wtorek, 16 lutego 2016

społeczna filozofia nieudacznictwa

Poprzednią myśl rozwinąć mógłbym na podstawie kolejnego kawałka autobiografii.

Zabrnąłem być może za daleko w moim droczeniu się z korpoznajomymi.
Ponieważ nawet open space'y są częściowo ułożoną i pozamykaną przestrzenią, głównym forum i wybiegiem są w korpo przestrzenie związane ze wspólnym spożywaniem posiłków. To właśnie one stały się w efekcie areną moich prowokacji.
Najbardziej rozpoznawalną (bo oferującą dość dużą dozę skandaliczności) domeną mojego luncho-gotowania stały się parówki. Choć zdarzało mi się odstępować od norm na różne inne sposoby (przez pewien czas utożsamiano mnie z burakami, ale mimo że wciąż dość tanie i zgrzebne, od kiedy zbyt dużo osób in-korpo-rowało je do własnego menu, używam ich już rzadziej), to w tym tygodniu zaokrąglono mnie do miana tego, co zawsze je parówki (choć w tym tygodniu ich nie jadłem i w ogóle wcale nawet nie co tydzień je jadam). Tak grałem wizerunkiem nieudacznika, że w oczach niektórych zgasła dla mnie wyrozumiałość. Niezależnie od tego, jak potoczy się dalej historia moich parówkowych wyzwań, chciałbym zadeklarować się co do ogólnej strategii, jaka stoi między innymi za nimi.

Nieudacznictwo to dobry sposób buntu.
Gdy oczekują od nas spełniania wymagań, dorównywania do poziomu, podążania za peletonem*, to nieudacznictwo jest względnie uprzejmą i legalną formą odmowy uczestniczenia.
*Spełnianie wymagań to na przykład włączenie siebie w tresurę, dawniej sterowaną kijem i marchewką, obecnie statusami, miłymi słówkami i benefitami. Dorównywanie do poziomu to nakaz urawniłówkowy, który sprawić ma, że wszyscy będziemy chodzić jak zegarki. Podążanie za peletonem, a tym bardziej jazda w nim to najlepsza metoda na niezastanawianie się nad tym kto wyznacza kierunek i nadaje tempo. 
 
Bunt jako pełen przemocy gwałtowny zryw zdarza się częściej na obrazach niż w rzeczywistości, bo tutaj przyjmuje raczej formy codzienne, słabo dostrzegalne i bez dobrej woli nieraz nierozpoznawalne.
Zawsze dziwiły nas strajki głodowe. W końcu to bunt przeciw komuś wymierzony we własne ciało. To jednak właśnie ten omawiany tu rodzaj buntu – bunt poprzez odmowę, w tym przypadku w dość brutalnej jak na ten rodzaj działania formie.
Odmowa to właściwie bunt pacyfistyczny. Bunt tych, którzy zerwać chcą ze swoją krzywdą, jednak bez krzywdzenia kogokolwiek innego. Bunt, który kombinuje jak może, aby nie odpłacać pięknym za nadobne, by uciec od logiki wendety. Bunt marzycieli, śniących o przyszłości, w której nikt od miecza nie ginie, bo nikt już mieczem nie wojuje.
Odmowa to zazwyczaj także bunt słabych – tych, których założenia systemów wykluczają, bo systemy zazwyczaj buduje się na krystalizacji jakiejś siły jako zasady hierarchicznej.

Co więc robi w końcu w zarysowanej dziedzinie nieudacznik? Odmawiając celowania w tych samych grach i celowania w te same wzorce, odmawia im powszechności obowiązywania. Wskazuje, że zasady i marzenia nie są ograniczone do tych aktualnie przykazanych lub aktualnie modnych. Stara się nie czerpiąc korzyści z najnowszego szyku, istnieć równie niezmiennie i stąpać po ziemi w sposób możliwie sympatyczny. Wskazywać, że to co dzieje się aktualnie jest tylko pojedynczym wariantem i tylko jedną wiązką historii. Nie obrażając cudzych dążeń i tożsamości, nieudacznik próbuje zapytać, czy są aby pewni tych swoich? Stara się własną praktyką pokazać alternatywność, która jest radykalna właśnie poprzez zrzeczenie się spełniania poprawnych pragnień.

Nieudacznik buntuje się poprzez przekazanie tym dzierżącym palmę pierwszeństwa lub usilnie do niej dążącym wszystkich dostępnych w danym systemie prerogatyw, po to by odartym ze znamion według tego systemu sukcesu stanąć przed nimi i zapytać, czy to właśnie tego chcieli i skoro oto wygrali i wygrywają w tej opanowanej przez nich grze, to co to właściwie znaczy i co teraz. Nieudacznik to ten, kto napadnięty przemocą, wsadza ręce w kieszenie i mówi: 'no dalej!'.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz