Wciąż powtarza się sytuacja, w której polska prawica
buntuje się przeciw wybranym artystom, ich sztukom, rzeźbom, obrazom lub
książkom.
Prawicę będę tu niestety upraszczać, ale nie potrafię
zdefiniować w których to dokładnie jej kręgach pojawiają się te święte
oburzenia. Widzieliśmy je przecież tak u rozmodlonych do ojca dyrektora i dyktatora
bab, dojrzewających sebixów z bloków i bram, partyjnych wymoczków z zadartym
nosem, jak i u kadr akademickich.
W każdym razie źródło bulwersotoku wydaje się być im (a
może jeszcze innym, których poprzez obecne rozdrażnienie nie dostrzegam) wspólne.
Jest nim niezrozumienie lub niechęć do tego, że sztuka wymaga myślenia.
Sztuka nie może być definiowana wyłącznie jako to, co
ładne i przyjemne w kontakcie. Kiczowaty landzszafcik, różowy słonik z
podniesioną trąbą, wpadające w ucho zapętlone pięć dźwięków, przewidywalny happy
end – nawet jeśli przynoszą komuś radość, to sztuką mogą być co najwyżej
warunkowo.
Sztuka nie może jedynie się podobać. W ogóle nie musi się
podobać!
Gdy prawicy coś się nie podoba, to chce ona odbierać temu
miano sztuki i zakazać wszystkim innym kontaktu z taką już dla prawicy niesztuką.
Prawica nie chce uznać, że na sztukę nie wystarcza
popatrzeć.
Sztuka wymaga poszukiwań. Sztuka wymaga odniesienia jej
przedstawień do kontekstów ze skądinąd lub zewsząd. Wymaga uświadamiania sobie
statusu normalności, zwyczajowości, codzienności. Sztuka odwołuje się do
intertekstu, który bardzo nie ogranicza się do tekstu, ani do współczesności,
ani do materialności. Sztuka wymaga obmyślenia jej, opowiedzenia jej sobie,
wyłożenia tego co za nią stoi. Poprzez konfrontowanie nas ze sobą (z nią),
konfrontuje nas ze sobą (z nami). Tak, sztuka ma prowokować. Ma wywoływać i powoływać.
Prawica tymczasem oczekuje od sztuki co najwyżej
zatwierdzania, tego co na prawicy już uznane za słuszne i dopuszczalne.
Niuanse w podejściu do sztuki widać w podejściu do
kobiecego ciała i pokrywa się ono w dużym stopniu z przeciwstawieniem
szowinizmu feminizmowi. Gdy w sztuce kobiece ciało ma za zadanie o coś zapytać,
do czegoś przekonać, coś zmienić – prawica niemal na pewno uzna to za grzeszne.
Kobiece ciało jako wyemancypowane od funkcji prokreacyjnej nie mieści się w prawicowych
standardach. Typowa prawica toleruje kobiece ciało tylko w tych przypadkach, w
których można za jego wyabstrahowanym od właścicielki obrazem rzucić „fajne
cyce”, dobra dupa z ryja”, „zapiąłbym”. Dokładnie to samo określa i ogranicza
podejście prawicy do sztuki. Instynktowne, natychmiastowe i oczywiste drgnięcie
libido jest na prawicy głównym probierzem artystyczności.
Dziękuję.
OdpowiedzUsuń