W kontaktach z ludźmi istnieje jakieś prawo kontynuacji. Działa
ono typowo chronologicznie – w perspektywie ogólnego krótkiego
trwania, ale niekoniecznie odnosząc się do tej samej osoby.
Kogokolwiek jutro nie spotkam (chyba, że nie spotkam nikogo –
wtedy po prostu: przy następnym spotkaniu), będę z nim lub nią w
pewnej mierze kontynuować ostatnie spotkanie, jakie mi się
zdarzyło. Każdy kontakt, z kimkolwiek bądź, jest następnym w
kolejności doświadczeniem określonym jako spotkanie, jest kolejnym
epizodem spotykania. Podobnie, jeśli już dotyczy to ludzi, każdy
kolejny napotkany człowiek, jest człowiekiem siłą rzeczy
podobnym, nawet bez intencji przypominającym, a może nawet
porównywanym do poprzedniego.
W czasach takich jak te, ktoś podobnie wyczulony na punkcie swojego
egotyzmu jak ja, skłonny byłby mi zapewne zarzucić, że zbyt mało
indywidualizuję ludzi i godny jestem przez to potępienia.
Nie mam przecież zamiaru powiedzieć, że ludzie są wymienni –
ale poczułem się przekonany, że traktują się oni nawzajem jako
w-ostateczności-czemu-nie-wymienni.
Nieraz mówię pewnym ludziom to, co chciałem powiedzieć innym
ludziom, ale z różnych przyczyn mi się nie udawało.
Spotkania nasycają i pozostawiają nas z pewnymi emocjami,
postawami, refleksjami, problemami i z wieloma takimi nie da się
zrobić nic innego niż podzielić się z kimś kolejnym (bo
niekoniecznie z tym samym), a nawet nie dzieląc się – wydzielać
i nasycać innych tymi emocjami, postawami lub refleksjami.
Nasze relacje z innymi są więc jednocześnie relacjami z ich
relacjami z innymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz