wtorek, 9 września 2014

konsekwencja przeciw konsekwencji

Dnia pewnego, gdy na wydziale, który przestał już być moim trwała rekrutacja na studia doktoranckie, ja przyszedłem tam aby ostatecznie zrezygnować i w drodze zastępczego terminu pożegnać się osobiście, a nie tylko mailowo z moim opiekunem naukowym, który o pierwszym naszym terminie zapomniał, czym kazał mi na próżno czekać na niego na ulicy 2ipół kwadransa akademickiego. Okoliczność tego dnia rekrutacyjnego była rzeczywiście przeniezabawna. Tak to już jest, że jedni są biedni, zdesperowani i pragnący, a drudzy zbyt bogaci, zblazowani i próżni. Czekałem więc jeszcze tą chwilę, aby ostatni z aspirantów został przepytany, a następnie komisja zgadała się i postanowiła o losie tych nieszczęsnych, co może i wiedzą, ale tak naprawdę to pewnie nie bardzo, co czynią. Profesor załatwił więc swoje, zostawił resztę komisji, darował sobie oglądanie emocji oczekujących na werdykt i poszedł ze mną na kawę. Chciałem powiedzieć, że to dobry dzień, aby ze sceny zejść – gdy inni się na nią wdrapują. Coś mi się jednak popierdoliło i powiedziałem, że się zastanowię.
Wiem przecież, że nie skończę takich studiów, że pracy nie napiszę, że jej nie obronię i że na nic mi się ona nie przyda.
Po cóż więc zarzynać się tak, i życia pozbawiać, tak teraźniejszego, jak i przyszłego.
Nie potrafię sobie przypomnieć, po co mi miał być ten doktorat.
Gdy po spacerze, który miał mnie oświecić, mój w głowie mętlik wrócił do absolutnego stanu constans i nie chciał wychylić się z niego ani we właściwą ani w żadną stronę, w końcu zadzwonił telefon z prośbą o werdykt. Ponoć jest taka zasada, że jeśli nie wiesz co powiedzieć, to nie zamykaj sobie drogi. Cyniczna ta zasada aż do zarzygania. Co zrobić, nazwaliśmy to eksperymentem, ale w razie czegoś to on pierwszy będzie do odcięcia z moich obowiązków.  
Mój staż w korpo kończy się tak czy inaczej wraz z końcem września. Chociaż jutro mam rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko bezterminowe w tymże korpo. Powinienem chcieć, bo tak wygodnej pracy jeszcze nie miałem.
Czy z drugiej strony jednak celem tego bloga nie miało być działanie na przekór i w imię tego, co nie jest przeważnie cenione? Skąd miałbym czerpać materiał? Wygląda na to, że będę miał go naprawdę pod dostatkiem, ale czasu i sił już nie ma prawa mi starczać.
Od teraz. 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz