Bądź co bądź z wiekiem okazuje się,
że źródłem udręk, szczęść, zawiści, wstydu, dumy są
niestety rzeczywiście pieniądze.
Pieniądze tworzą tyle istotnych
relacji, że firmy i bogacze z nieprzypadkowym uporem utrzymują, że
o pieniądzach nie wypada rozmawiać publicznie (firmom chodzi o
pieniądze, które wypłacają, a bogaczom o pieniądze, które
biorą).
W ten sposób nie wiem ile ludzie zarabiają i nie wiem do końca co myśleć o swoich zarobkach, bo mój pogląd co do nich zmienił się w ostatnim czasie znacząco.
Podobno naukowo zajmowałem się czymś, co powinno było wybić mi z głowy wszelki materializm, ale jak mogą się go pozbyć, mając przecież wciąż kontakt ze światem?
Manifestacyjnie opowiem coś, co
skompromituje mnie na wszystkie czasy.
I trudno!
W 2014 roku było znowu 12 miesięcy.
Najmniej miesięcznie wydałem 539,1 a najwięcej 1099,07 – kwoty w
złotych, wydatki kompletne – wszystko co wydałem w ciągu danego
miesiąca. Średnio na miesiąc 784,29zł przy widocznej tendencji
zwyżkowej wydatków w drugiej połowie roku.
Co do obecnego mojego stanu finansowego
nie zataję tylko, że moja 5% podwyżka pensji w wyniku przyznania
mi umowy na czas nieokreślony z okazji sprawdzenia się w przyznanej
mi uprzednio na okres próbny niełatwej skądinąd pracy w kwocie
netto nie przekroczy 100zł.
Dla porównania w 2014 roku zysk netto
mojej korpomatki wyniósł około 8446000000 usańskich dolarów.
Właśnie ze względów finansowych
wynika dzisiejsza zapowiedź pożegnania się z nami z tej firmy
nieoficjalnej królowej mojego działu. To zmienia postać rzeczy
także co do mojej obecności w tej firmie. Jeśli ona odchodzi, to
zostaniemy (może i nawet tylko tymczasowo, ale bezpowrotnie) we
dwóch, od tej pory z pewnością coraz bardziej obarczonych i
smutnych tłuków. Czasowo wyrabialibyśmy się może jeszcze z dużą
trudnością, ale pod względem znajomości dziedziny tego działu
bez niej będziemy błądzić i potykać się co chwilę. Bez niej
stracimy też całą przyjemność pracy. Była ona bowiem tak
wszechstronnie pod każdym względem, że tylko dla samego faktu
siedzenia u jej boku chciało nam się chodzić do pracy. Niedługo
zaczniemy się wykańczać już bez atmosfery i za tym wyraźniej tak
samo nieistotne pieniądze jak teraz. Poza wszelkimi walorami, jest
rzeczona koleżanka jedną z bardzo niewielu osób w tym wyniosłym
szklanym korpobunkrze, które troszczą się o świat poza sobą i
poza pracą – w tym przypadku o zwierzęta. Nie sądziłem
właściwie, że taka sprawa, której i tak się spodziewaliśmy, tak
mnie zdruzgocze. Jeśli ja naszemu szefowi dałem ostatnio prztyczka
w nos szczerością co do jego oferty dla mnie, to powyższe nowinki
sprawią, że obudzi się nagle bez ręki. Boję się jednak, że
nawet to nie nauczy go nic na temat tego, że wyzysk nigdy nie kończy
się dobrze, bo w końcu to jedyny motyw całego tego miękkiego
kolonializmu, tego ponowoczesnego niewolnictwa dokonywanego
okresowymi oficjalnymi pochwałami zamiast tym razem batów, dzięki
któremu przeniesiono te najgłupsze stanowiska do Polski dając nam
zatrudnienie kosztem etatów tych, którzy do tej pory korzystali z
uprzywilejowanego położenia w podobno zglobalizowanej gospodarce.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz