Nie piszę do bloga, bo pracuję.
Dobrobyt korporacji sam się przecież
nie urodzi.
Moja korporacja na szczęście nie
szczuje mnie na efektywność, oszczędność (zatrudnianie mnie jest
już jej oszczędnością), wskaźniki. Wyniki są jedynie cyklicznie
przedstawiane w mailach od ważnych person. Pewnie powinienem się w
ten sposób tym bardziej woluntarystycznie utożsamić. Czy udało
się – korporacji mną zawładnąć, mi przestać myśleć, moim
ambicjom dokonać eutanazji - ?
Z błogim przerażeniem stwierdzam, że
częściowo.
Ze wskaźnikami nie utożsamiam się.
Za to praca zaczęła mi się od
jakiegoś czasu śnić. To ciekawe, ale przed zmianą stanowiska nie
zauważyłem ani razu, abym przejmował się pracą po pracy. Obecnie
jednak stałem się za parę rzeczy odpowiedzialny. Nieraz budzę się
w nocy z trwogą, że przecież muszę wrócić do snu, bo nie
dokończyłem tam pisać jakiegoś oficjalnego maila. Jak tylko
odróżnię sen od jawy, nagle kolejny wymiar lęku – bo skoro to
jawa, a ja jestem tutaj, to kto w tej chwili pracuje i odpowiada na
rzeczywiste maile?
Tego typu nonsensy wyraźnie o czymś
świadczą.
W ogóle czuję się dużo głupszy. To
dziwaczne obserwować, jak intelekt mnie opuszcza z czasem coraz
bardziej. Dziwaczne, ale nie smutne – a to już okropne.
W mijającym tygodniu szef zapewnił
mnie, że przedłużamy moją trwającą do końca miesiąca umowę
na czas nieokreślony. Pozostały tylko formalności kadrowo-HRowe
(mam nadzieję, że to tautologia). Pół roku temu jako przerażony
każdym kolejnym miesiącem prekariusz nie wierzyłem, że mi się to
kiedykolwiek przytrafi i nienawidziłem każdego kto bagatelizuje
tego typu szczęście i bezpieczeństwo
Nie mogę już tego pamiętać.
Nie mogę już tego pamiętać.
Nie spodziewałem się, że dodatkowe
porcje przymusowego siedzenia tak bardzo dadzą w kość moim stawom
(w kość stawom?). Skoro robię takie postępy w korpokonoformi, to
może na prywatną służbę zdrowia w budynku obok też powinienem się
zdecydować tak jak bodaj wszyscy u mnie?
W ramach głodnych kawałków z podróży
do korporacji już od początku planowałem, że opowiem jak to
wygląda, ale teraz nie mam już duszy etnografa.
Pamiętam, że na samym początku
koleżanka pochwaliła się, że zdarza jej się pójść z
chłopakiem na miasto i przehulać 900 zł w jedną noc. Miałem
wtedy krzyknąć coś w stylu „czy ty/wy tu jesteście doszczętnie
popierdoleni? Przecież to więcej niż ja przez cały miesiąc
wydaję (mam) na życie, a ty kurwa coś takiego i jeszcze się do tego
przyznajesz i jeszcze z uśmiechem i jeszcze jako jakaś jebana
przechwałka, czy chujwie co to ma właściwie z nami zrobić?”. To
pewnie właśnie wtedy wybierając milczenie, zdałem test.
Co ciekawe większość stereotypów o
korporacji potwierdza się w skali 1:1. Naprawdę rozmawia się tu
głównie o jedzeniu, o pogodzie, o wakacjach, o budowaniu domu/ urządzaniu
mieszkania/ brania\spłacania kredytu na to wszystko oraz małżeństwie
i dzieciach. Zdarza się oczywiście coś innego od czasu do czasu, ale o czymkolwiek by się nie rozmawiało –
zawsze jako o konsumpcji.
Niech nawet zacytuję to, bo to właściwie tak:
Niech nawet zacytuję to, bo to właściwie tak:
i polecam przewinąć do tego 1:50
Przestaję wierzyć.
OdpowiedzUsuńW Ciebie, Pienio.
Ja się owszem odmóżdżam w tym wszystkim, oh, yes, mimo, że to zupełnie nie korporacja,
Domóżdżyć jakoś udaje się po niekorporacji, oczywiście - idealnych warunków na domóżdżenie brak, ale jednak.
(Mózg potrzebuje składników różnych, trzeba go karmić, a na karmę trzeba zarobić).
Znam takich, co to jednak mózgiem na te białka i witaminy zarabiają. Da się. Z doktoratem, jakkolwiek to głupio brzmi.
Trochę mnie zaczyna wkurzać to marudzenie Leonowe:
uciekaj albo domóżdżaj się jednak po szychcie. A nie płacz.
Ten płacz to jest po co?
Bo w co nie wierzę, to: dlaczego?
Psychologią gardziliśmy zawsze jako nauką bez paradygmatu, ale chyba przestajemy, bo się taki tu oto Leon wpisuje w różne banały.
A to nie to, czego oczekiwaliśmy, zupełnie nie to.