To chyba dość oczywiste, że muszę
mieć dwuznaczny stosunek do osób tak mi bliskich jak moi rodzice, a
byłoby tak już chociażby przez to, że mieszkałem z nimi przez
dobre kilkanaście lat życia i to tego życia początków, kiedy
starałem się stawać człowiekiem. To oni musieli być osobami, w
których pokładałem największe nadzieje i upatrywałem wszystkie
ideały. Od nich żądałem także niestworzonych rzeczy i na nich
wyładowywałem swoje emocje od maleńkości. To także oni utrzymali
mnie przy życiu i pozwolili na to wszystko. Przynajmniej dziś
wydaje mi się to zupełnie normalne.
Za to nie rozumiem, dlaczego miałbym
chcieć z wyżej wymienionych powodów odbyć stosunek z matką lub
zamordować ojca. Kompletnie mi się to w pale nie mieści. Z reguły
przywiązuję się do ludzi, z którymi żyję, nawet gdyby byli
zupełnymi tępakami. Raczej staram się ułożyć sobie z nimi
jakieś przyjacielskie, a przynajmniej neutralne stosunki, niż chcę
ich niszczyć. Może to dziwne. Co do rodziców, to jeśli już myślę
o moich pragnieniach to nie miałbym nic przeciwko temu, żeby dając
mi taką wolność (oczywiście, że z pewną dozą troski, której
chyba wszyscy oczekujemy) jak teraz, nadal mnie utrzymywali, kupowali
zabawki, przynosili słodycze do domu i gotowali obiady oraz, co najważniejsze, wytłumaczyli świat i powiedzieli jak życ. Naprawdę
wolałbym to niż zabijać ich i gwałcić.
Nawet jeśli Freud i nim zafascynowani
byli inteligentnymi i ciekawymi ludźmi, którzy w dodatku potrafili
pisać z wielką wyobraźnią, to ich teorie nadal do mnie wcale nie
przemawiają. W niektórych elementach można się nimi inspirować,
ale w całości psychoanaliza prowadzi tylko do frustracji i
rozczarowań.
Nie wiem czy psychoanaliza jest dla
mnie skandaliczna, ale na pewno jest wyabstrahowana poza granice
rzeczywistości, w której żyję.
Poza tym Edypowi należałyby się przeprosiny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz