Istnieją pojęcia zbyt wieloznaczne,
jak na przykład kultura, miłość, wartość, rasa.
(Inną kategorią sa te modno-potoczne,
ale w ich przypadku występuje wątpliwość, czy w ogóle mogą coś
znaczyć bo na przykład totalnie ogarnijcie tą kurwa masakrę)
Istnieją też pojęcia, na których
definicje można by się względnie łatwo zgodzić, ale praktyczne
użycia tych pojęć zupełnie się tych definicji nie trzymają:
historia, komunizm, Europa, prawda („taka jest prawda” w
odniesieniu do czegokolwiek), bóg.
Weźmy tego ostatniego.
Bogiem ludzie nazywają swoje
samopoczucie („bóg mi dzisiaj sprzyja”), swoje ideologie („takie
jest prawo boskie”), swoje światopoglądy („takie zachowanie
obraża boga”), swoją nienawiść („zabić niewiernych”),
swoje wyczucie powinności i przyzwoitości („przecież bóg
patrzy”), swoje oglądy krajobrazowe ("wszelkie tutejsze stworzenie chwali Pana"), swoją rezygnację lub bezsilność („bóg tak
chciał”), swoją wolę („bóg tak każe”), zatwierdzają nim
swoje zamiary i ich bezrefleksyjność („jeśli bóg z nami, to kto
przeciwko nam”), wyjaśniają nim swoje pozbawione znaczenia
zachowania (to „w imię boga”), a nawet wzywają go w przypadku
poirytowania i zdziwienia („o boże...”)
Czy ten zestaw ma jakieś wspólne
odniesienie? Czy ostatecznie coś sobą prezentuje? Z pewnością
prezentuje nadużycia do jakich są zdolni ludzie podparci swoją
niewzruszoną i niekwestionowaną przez nich samych wiarą.
Widzieliśmy nieraz, że nie zależy nawet przez którą religię ten
bóg jest filtrowany, bo efekty dewocji są zawsze takie same.
Ludzie religijni wierzą w takiego
boga, który będzie obrońcą ich płynnej i bigoteryjnej
obyczajowości.
Bóg nie może być tym rodzajem
funkcjonariusza – który za gęstość rozmieszczenia pomników
papieża na danym terenie wynagradza, a za in vitro karze – jak go
przedstawiają.
W absurdalny sposób wiara prowadzi
niektórych do utraty jakichkolwiek hamulców. Zamiast kierować się
zasadami moralnymi (niech to będą zasady moralne właściwe dla
danej religii, choć wiemy, że w dużej mierze są one religiom
wspólne), uznają że jako wierni i wznoszący regularne modły i
zaklęcia, muszą mieć poparcie boga we wszystkim, co wymyślą lub
zrobią. Subiektywnym faktem określenia się jako wierni, sami sobie
dają zaoczne rozgrzeszenie oraz plenipotencję do dowolnego
tworzenia i zmieniania katalogu grzechów i przykazań. Ich wiara w
boga kończy się de facto przyjęciem pozycji samozwańczych
pseudo-bożków. Ich udział w religii okazuje się poszukiwaniem
władzy, a nie niesieniem miłosierdzia.
Wiara w Boga czy cokolwiek podobnego (religia itd.) to moim zdaniem totalny bezsens. Jedyna słuszna wiara to WIARA W SIEBIE I WE WŁASNE MOŻLIWOŚCI. To tak naprawdę od nas zależy jak będzie wyglądało nasze życie. Niektórzy rodzą się bez rąk, nóg, a robią wszystko co "normalny" człowiek, a nawet i więcej.
OdpowiedzUsuńmyślę, że to miejsce Internetu jest drugim najlepszym w temacie wiary w siebie i we własne możliwości.
Usuńpierwszym są Smutni Trenerzy Rozwoju Osobistego:
https://www.facebook.com/Smutni-Trenerzy-Rozwoju-Osobistego-1442697582694693/timeline/