Gdy
mi na kimś wcale nie zależy, albo nie chcę, żeby komuś na mnie
zależało, to lubię skłamać na swój temat. Prywatność jest w
końcu w naszej epoce (skoro czas mierzony skokami w rozwoju –
niestety głównie technologicznym – przyspiesza, to skracają się
także epoki) tak rzadka i niemożliwa do upilnowania, że stała się
cenna. Po co ktoś zupełnie nieznaczący miałby wiedzieć o mnie
coś prawdziwego? Po co miałby też potwierdzać moim kosztem jakieś
swoje stereotypy, przypuszczenia czy insynuacje? Niech ich świat
zaskakuje. Niech nie myślą, że wszystko można odgadnąć według
łatwego schematu. Trzeba ludziom dawać do myślenia, żeby nie
zagnieździli się za bardzo w komforcie własnej lokalnej głupoty,
a nawet jeśli dysponują mądrością, to wiadomo, że niewietrzona
mądrość przestaje mieć jakąkolwiek wartość, a horyzont z
czasem się zasklepia. Niech sobie trochę poniedowierzają, jeśli
mogę im to zapewnić. Sam też muszę się w końcu wietrzyć. Po to
czytamy książki, po to oglądamy filmy, po to być może w ogóle
powstały jakiekolwiek formy artystyczne – żeby przeżyć coś
spoza własnego życia określonego fizjologicznym oraz społecznym
przymusem. Kiedy jest się takim leniem, nudziarzem i ignorantem
jakim niestety nieubłaganie się stałem i na prawdziwą sztukę nie
ma się czasu, można przynajmniej skłamać coś na temat swojego
statusu i spróbować wyobraźni dopowiedzieć sobie poczucia i
wydarzenia, jakie mogłyby się z tym wiązać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz