To okropnie męczące w naszych czasach, że każdy musi być kimś niesamowitym i niepowtarzalnym.
To zarazem ogromne kłamstwo, że trzeba i że można takim się stać.
Niemniej wszyscy starają się udowodnić, że właśnie to osiągnęli. Starają się choćby po trupach. Starają się nie bacząc na logikę, gramatykę i semiotykę.
Chcą udowadniać, że kimś są zamiast stać się takimi albo dowiedzieć kim są naprawdę.
To
przekonanie o własnej wyższości, indywidualności i niezależności zassali
przecież z zewnątrz, z wszystkich tych trenersko-marketingowo-ideologicznych
bzdur.
Teraz już nikt nie jest w stanie ich przekonać, że nie są indywidualistami.
Manifestowanie niezaleźności stało się modą.
Nawet przypadki, w których ktoś się określa jako patriota, wyznawca jakiejś religii, czy przedstawiciel pewnych poglądów nie mają w intencji autora wskazywać na jego łączność z podzielającymi te same tożsamości, lecz stanowią reklamę własnego ego.
Opakowywanie się w markę zastąpiło posiadanie i realizowanie identyfikacji.
Ostatnim krzykiem mody stało się w tej dziedzinie dowodzenie swojej oryginalności poprzez sprzeciwianie się. Krytyka jest i zawsze była cenna - jednak tylko o tyle, o ile posiada jakieś fundamenty, na przykład w postaci skontekstualizowanej wiedzy, argumentów w danej sprawie, uczciwości, szacunku, pokory, czy umiejętności wyrażenia się na poziomie. Obawiam się, że ostatnio znów wylało się na powierzchnię krytykanctwo – oparte wyłącznie na przekonaniu o pozjadaniu wszystkich rozumów.
Ze sprzeciwiania się uczyniono konieczność – jej celem nie jest jednak kontestowanie tego co
złe lub głupie. Tym sprzeciwianiem się rządzi moda. Jego sednem jest manifestowanie swojego
indywidualizmu. Trend to z gruntu egoistyczny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz