sobota, 23 czerwca 2012

zamiast olśniewać

Ale do rzeczy, zanim się zacznie (a właściwie skończy).
Już we wtorek pierwszy z moich sądnych dni. W tym przypadku ma to być dzień spowiedzi, dzień konsultacji głębszej niż psychoanalityczne. Najwyższa z mojego Panteonu, jeśli-nie-bogini-to-nie-wiem-co(Kto!), w tym miejscu nie mogę się już nabijać, naprawdę największy mój autorytet, Maestra z prawdziwego zdarzenia, promotorka moich niby to naukowych zapędów oraz mojego życia i resztek poczucia wartości, zaprosiła mnie, po to żeby uchylić mi drzwi, najprawdopodobniej nie do szkoły poetów, ale do grona historyków i chociaż to brzmi żałośnie, to i tak więcej niż byłoby mnie stać.
Chciałem tylko spojrzeć na oblicze, licząc w swojej zuchwałości, że zdołałem złapać za stopy, tymczasem bogini otwiera ramiona, w które mógłbym wpaść. Co mogę zrobić innego niż uciekać?
Tym bardziej, że jedyna rozsądna antycypacja przepowiada mi ośmieszenie. Doktorat powinien być nowatorski, interdyscyplinarny, multinarodowy, nano-, techno-, bio-, etc. Spośród takich zalet mój pomysł jest co najwyżej trudny do konkretnego umieszczenia go w jednej dyscyplinie. Poza tym, uznałem że nie jestem zdolny do zajęcia się niczym, poza tym co już robiłem, a to oczywiste, że doktorat nie ma być 'prostą kontynuacją' pracy magisterskiej. Nie wiem, czy mój byłby prostą czy krzywą kontynuacją, ale pozostając w tym samym kręgu co dotychczas, narażam się na deprecjację i odsłaniam słaby punkt, w który z łatwością uderzyć może każda komisja egzaminacyjna i złamać mnie już na wejściu, zanim ktokolwiek się zastanowi, czy w gruncie rzeczy posiada to jakiś sens.
Jak mam Jej to powiedzieć, że mój plan nie jest niczym nowym, nie jest pewnie zbytnio pociągający, nie jest idealnie skonstruowany, że nie podjąłem właściwie żadnych formalnych kroków do jego opisania, podbudowania znajomościami, umiejscowienia i że nawet sam nie jestem przekonany.
Czy wszystkie moje zamiary nie są przypadkiem mrzonkami narkomana, który doprowadziwszy się już na skraj uzależnienia, leży w kałuży własnego moczu i krwi, ale resztką sił wierzy, że jeszcze z tego wyjdzie, nauczy się latać i będzie szybował po czystym niebie, patrząc z góry na wszystko, a zwłaszcza na tych, wszystkich którzy mówili mu, żeby przestał brać?
Jak widać, teraz też, w czasie realnym, nie zajmuję się konceptualizowaniem swojej przyszłości, tylko zgrywam publicznie Hioba.
Już sobota?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz