Katolicy mają trudniej.
Przynajmniej ci, którzy swój
katolicyzm traktują poważnie i zostali przez jego przypowieści i
doktryny wychowani, zapoznać się musieli między innymi z pojęciem
powołania.
Pojęcie to weszło oczywiście także
do przemysłu kulturowego, ale tam działa na rzecz wytwarzania
celebrytów i nie ma w nim tego transcendentnego wybraństwa i
wypełniania absolutnego planu poprzez to kim się jest.
Katolików ukształtowanych jako
katolików podpuszcza się, aby także swoje świeckie życia
formowali na bazie woli, która w przeznaczonym momencie spłynie na
nich w światłości, a dzięki swojemu pochodzeniu od Absolutu,
nieść będzie w sobie także znamiona absolutnej pewności,
oczywistości i konieczności. W chwili, w której Bóg powołuje,
wszystko musi się rozjaśnić. Dopóki są wątpliwości, nie warto
się ostatecznie starać.
Katolicyzm ma w tym miejscu wciąż
więcej z manicheizmu niż z egzystencjalizmu i postmodernizmu. Także
w tym miejscu anachronizm wytwarza nieprzystosowanie.
W świecie tak płynnym jak nasz,
oczekiwanie powołaniowej jasności to autodestrukcyjna naiwność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz