Każdą z ostatnich 4 nocy spędziłem
w innym łóżku.
Dzisiejszą spędzę w tym samym, co
wczoraj. W tym, w którym spać będę po raz drugi w życiu. W tym,
w którym spać będę w najbliższym czasie regularnie.
Oglądałem pokój w suterenie, ale nie
zdecydowałem się. Nie udało mi się niestety także wynająć
pokoju na 5 ani na 9 piętrze. Mieszkam obecnie na 2 piętrze, z
którego widzę budowę nowego budynku, wśród starych, szarych i
jeszcze smutniejszych przez padający prawie bez przerwy od wczoraj
deszcz kamienic. W okolicy dresiarstwo, żulerka i trochę hipsterów,
czyli klasyczne połączenie. Żałuję, że płacę o połowę
więcej niż poprzednio, ale i tak udało mi się dość okazyjnie.
Mam teraz jeszcze bliżej na uczelnię i do firmy, w której także
już nie pracuję.
Mimo aż tylu podjętych kroków
okazało się, że z doktoratu nie tak łatwo jest uciec także z
przyczyn zewnętrznych. Mój opiekun naukowy sceptycznie podszedł do
mojej rezygnacji. Moja mistrzyni zrugała mnie za to już dogłębnie,
zdemaskowała, przypomniała parę ważnych sprawa i poleciła nie
wygłupiać się. Zacząłem co prawda imaginować sobie drogę
powrotną, ale nie potrafię się na niej umieścić. Jak miałbym
nią przejść? Jak miałbym znów wstąpić na te
kręto-wąsko-szczerbate schody do niewiadomokąd, które zwiemy
doktoratem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz