nauki,
intencjonalnie podręcznikowe. Przy tym standardowy podręcznik
powiela zazwyczaj większość wad całego dyskursu. Tymczasem nam
zdaje się być potrzebny zwięzły poradnik, najlepiej
nienarracyjny. Pytam po prostu: co robić?, a czego nie nie robić?,
jak robić?, a jak robić się nie powinno?
Dobra praktyka ze świata studenckiego
(z resztą nic dziwnego – to najmniej zaawansowani są najbardziej
poszkodowani i muszą poświęcać najwięcej pracy na najmniejsze
efekty. Dlatego próbują sobie jakoś radzić i cieszy mnie, że w
otwartym dostępie):
http://userwikis.fu-berlin.de/display/sozkultanthro/Home.
Oczywiście nie śmiem powiedzieć, że
przeczytanie streszczenia w takim poradniku rozwiązuje sprawę,
oświeca i zwalnia od czytania pełnych rozpraw. Analogicznie do idei
podręcznika: od czegoś trzeba zacząć, a lepiej mieć na początek
względne rozeznanie, które następnie można rozjaśniać i
pogłębiać. Lepsze to niż brnąć w nieznane i rozumieć tylko
promile, zniechęcając się jeszcze bardziej wraz z każdą z
kilkuset stron lub z każdym komentarzem na temat własnych
przemyśleń.
Na pewno nie rozpoznałem tu nic
odkrywczego. Z reguły wszystko to wiemy, ale nie stosujemy lub nie
chcemy stosować. Przez to nie rozumiemy i nie możemy się
porozumieć. Dla jasności, wygląda na to, że tematem tego eseju
były po raz kolejny relacje wiedzy i władzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz