piątek, 6 marca 2015

czy opłaca się rozmawiać o pieniądzach?

Bądź co bądź z wiekiem okazuje się, że źródłem udręk, szczęść, zawiści, wstydu, dumy są niestety rzeczywiście pieniądze.
Pieniądze tworzą tyle istotnych relacji, że firmy i bogacze z nieprzypadkowym uporem utrzymują, że o pieniądzach nie wypada rozmawiać publicznie (firmom chodzi o pieniądze, które wypłacają, a bogaczom o pieniądze, które biorą).
W ten sposób nie wiem ile ludzie zarabiają i nie wiem do końca co myśleć o swoich zarobkach, bo mój pogląd co do nich zmienił się w ostatnim czasie znacząco. 
Podobno naukowo zajmowałem się czymś, co powinno było wybić mi z głowy wszelki materializm, ale jak mogą się go pozbyć, mając przecież wciąż kontakt ze światem?
Manifestacyjnie opowiem coś, co skompromituje mnie na wszystkie czasy.
I trudno!
W 2014 roku było znowu 12 miesięcy. Najmniej miesięcznie wydałem 539,1 a najwięcej 1099,07 – kwoty w złotych, wydatki kompletne – wszystko co wydałem w ciągu danego miesiąca. Średnio na miesiąc 784,29zł przy widocznej tendencji zwyżkowej wydatków w drugiej połowie roku.
Co do obecnego mojego stanu finansowego nie zataję tylko, że moja 5% podwyżka pensji w wyniku przyznania mi umowy na czas nieokreślony z okazji sprawdzenia się w przyznanej mi uprzednio na okres próbny niełatwej skądinąd pracy w kwocie netto nie przekroczy 100zł.
Dla porównania w 2014 roku zysk netto mojej korpomatki wyniósł około 8446000000 usańskich dolarów.
Właśnie ze względów finansowych wynika dzisiejsza zapowiedź pożegnania się z nami z tej firmy nieoficjalnej królowej mojego działu. To zmienia postać rzeczy także co do mojej obecności w tej firmie. Jeśli ona odchodzi, to zostaniemy (może i nawet tylko tymczasowo, ale bezpowrotnie) we dwóch, od tej pory z pewnością coraz bardziej obarczonych i smutnych tłuków. Czasowo wyrabialibyśmy się może jeszcze z dużą trudnością, ale pod względem znajomości dziedziny tego działu bez niej będziemy błądzić i potykać się co chwilę. Bez niej stracimy też całą przyjemność pracy. Była ona bowiem tak wszechstronnie pod każdym względem, że tylko dla samego faktu siedzenia u jej boku chciało nam się chodzić do pracy. Niedługo zaczniemy się wykańczać już bez atmosfery i za tym wyraźniej tak samo nieistotne pieniądze jak teraz. Poza wszelkimi walorami, jest rzeczona koleżanka jedną z bardzo niewielu osób w tym wyniosłym szklanym korpobunkrze, które troszczą się o świat poza sobą i poza pracą – w tym przypadku o zwierzęta. Nie sądziłem właściwie, że taka sprawa, której i tak się spodziewaliśmy, tak mnie zdruzgocze. Jeśli ja naszemu szefowi dałem ostatnio prztyczka w nos szczerością co do jego oferty dla mnie, to powyższe nowinki sprawią, że obudzi się nagle bez ręki. Boję się jednak, że nawet to nie nauczy go nic na temat tego, że wyzysk nigdy nie kończy się dobrze, bo w końcu to jedyny motyw całego tego miękkiego kolonializmu, tego ponowoczesnego niewolnictwa dokonywanego okresowymi oficjalnymi pochwałami zamiast tym razem batów, dzięki któremu przeniesiono te najgłupsze stanowiska do Polski dając nam zatrudnienie kosztem etatów tych, którzy do tej pory korzystali z uprzywilejowanego położenia w podobno zglobalizowanej gospodarce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz