wtorek, 7 kwietnia 2015

debiut nastoletniego rysownika

Przy okazji tych wielkanocnych świąt znalazłem u rodziców trzy swoje dawne zeszyty, w których okazało się, że rzeczywiście pisałem coś w rodzaju dziennika – co przypomniało mi się niedawno zupełnym przypadkiem i postanowiłem potwierdzić.
Tłumaczyłoby to może moje zacięcie do tutejszego blogowego wypisywactwa. Może dorabiałoby mi to nawet historię, czy też – w języku ludzi żyjących po to, by tworzyć swoje CV – reprezentowało głębokie korzenie mojej pisarskiej kariery.
Było zupełnie żenującym doświadczeniem zobaczyć, jakimi rzeczami się wówczas zajmowałem i w jaki sposób uznawałem za celowe o nich się wypowiadać. Zawstydziło mnie też to, jak mało znaczą dla mnie zapiski tamtego mnie.
Te dzienniki robią nieodparte wrażenie kontaktu z chorobliwie niedowartościowanym i zagubionym chłopięciem, które nie ma większego pojęcia o co w życiu chodzi i co samo miałoby ze swoim życiem robić.
Możliwe, że pewne sprawy pozostają niezmienne.
Przy czym w tym porównaniu moje tutejsze zapiski wciąż wydają mi się być opartymi na uzasadnionej wierze w to, że mam jednak coś do powiedzenia i prawo tagować to co wypowiadane już nie wyłącznie synonimami egoizmu.
Za to okazywałoby się, że miałem minimalny talent do rysowania i trochę wyobraźni.
Bardzo spodobał mi się ten (choć to tylko słabej jakości zdjęcie) bazgroł tu 
(premiera po pirazydrzwi 10 latach):


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz