wtorek, 6 stycznia 2015

czy zachwyt to grzech czy śmiertelny?

W ramach ucieczki od swojego poprzedniego życia, w którym chciałem być odpowiedzialny, robić co ważne i wcielać wartości, czyli tego życia, którego w praktyce tak nienawidziłem i w ramach związanego z tym aktualnego testowania pozycji konformizmu odkryłem, a właściwiej, odkrywam na przykład taką oto istotną różnicę pomiędzy tamtymi dwoma – przyjemność.
Przez ostatnie lata co najwyżej mi się przydarzała. Przychodziła z zaskoczenia lub wywoływałem ją sporadycznie, za to zawsze z wyrzutami sumienia przez to, że nie robię zamiast jej odczuwania czegoś ważniejszego i nielojalny w tym jestem wobec wszystkich pozbawionych przyjemności w tym siebie. Po przyjemności zawsze więc następowało skarcenie za rozrzutność odczuć do życia i sprawiedliwości niepotrzebnych.
Przez ostatnie lata nastawiony byłem ewentualnie na satysfakcje. Z reguły były to rzeczywiście te gorzkie satysfakcje. Bywały jednak także te budujące i pozytywne. W każdym razie od przyjemności różnią się one znacząco. Ja przynajmniej najczęściej budowałem je na wyrzekaniu się przyjemności.
Było to zresztą o tyle łatwiejsze, że nieszczególnie było mnie stać na przyjemności.
Teraz oglądam regularnie filmy, nieregularnie upajam się (dzięki siedmioletniej niemal-zupełnej abstynencji niewielkimi ilościami) alkoholem, zwracam uwagę na smak i zapach (zacząłem nawet używać przypraw, to znaczy, na razie soli i pieprzu, czasami cukru), wybieram drogi ładne zamiast bocznych, pozwalam sobie angażować się lub podangażowywać się w cudze radości.
Jeśli nawet wcześniej zdarzały mi się takie same sytuacje, to zdarzały mi się inaczej – z innym nastawieniem, w innym stanie, w innym celu. Kiedyś jako epizody dla odmiany. Dzisiaj jest to świadome poszukiwanie doświadczeń, które mogą być przyjemne.
Sam nie spodziewałem się, że przyjemność sprawia tak radykalną różnicę. Podtrzymuję jednak, że to co sprawia przyjemność sprawia nam też problemy, nawet jeśli niebezpośrednie i przez zamglone przyjemnością oczy niewidoczne.

2 komentarze:

  1. ".... sprawia nam też problemy", czy po prostu, na mocy definicji, jest złe?
    trochę Pana, Panie eL, poczytałam, i nie wiem, jakie /i dlaczego - a to dla mnie najciekawsze/ jest Pańskie stanowisko w tej kwestii.
    Przyjemność a problem - okej, bywa, choć tu na dwie babka wróżyła.
    Tu nam zresztą rachunek przyjemności niezbędny.
    przyjemność a jakieś aksjologie - to już gorzej.
    Ale jeśli jakowyś totalny plan pan ma - to ja słucham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pozostając miłośnikiem utopii, obawiam się, że niestety nie ma prawa być totalnych planów.
      Dlatego ja też nie mam.
      Zawsze doceniam jednak i polecam refleksyjność oraz empatię.
      Być może problem z niezrozumieniem polega na tym, że próbuję opisać stan, któremu trudno współczuć i strach (wstręt/niechęć) czuć. Próbowałem go już wcześniej opisywać. Proszę sprawdzić, czy tutaj udało mi się być może lepiej (kolejność zupełnie losowa):
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/01/asceza-uzaleznia.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/11/konserwujaca-konsumpcja.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/03/czy-dostane-emeryture-za-dziaalnosc.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2014/01/odczowieczanie-z-usmiechem-na-ustach.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/05/nauka-znieczulania.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2012/07/kalkulatorzy.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/05/grzesznikami-jestesmy-lecz-nie-chcemy-o.html
      http://zmarnujmizycie.blogspot.com/2013/05/zoadek-okreslajacy-swiadomosc.html

      Usuń