niedziela, 1 listopada 2015

śmieci, dzieci

Z okazji 1 listopada mam ważny temat.
Temat naszych bliskich, którzy odchodzą od nas codziennie, wiele razy dziennie.
Chodzi o śmieci.
Jestem zdania, że śmieci mówią o nas więcej niż wszelkie deklaracje ideowe (przy okazji, pewnie słyszeliście o archeologii śmieci). Z niejednego śmietnika jadłem więc wiem, co mówię. Śmieci są przedmiotem bardzo absurdalnej odrazy. Widzę co rusz z jakim wstrętem ludzie podchodzą do śmietników i z jaką satysfakcję się od nich następnie oddalają. Tak jakby za pośrednictwem przedmiotów tam wyrzucanych dokonywali spowiedzi przed Absolutem i oczyszczali się z wszelkich win. Jestem przy tym nie do wiary jak wielką i nieraz szybką przemianę przechodzą rzeczy od wystawionego na sklepowej półce przedmiotu pożądania, za który się płaci spore pieniądze do statusu odpadu, który z odrazą i pośpiechem wyrzuca się do koszy (mam nadzieję, że czytaliście "Życie na przemiał" i "Potęgę obrzydzenia"). Konsumpcja jest sednem życia, ale odpadek, który z niej pozostaje i został właśnie przez osobę konsumującą wyprodukowany okazuje się obrażać jej godność i kalać jej cielesność. 
Wstręt ten jest tak wielki i jakiś pierwotny, że zdaje się odejmować rozum. Ludzie nie potrafią wyrzucać śmieci. Tak bardzo starają się nie dotknąć niczego, że gdy ich śmieć nie wpadnie do kosza, tylko osunie się, obije, zatańczy na stercie pozostałych śmieci i ostatecznie wypadnie, to wcale go nie podnoszą, tylko pozwalają mu leżeć obok śmietnika, tak jakby to był szczyt ich wysiłku, że mieli intencję umieścić odpadek w okolicy. 
Kolejne to segregacja, którą ludzie w większości olewają (nawet jeśli zadeklarowali, że będą jej dokonywać i płacą mniejsze stawki za wywóz), a w części nie rozumieją. Nie sprawdzają co jest z czego i do jakiego kubła powinno trafić. Wszystko pozostaje więc dowolnie przemieszane, a firmy wywożące śmieci popełniają ponoć kolejne błędy (ale może po prostu nie ufają swoim klientom i wolą posortować od początku).
Sprawa, która drażni mnie szczególnie to niedbałość wyrzucania. Zamiast ułożyć śmieci w koszu tak, żeby zmieściło się ich w koszu możliwie dużo, ludzie umieszczają kolejne odpadki na takiej wirtualnej powierzchni sterty śmieci. Zamiast włożyć do środka, zrzucają śmiecie z góry na najwyższy punkt sterty i nie dbają o to, jak on upadnie, nawet gdy wypadnie (jak wyżej). W ten sposób największy udział w śmieciach ma zazwyczaj powietrze. W każdym worku i kontenerze zostaje mnóstwo miejsca, ale zostają one uznane za pełne, bo zamiast choćby minimalnego skompresowania mamy wieże układane z rozciągniętej folii, pustych lecz zakręconych butelek, kartoników i innych. Nieraz widziałem kosz, z którego już się wysypywało, po czym okazywało się, że przedmioty umieszczone faktycznie w koszu można policzyć na palcach jednej ręki – wystarczyło na przykład zgnieść karton, który zamiast swoje sześciennej objętości, zajmowałby tylko tyle co grubość tektury.
To nie śmieci są dla was obrazą i nie powinny być dla was odrazą. To wy jesteście śmieciarzami, faktycznymi producentami śmieci, uosobionym popytem, dla którego przyszłe śmieci są wytwarzane i dostarczane. Zamiast śmieciami pomiatać, pogrzebcie je z jakimś podstawowym szacunkiem, z uznaniem dla zasług, jakich dostarczyła wam rzecz, od której ten obecny śmieć pochodzi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz