Przyznaję, że używam suchych tekstów
swojego ojca.
Wykazywał się on w mojej obecności
gorszymi i lepszymi. Nie wszystkie były tak całkiem suche. Nie o to
jednak chodzi. Jakie by nie były, przypominają mi się, narzucają
się i przydają się do myślenia i opanowywania sytuacji różnych.
Zwłaszcza tych sytuacji, o których wierzyłem, że ich w życiu
uniknę.
Wszyscy rewolucjoniści mają tą samą
wadę – pamięć.
Mogą swoje utopie wymyślać,
opisywać, malować, opowiadać, wyśpiewywać, wychwalać, wcielać
i szerzyć, ale dużo szybciej niż później przychodzi na nich ten
moment, w którym ni z tego ni z owego odtwarzają.
Mogą sobie mieć najczystsze intencje
wyrżnięcia co do nogi wszystkich swoich przodków, spalenia co do
drzazgi wszystkich miast i nie pozostawienia przy sobie żadnych
dwóch kamieni, które złączył ze sobą stary świat. I tak sami
siebie przyłapią przedwcześnie na przypominaniu sobą tamtych –
na tych samych gestach, wzorach, formułach, strukturach i smakach.
Może gdybyśmy mieli chociaż czas,
nie mówiąc o chęciach zastanowienia się nad tym jak odnieść się
do świata, w sposób jaki chcemy reprezentować i tworzyć – ale
najczęściej odnosić się musimy pospiesznie i bez świadomości
odnoszenia się. Zanim zauważymy, że stworzyliśmy świat, okazuje
się, że wyszedł nam jakiś taki sam, jak naszym rodzicom.
W ramach nieznaczącego post scriptum jeden ze
sztandarowych dla mnie przykładów jednego z ulubionych w
repertuarze mojego ojca gatunków, czyli kawałów z/o PRLu, bo przy
okazji także o urządzaniu świata:
Jako receptę na niedobory, przyznajmy
na podstawie losowania kartki na żywność tylko połowie ludności.
Ci, którzy wylosują – najedzą się do syta. A ci, którzy nie
wylosują - ... - a niech zdychają! A po chuj nam tacy pechowcy!