Z okazji 1 listopada mam ważny temat.
Temat naszych bliskich, którzy
odchodzą od nas codziennie, wiele razy dziennie.
Chodzi o śmieci.
Jestem zdania, że śmieci mówią o
nas więcej niż wszelkie deklaracje ideowe (przy okazji, pewnie słyszeliście o archeologii śmieci). Z niejednego śmietnika
jadłem więc wiem, co mówię. Śmieci są przedmiotem bardzo
absurdalnej odrazy. Widzę co rusz z jakim wstrętem ludzie podchodzą do śmietników i z jaką satysfakcję się od nich
następnie oddalają. Tak jakby za pośrednictwem przedmiotów tam
wyrzucanych dokonywali spowiedzi przed Absolutem i oczyszczali się z
wszelkich win. Jestem przy tym nie do wiary jak wielką i nieraz
szybką przemianę przechodzą rzeczy od wystawionego na sklepowej
półce przedmiotu pożądania, za który się płaci spore pieniądze
do statusu odpadu, który z odrazą i pośpiechem wyrzuca się do
koszy (mam nadzieję, że czytaliście "Życie na przemiał" i "Potęgę obrzydzenia"). Konsumpcja jest sednem życia, ale odpadek, który z niej
pozostaje i został właśnie przez osobę konsumującą
wyprodukowany okazuje się obrażać jej godność i kalać jej
cielesność.
Wstręt ten jest tak wielki i jakiś pierwotny, że
zdaje się odejmować rozum. Ludzie nie potrafią wyrzucać śmieci.
Tak bardzo starają się nie dotknąć niczego, że gdy ich śmieć
nie wpadnie do kosza, tylko osunie się, obije, zatańczy na stercie
pozostałych śmieci i ostatecznie wypadnie, to wcale go nie
podnoszą, tylko pozwalają mu leżeć obok śmietnika, tak jakby to
był szczyt ich wysiłku, że mieli intencję umieścić odpadek w
okolicy.
Kolejne to segregacja, którą ludzie w większości olewają
(nawet jeśli zadeklarowali, że będą jej dokonywać i płacą
mniejsze stawki za wywóz), a w części nie rozumieją. Nie
sprawdzają co jest z czego i do jakiego kubła powinno trafić. Wszystko pozostaje więc dowolnie przemieszane, a firmy wywożące śmieci popełniają ponoć kolejne błędy (ale może po prostu nie ufają swoim klientom i wolą posortować od początku).
Sprawa, która drażni mnie szczególnie to niedbałość wyrzucania.
Zamiast ułożyć śmieci w koszu tak, żeby zmieściło się ich w
koszu możliwie dużo, ludzie umieszczają kolejne odpadki na takiej
wirtualnej powierzchni sterty śmieci. Zamiast włożyć do środka,
zrzucają śmiecie z góry na najwyższy punkt sterty i nie
dbają o to, jak on upadnie, nawet gdy wypadnie (jak wyżej). W ten
sposób największy udział w śmieciach ma zazwyczaj powietrze. W
każdym worku i kontenerze zostaje mnóstwo miejsca, ale zostają one
uznane za pełne, bo zamiast choćby minimalnego skompresowania mamy
wieże układane z rozciągniętej folii, pustych lecz zakręconych
butelek, kartoników i innych. Nieraz widziałem kosz, z którego już
się wysypywało, po czym okazywało się, że przedmioty umieszczone
faktycznie w koszu można policzyć na palcach jednej ręki –
wystarczyło na przykład zgnieść karton, który zamiast swoje
sześciennej objętości, zajmowałby tylko tyle co grubość
tektury.
To nie śmieci są dla was obrazą i
nie powinny być dla was odrazą. To wy jesteście śmieciarzami,
faktycznymi producentami śmieci, uosobionym popytem, dla którego
przyszłe śmieci są wytwarzane i dostarczane. Zamiast śmieciami
pomiatać, pogrzebcie je z jakimś podstawowym szacunkiem, z uznaniem
dla zasług, jakich dostarczyła wam rzecz, od której ten obecny
śmieć pochodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz