piątek, 23 listopada 2012

simulacrum

Ostatnio faktycznie zaglądałem trochę do Baudrillarda, ale w pierwszym momencie nie skojarzyłem, że to właśnie to mi się przytrafia.
Najpierw znalazłem na śmietniku paczkę 6 cytryn, z których 4 były spleśniałe, ale opakowanie ukryło to przede mną. Skoro już jednak chwyciłem, to pozostałe 2 zostały uratowane i 1 z nich została już wykorzystana.
Dzisiaj odczułem jak dziwnie skonstruowana jest pewna biblioteka w tym mieście. O określonej godzinie wszyscy czytelnicy są wypraszani na półgodzinną przerwę. Nie wiadomo po co, bo bibliotekarki chyba nie przemęczają się tak czy inaczej (z resztą było ich tam co najmniej tyle, ile czytelników i nawet przez 6 godzin nie zdołałem nauczyć się wszystkich ich twarzy). W każdym razie, wykorzystując ten przymus przerwy, odwiedziłem klopa, który był mocno spryskany odświeżaczem (lub innym chemicznym eliksirem imitującym higienę) o zapachu cytrynowym. Ponieważ chwilę tam siedziałem, węch zdołał przejąć kontrolę nad mózgiem i nagle po-myślałem, jak ten ostatni myśli, że ten zapach jest lepszy i na pewno bardziej cytrynowy od ostatnio napotkanych cytryn.
jak widać, nie trzeba było nawet medialnego zapośredniczenia, żeby pan Baudrillard mógł popaść w histerię.

A czy Ty wiesz jak pachnie cytryna / morze / mięta / lawenda? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz