Największy problem z moim adwokatowaniem uciśnionym mam wtedy, gdy
spotykam te bandy polskich dresiarzy i dresiarek, którzy generalnie będąc outsiderami (przez społeczne dziedziczenie patologii i tradycyjne marginalizowanie ich przez każdą instytucję, która chce uważać się za poważną), sami mają w
dupie i biednych i bogatych. Niektórzy całkiem
dobrze sobie radzą - kosztem jednych i drugich, a w każdym razie zawsze kosztem
zasad, idei czy wartości.
Czasem sam już nie wiem, czy bliżej mi do nich, czy do tych wygodnickich
lalusiów, którzy poprzez to, że dostali po znajomości pracę w
korporacji, używają pochodzących z angielskiego neologizmów,
chodzą do fitnessu i jedzą lunche, poczuwają się do bycia elitą,
jednocześnie rażąc lenistwem i niekompetencją we wszystkim, czego
się dotkną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz