czwartek, 19 listopada 2015

trzeba bronić

To, co znam i sądzę stało się dla mnie na tyle oczywiste, że coraz trudniej mi o tym opowiedzieć.
Mimo całkowitej wyrazistości dowodów i spójności oglądu, widzę, że coraz bardziej zapędza się mnie w szary kąt, a moje wartości przedrzeźnia i oskarża o to, co wedle mnie powoduje właśnie ich brak i cyniczne ich użycie.
Zazwyczaj gdy dochodzimy do momentu, w którym zapomnieliśmy jak wyprowadzić dowód, powinniśmy rozpisać równanie od nowa i przysiąść nad nim odcinając poprzednie rozstrzygnięcia.
Metafory matematyczne nie mogą być jednak do życia stosowane tak dosłownie. Równania nie zaczyna się od zera – pewne rzeczy musimy uznać za dane i nie podlegające regresowi do aksjomatów z poprzedniego paradygmatu. Potrzebujemy fundamentów i jestem przekonany, że fundamentów nie można dowolnie przenosić. Zawołanie do ich opuszczenia oznacza zbyt często rozkaz przeniesienia się do wojskowych namiotów.
Ludzie, który nigdy nie zrozumieli sedna ani źródeł myśli liberalnej, relatywizmu, politycznej poprawności, new age'owej nadziei, ekologicznej odpowiedzialności, postmodernistycznej ironii i posthumanistycznego rozczarowania nie powinni mieć prawa ich krytykować i nas od nich zawracać. To właśnie one są szkołą intelektualną, którą trzeba przerobić aby pojmować cokolwiek ze współczesności. Nie powinno się też mylić diagnozy z metodą. Współczesne porywy polityczne to kolejna historia z cyklu wypominania drzazgi w cudzym oku bez dostrzegania kłody we własnym.
Nie wiem w jaki sposób ludzie uwierzyli, że nauce, tolerancji i solidarności należy przeciwstawić nienawistny primordializm i można dzięki temu zyskać nad innymi przewagę.
Gdy jedni ekstremiści rzucają się na innych ekstremistów i jako jedyną odpowiedź na przemoc widzą eskalację przemocy (zazwyczaj dokonywaną rękami wytwarzanych przez nachalne hasła gorących zwolenników), gdy jako obronę przed cudzym fundamentalizmem przedstawia się skrojony we własnym warsztacie fundamentalizm, gdy naruszenie pokoju i bezpieczeństwa chce się leczyć nagonką na instytucje, które były uprzednio gwarantami ich trwania, a bez nich mogą puścić ostatnie hamulce, to najwyraźniej dzieje się u nas coś złego.
Jesteśmy obecnie uczestnikami (nie świadkami) nasilonego i ponad normę wyrazistego testu wartości. Neoliberalny kapitalizm globalnej skali działający zgodnie z zasadą „business as usual” spycha kwestie wartości na drugi plan i przykrywa je dążeniem do pieniędzy. Ponieważ jednak w wielu miejscach w siłę rosną ekstremiści religijni i polityczni, rozpętywać próbują otwartą wojnę o wartości, a w mojej ocenie właśnie wojnę ograniczonych do własnej „rasy” (według terminologii Foucault, jednocześnie polecając nieprzypadkowy tytuł: „Trzeba bronić społeczeństwa”) interesów i gorączkowych snów o władzy z właściwymi wartościami o uniwersalnym znaczeniu.
Zamiast popadać w agresję i stawać się częścią błędnego koła eskalacji nienawiści i przemocy, powinniśmy stanąć po stronie wartości. Trwać przy myślach i postawach postępowych, planetarnych i odpowiedzialnych – zamiast buńczucznych trybalizmów, które stały się ostatnio tak modne.
Istnieją programy, które dyskryminowane były najzupełniej słusznie, te które na podstawie historycznych (często okrutnych) doświadczeń powinniśmy byli nauczyć się odrzucać i eliminować w zalążku. Nie można domagać się dla niech miejsca i nie można domagać się dla oszołomionych nimi ignorantów dostępu do sfery publicznej. Głoszenie i dopuszczanie zapędów właściwych dla faszyzmów, rasizmów, szowinizmów i jakiejkolwiek proweniencji totalitaryzmów to nie kwestia wolności (słowa, działania, wiary), lecz patologiczne próby zaprzeczenia wolności, przed którymi trzeba się i Nas bronić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz