To, co znam i sądzę stało się dla
mnie na tyle oczywiste, że coraz trudniej mi o tym opowiedzieć.
Mimo całkowitej wyrazistości dowodów
i spójności oglądu, widzę, że coraz bardziej zapędza się mnie
w szary kąt, a moje wartości przedrzeźnia i oskarża o to, co
wedle mnie powoduje właśnie ich brak i cyniczne ich użycie.
Zazwyczaj gdy dochodzimy do momentu, w
którym zapomnieliśmy jak wyprowadzić dowód, powinniśmy rozpisać
równanie od nowa i przysiąść nad nim odcinając poprzednie
rozstrzygnięcia.
Metafory matematyczne nie mogą być
jednak do życia stosowane tak dosłownie. Równania nie zaczyna się
od zera – pewne rzeczy musimy uznać za dane i nie podlegające
regresowi do aksjomatów z poprzedniego paradygmatu. Potrzebujemy
fundamentów i jestem przekonany, że fundamentów nie można
dowolnie przenosić. Zawołanie do ich opuszczenia oznacza zbyt
często rozkaz przeniesienia się do wojskowych namiotów.
Ludzie, który nigdy nie zrozumieli
sedna ani źródeł myśli liberalnej, relatywizmu, politycznej
poprawności, new age'owej nadziei, ekologicznej odpowiedzialności,
postmodernistycznej ironii i posthumanistycznego rozczarowania nie
powinni mieć prawa ich krytykować i nas od nich zawracać. To
właśnie one są szkołą intelektualną, którą trzeba przerobić
aby pojmować cokolwiek ze współczesności. Nie powinno się też
mylić diagnozy z metodą. Współczesne porywy polityczne to kolejna
historia z cyklu wypominania drzazgi w cudzym oku bez dostrzegania
kłody we własnym.
Nie wiem w jaki sposób ludzie
uwierzyli, że nauce, tolerancji i solidarności należy
przeciwstawić nienawistny primordializm i można dzięki temu zyskać
nad innymi przewagę.
Gdy jedni ekstremiści rzucają się na
innych ekstremistów i jako jedyną odpowiedź na przemoc widzą
eskalację przemocy (zazwyczaj dokonywaną rękami wytwarzanych przez
nachalne hasła gorących zwolenników), gdy jako obronę przed
cudzym fundamentalizmem przedstawia się skrojony we własnym
warsztacie fundamentalizm, gdy naruszenie pokoju i bezpieczeństwa
chce się leczyć nagonką na instytucje, które były uprzednio
gwarantami ich trwania, a bez nich mogą puścić ostatnie hamulce,
to najwyraźniej dzieje się u nas coś złego.
Jesteśmy obecnie uczestnikami (nie
świadkami) nasilonego i ponad normę wyrazistego testu wartości.
Neoliberalny kapitalizm globalnej skali działający zgodnie z zasadą
„business as usual” spycha kwestie wartości na drugi plan i
przykrywa je dążeniem do pieniędzy. Ponieważ jednak w wielu
miejscach w siłę rosną ekstremiści religijni i polityczni,
rozpętywać próbują otwartą wojnę o wartości, a w mojej ocenie
właśnie wojnę ograniczonych do własnej „rasy” (według
terminologii Foucault, jednocześnie polecając nieprzypadkowy tytuł:
„Trzeba bronić społeczeństwa”) interesów i gorączkowych snów
o władzy z właściwymi wartościami o uniwersalnym znaczeniu.
Zamiast popadać w agresję i stawać
się częścią błędnego koła eskalacji nienawiści i przemocy,
powinniśmy stanąć po stronie wartości. Trwać przy myślach i
postawach postępowych, planetarnych i odpowiedzialnych – zamiast
buńczucznych trybalizmów, które stały się ostatnio tak modne.
Istnieją programy, które
dyskryminowane były najzupełniej słusznie, te które na podstawie
historycznych (często okrutnych) doświadczeń powinniśmy byli
nauczyć się odrzucać i eliminować w zalążku. Nie można domagać
się dla niech miejsca i nie można domagać się dla oszołomionych
nimi ignorantów dostępu do sfery publicznej. Głoszenie i
dopuszczanie zapędów właściwych dla faszyzmów, rasizmów,
szowinizmów i jakiejkolwiek proweniencji totalitaryzmów to nie
kwestia wolności (słowa, działania, wiary), lecz patologiczne
próby zaprzeczenia wolności, przed którymi trzeba się i Nas
bronić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz