Jednocześnie:
Chcę świat zmienić, bo denerwuje
mnie jego zestalenie w jego dotychczasowej formie, w której toczy
się bez refleksji i walcuje ludzi pozbawionych kapitałów, buty i
szczęścia.
I chce mi się walczyć o to, żeby był
bardziej stabilny i nie popadał nagle w ekstrema z powodu cynicznych
manipulacji, szczucia, przekupstw.
To taki plazmowy wymiar rzeczywistości.
Nie można jej dotknąć, aby planowo ukształtować według własnych
planów czy wyobrażeń, bo każdy ruch skutkuje czymś
nieoczekiwanym albo tylko krótkim zaburzeniem, po którym wszystko
wraca do poprzedniego stanu.
A jednocześnie na tyle jest rozedrgana
i ruchliwa, że zmienia się wciąż pod wpływem czynników nigdy
nie w pełni rozpoznanych i niemożliwych do przewidzenia, czasem
jakby według tylko sobie znanej zasady, która pozostawia nas
bezradnie patrzących na nagłe wybuchy plazmowych języków lub
wygaszanie całego zjawiska.
Nie tylko ja (i nie tylko na tym blogu)
opieram się światu, ale też świat jest dla mnie oporny oraz
opierać się muszę co raz próbom jego zmieniania na sposób
partykularny i niszczycielski.
Szukając dopiero co kanałów dla
rewolucji lub przynajmniej reformatorskich rewolucyjek, znalazłem
się obecnie w konieczności konserwowania status quo przed
konserwatywnymi rewolucjonistami (w dodatku ultraanachronicznymi i
jakobinizującymi się z każdym dniem) (co i tak jest dlatego najlepszym,
że najkrótszym, co można o nich powiedzieć)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz