Zebrałem się. Napisałem punkt 4)
:
Droga Pani
Profesor,
Rzucam doktorat.
Po wszystkim, co zrobiła Pani dla
mnie, czuję że dokonuję tym wobec Pani poważnego afrontu. Piszę
więc po pierwsze po to, aby przeprosić, a po drugie choćby krótko
wytłumaczyć się z podjętej decyzji.
W odpowiedniej wiadomości przesłanej
uprzednio profesorowi przyznałem, że będę tej decyzji żałował
przez resztę życia, ale już jej nie zmienię – choćby z tego
powodu, że wystarczająco trudno było mi zdobyć się na nią.
Nie jestem zadowolony z siebie jako
doktoranta. Nie ucieknę od tego, że to przede wszystkim moja wina.
Miałem oczywiście ostatnio także sukcesy. Kilka razy byłem z
siebie dumny lub usatysfakcjonowany. Dużo się nauczyłem.
Rozwinąłem się jako badacz, jako intelektualista, jako humanista,
jako człowiek i jako współmieszkaniec świata i historii (nawet
zrywając więzi, nie jestem w stanie przestać tak o sobie myśleć).
Zebrałem wiele nietuzinkowych doświadczeń. Poznałem niesamowitych
ludzi. Uczestniczyłem w wielkich rzeczach. Co do mojego udziału,
wszystko to było jednak zawsze niepełne – nie tylko w zestawieniu
z moimi zawsze nierealnymi oczekiwaniami, ale wydaje mi się, że
także z oczekiwaniami tych, wobec których chciałem siebie
określać. Jestem przekonany, że wśród doktorantów z mojego
otoczenia nie byłem najsłabszy. Byłem niestety jedynie średni.
Brakowało mi wciąż zaangażowania, pasji i umiejętności
tworzenia sytuacji wymiany i wspierania wiedzy.
Nie chcę dłużej używać statusów
(doktoranta, kulturoznawcy, Pani ucznia), których nawet według
własnych standardów nie daję rady wystarczająco reprezentować.
Właściwie nigdy do końca nie związałem się z tymi statusami i
na zewnątrz zazwyczaj przedstawiałem się jako po prostu
podstarzały student lub bezrobotny. Domyślam się, że także ten
strach przed odpowiedzialnością nie pozwolił mi stawić jej czoła.
Bycie kulturoznawczo nastawionym
badaczem przeszłości nie jest łatwe wśród postronnych ludzi.
Ponieważ przeważnie funkcjonuję wśród takich, którzy z
humanistyką nie mają wiele wspólnego, traktowano mnie ostatnio
głównie jako naiwnego wyrzutka i nieudacznika. Zarzucam sobie, że
nie potrafiłem dostatecznie skutecznie przełamywać podobnych
uprzedzeń. W międzyczasie przegrałem nawet z tego powodu pewne
uczucie. Jednocześnie sam byłem przekonany, że właśnie ten nie
rozpoznawany przez innych jako budzący szacunek status jest czymś
dumnym, legitymizuje moje działania i zainteresowania jako istotne i
że faktycznie robię coś wartościowego. Ten dysonans prześladował
mnie dokładnie codziennie przez ostatnie dwa lata.
Najwyraźniej sam mam ze sobą
wystarczająco dużo problemów, żeby z odpowiednią skutecznością
i gracją rozwiązywać problemy badawcze, których się podjąłem i
reprezentować instytucje, które wbrew swojemu otoczeniu uznałem za
warte poświęcania im swoich sił i czasu. Nie chcę przyczyniać
się do podtrzymywania stereotypu doktoranta, który zajmuje się
nauką ze strachu przed światem i sobą, a myślę, że w
przerażający dla mnie sposób upodobniłem się do takiego właśnie
typu idealnego. Obserwowanie jak znajomi z mojego pokolenia odhaczają
kolejne etapy potocznie pojmowanej kariery lub życia i pytają mnie
z poczuciem wyższości o podobne osiągnięcia jest na pewno
przykrym i osamotniającym doświadczeniem. Tym bardziej jeśli w
obecnej sytuacji demograficzno-ekonomicznej po ukończonym doktoracie
można liczyć na tym większe podejrzenia i pogardę, a
nieszczególnie na pracę i bezpieczeństwo.
Niepewność towarzysząca mojemu
doktoratowi odnosiła się jednak także do teraźniejszości i
przybierała postać biedy. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o
moją tożsamość, to ostatnie 3 lata sprawiły, że czułem i czuję
się przede wszystkim prekariuszem. Nie mając stypendium
uczelnianego ani większego szczęścia w pozyskiwaniu zewnętrznych
źródeł finansowania własnej nauki, musiałem nieraz poświęcać
się trosce o to, czy wciąż będę miał co jeść w następnym
tygodniu. W absurdalny sposób odmawiałem przyjmowania pomocy od
swoich bliskich, po czym beznadziejnie zamartwiałem się i
próbowałem pracować przy różnych doraźnych zajęciach, które
obok marnych zarobków przynosiły mi masę wątpliwości i odciągały
od pracy naukowej. Udało mi się za to wyraźnie przekonać, że
bieda jest stanem ogólnym, nie tylko miarą posiadanych pieniędzy.
Pozbawiony kapitałów i przerażony, nie byłem w stanie działać
aktywnie ani efektywnie.
Nie wiem czy z powodu niezwykłości
okoliczności czy mojej chyba zbyt szybko postępującej degeneracji
ten wywód coraz bardziej się rozmywa i staje nieznośnie
sfrustrowany. Spróbuję go zakończyć możliwie skrótowo.
Można powiedzieć, że rezygnuję w
sumie z biedy, ze strachu i z głupoty. Wygląda na to, że jestem po
prostu słaby. Rezygnując teraz, przyznaję się właściwie do
tego, czego bałem się od początku – że nie jestem warty miejsca
na doktoracie, patronatu szanownych uczelni, a zwłaszcza czasu
poświęcanego mi przez życzliwych i niesamowitych ludzi, spośród
których Pani była od już prawie sześciu lat postacią
najważniejszą.
[cenzura]
Z tym większym wstydem kończę i
proszę o wybaczenie tego, że nie spełniłem oczekiwań, nie
wykorzystałem w pełni pomocy i dawanych mi szans, ani nie zdołałem
należycie rozwinąć potencjału, który wciąż mi się jeszcze
kotłuje w głowie i zebranych luźnych zapiskach.
Nie mogę powiedzieć, że mam plan
alternatywny, któremu poświęcę się teraz po rezygnacji z
doktoratu
[cenzura]
Zdążyłem się już jednak przekonać,
że ucieczka z doktoratu nie jest prostą sprawą. Wiele rzeczy
trzeba zaczynać od nowa, łącznie z określaniem swojej pozycji
wśród ludzi i wewnątrz własnego światopoglądu. W każdym razie
nie wygląda na to, żebym miał zerwać z poszukiwaniem wartości, z
zainteresowaniami badawczymi, jakie wypracowałem od połowy swoich
studiów ani ze środowiskami, z którymi moja obecność w ramach
Akademii pozwoliła mi się związać.
[cenzura]
Następnie
minęło trochę czasu, podczas którego nie zdarzyło się nic i pośród tego nic, z
zaskoczenia wywołałem w swojej ręce procedurę wysłania kolejnych 3
maili, które zakończyły mój doktorat.
Potem drżały mi nogi i, co chyba bez znaczenia, nad miastem pojawiła się burza.Tschüss, my destiny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz