sobota, 26 września 2015

nadużycia boskiej wieloznaczności

Istnieją pojęcia zbyt wieloznaczne, jak na przykład kultura, miłość, wartość, rasa.
(Inną kategorią sa te modno-potoczne, ale w ich przypadku występuje wątpliwość, czy w ogóle mogą coś znaczyć bo na przykład totalnie ogarnijcie tą kurwa masakrę)
Istnieją też pojęcia, na których definicje można by się względnie łatwo zgodzić, ale praktyczne użycia tych pojęć zupełnie się tych definicji nie trzymają: historia, komunizm, Europa, prawda („taka jest prawda” w odniesieniu do czegokolwiek), bóg.
Weźmy tego ostatniego.
Bogiem ludzie nazywają swoje samopoczucie („bóg mi dzisiaj sprzyja”), swoje ideologie („takie jest prawo boskie”), swoje światopoglądy („takie zachowanie obraża boga”), swoją nienawiść („zabić niewiernych”), swoje wyczucie powinności i przyzwoitości („przecież bóg patrzy”), swoje oglądy krajobrazowe ("wszelkie tutejsze stworzenie chwali Pana"), swoją rezygnację lub bezsilność („bóg tak chciał”), swoją wolę („bóg tak każe”), zatwierdzają nim swoje zamiary i ich bezrefleksyjność („jeśli bóg z nami, to kto przeciwko nam”), wyjaśniają nim swoje pozbawione znaczenia zachowania (to „w imię boga”), a nawet wzywają go w przypadku poirytowania i zdziwienia („o boże...”)
Czy ten zestaw ma jakieś wspólne odniesienie? Czy ostatecznie coś sobą prezentuje? Z pewnością prezentuje nadużycia do jakich są zdolni ludzie podparci swoją niewzruszoną i niekwestionowaną przez nich samych wiarą. Widzieliśmy nieraz, że nie zależy nawet przez którą religię ten bóg jest filtrowany, bo efekty dewocji są zawsze takie same.
Ludzie religijni wierzą w takiego boga, który będzie obrońcą ich płynnej i bigoteryjnej obyczajowości.
Bóg nie może być tym rodzajem funkcjonariusza – który za gęstość rozmieszczenia pomników papieża na danym terenie wynagradza, a za in vitro karze – jak go przedstawiają.
W absurdalny sposób wiara prowadzi niektórych do utraty jakichkolwiek hamulców. Zamiast kierować się zasadami moralnymi (niech to będą zasady moralne właściwe dla danej religii, choć wiemy, że w dużej mierze są one religiom wspólne), uznają że jako wierni i wznoszący regularne modły i zaklęcia, muszą mieć poparcie boga we wszystkim, co wymyślą lub zrobią. Subiektywnym faktem określenia się jako wierni, sami sobie dają zaoczne rozgrzeszenie oraz plenipotencję do dowolnego tworzenia i zmieniania katalogu grzechów i przykazań. Ich wiara w boga kończy się de facto przyjęciem pozycji samozwańczych pseudo-bożków. Ich udział w religii okazuje się poszukiwaniem władzy, a nie niesieniem miłosierdzia.

2 komentarze:

  1. Wiara w Boga czy cokolwiek podobnego (religia itd.) to moim zdaniem totalny bezsens. Jedyna słuszna wiara to WIARA W SIEBIE I WE WŁASNE MOŻLIWOŚCI. To tak naprawdę od nas zależy jak będzie wyglądało nasze życie. Niektórzy rodzą się bez rąk, nóg, a robią wszystko co "normalny" człowiek, a nawet i więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. myślę, że to miejsce Internetu jest drugim najlepszym w temacie wiary w siebie i we własne możliwości.
      pierwszym są Smutni Trenerzy Rozwoju Osobistego:
      https://www.facebook.com/Smutni-Trenerzy-Rozwoju-Osobistego-1442697582694693/timeline/

      Usuń