niedziela, 9 czerwca 2013

jeden pies, Gurwitsch, Deleuze

Nauka w dużym stopniu wciąż obraca się wokół tego samego.
Czyni to jednak na swój bardzo wysublimowany sposób.
Nie może przecież reprodukować się na zasadzie tożsamych ze sobą powtórzeń.
Jest wiele sposobów oszukania takiego efektu i wykręcenia się od własnego zabłąkania.
Jednym są drobne niuanse. Ogłasza się wtedy wielki zwrot, który jest zwrotem o kilka dziesiątych stopni w którąś stronę. Trzeba by raczej powiedzieć "drgnięcie", niż zwrot.
Inny sposób, bardziej generalny, to punktowanie tego, co z istniejącego zasobu nauki jest (lub tylko może) być źle rozumiane i stworzenie - z takiego przestrzegającego kazania - rzekomo nowego wywodu. [zamiast X=A mówi się: nieprawdą jest, że X=Ą; ci, którzy tak mówią to szarlatani, a równie karygodnym błędem jest X=Z i chociaż nikt tak nie twierdzi, to czuję się zobowiązany dowieść, że takie twierdzenie też jest nieprawdą, a ja z wielu różnych przesłanek, po setkach stron bajerów, zapewniam, że X=A i dla pewności obudowuję to twierdzenie całkiem niezłym systemem zaklęć].
Całkiem podobnym do powyższego sposobem jest przekręcenie zastanego zasobu wiedzy do pewnej jego zdegenerowanej formy oraz uczynienie z wybranej grupy naukowców stereotypowych fanatyków i redukcjonistów; po czym autor takiego wywodu może z łatwością stać się bohaterem, dokonując problematyzacji i nazwania omówionych przez zestereotypizowanych przez niego naukowców spraw, nieco innymi nazwami i w nieco bardziej współczesnym języku.
Zabawy językiem są w ogóle kolejnym ważnym, autonomicznym sposobem. Wymyślić dobrze brzmiące pojęcie to połowa sukcesu, zawsze ktoś podchwyci.
Sposobów są setki, ale ja skończę na tych kilku, żeby nie wypisać klawiatury.
Przytoczę jeszcze tylko przykład z dzisiaj. W Michała Głowińskiego omówieniu (przy okazji innych spraw) kilku koncepcji Arona Gurwitscha znalazłem opis systemu, który nie jest harmonijny, lecz tak wewnątrz, jak i na zewnątrz wciąż dynamizowany przez dialektyki strukturyzacji i destrukturyzacji.
Czy to nie jest w gruncie rzeczy to samo, co późniejsze Deleuza plateaus, czy też asamblaże, razem z procesami terytorializacji i deterytorializacji?

1 komentarz:

  1. co nie zmienia faktu, że nadal zachwycam się Deleuzem.
    a moje uproszczenia z tego posta (zwłaszcza potoczne sprowadzanie idei do znaku) zasługują na pręgierz

    OdpowiedzUsuń