Pisanie tego bloga w żadnym razie nie
działa na mnie terapeutycznie.
Nic na mnie nie działa terapeutycznie.
Jestem wybitnym nieukiem.
Nie przypadkiem fascynuję się mocą
pamięci.
Uważając, że przecież nic istotnego
się nie dzieje, że na czarne godziny lepiej zostawić siły i nie
marnować życia na te jego okresy, które przecież bez większego
wysiłku i tak zdołam przejść nauczyłem się i ugrzązłem
prawdopodobnie już na zawsze w nawykach nie angażowania się,
zostawania w tyle, lekceważenia, unikania, odkładania i czekania na
nadprzyrodzone znaki – najlepiej w formie tutoriali w spauzowanym
czasie.
Kolejny raz szermować muszę swoim
podobno ulubionym słowem – beznadzieja. Tyle razy zdawało mi się, że
zbliżyłem się jako tako do ludzi, a znowu czuję na granicy
szaleństwa odosobniony. Spotykam oczywiście więcej ludzi niż
dawniej, ale wiemy przecież, że tłum – szczególnie ten
przymusowy – to po prostu źródło nowych jakości samotności.
Nienawidzę ludzi, którzy pięknie i
sprawnie mówią o niczym, ale nienawidzę też siebie za to, że o
niczym nie potrafię powiedzieć dwóch składnych zdań, a nawet w
nieskładnych język mi się z pewnością zaplącze. Nawet sabotaże
formuł, tropów i toposów (powinno się jednak odmieniać jako
topoi) już mi nie wychodzą
i zamiast humoru, została mi tylko niezręczność serii niewypałów. Staranie się jest w moim przypadku przeciwskuteczne.
Drugą stroną tej sprawy, która ma
formę raczej wielościanu niż rzekomo dwustronnej monety, jest
świadomość bezsensu i aporyczności każdej możliwości. Działa
to na mnie nawet jeśli nie potrafię już dłużej opowiedzieć o
tychże cechach rzeczywistości na sposób intelektualny –
pozostała mi bowiem tylko ta co najmniej równie obezwładniająca
emocjonalna tępota.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz