czwartek, 28 lipca 2016

aspołeczne zboczenie

Niektórzy mówią o sobie jako o aspołecznych, ale robią to częściowo z rozsądku, częściowo ironicznie, a częściowo w celach PRowych a nie ze względu na jakąś prawdę o samych sobie. To takie samotnicze hipsterstwo. Aspołeczność do przedstawiania innym ludziom.
Mnie samotność w jakiś przedziwny sposób pociągała od kiedy pamiętam. Co najmniej wtedy kiedy wyjechałem na wymianę studencką udało mi się samotność rzeczywiście trwale osiągnąć (wcześniej bywała ona tylko z biciem serca odwiedzana). Miałem możliwość poznawać ludzi z całego świata, więc zapadłem się w sobie aż do dna. Po powrocie nigdy nie wróciłem do związków z ludźmi, choć także wcześniej były one zawstydzająco prowizoryczne. Kontynuowałem i oczywiście nie potrafię przestać.
Aspołeczność to dla mnie nie jednorazowe niechcemisie. To stały strach, stałe wolałbym nie, wieczne moje i innych nieusatysfakcjonowanie mną, ciągłe niedomaganie wobec ludzi i powtarzające się wciąż użalanie nad sobą przed tymi, którzy nie powinni tego słuchać.
Po okresie ostatnio natężonych i przeciągłych wyjść do ludzi, rozjazdów, spotkań, okazji i przebywania na widoku, czuję się piekielnie zmęczony. Do pewnego momentu nawet nieźle i z radością mi to szło, ale w końcu nagle poczułem się znowu sobą i wiedziałem, że czas się wycofać ze wszystkiego. Mam wielką nadzieję, że nie na zawsze, ale dobijający się znów do mojego życia ja nie pozwolił mi na nic więcej owocnego i zakrzyczał wszystko potrzebą przyjścia do siebie. Samotność jest moim najbardziej naturalnym stanem.
Jakkolwiek bym ja jej (Tej) nie uwielbiał, jakkolwiek bym nie pragnął spędzać każdej sekundy razem z nią i jakkolwiek bym nie tęsknił w każdej sekundzie bez niej, nie jest możliwym abym czuł się przy niej sobą. Zawsze zostaje jakieś napięcie wskazujące, że to co trwa to tylko sytuacja, a normę znam i czyha ona na mnie, bo jakkolwiek bym tej swojej normalności nie nienawidził, to właśnie ona jest mi przeznaczona.
Spędziliśmy już ze sobą (ja z Tą) niemało, a ja nadal nie mam chyba prawa powiedzieć, że jesteśmy razem. Nadal bardziej o niej marzę niż z nią jestem. Nie wiem czy ona to widzi. Nie wiem czy ona by to zrozumiała. Nie wiem czy ona mnie rozumie. Boję się, że nie mogę być zrozumiany. Zależy mi już tak nieodwracalnie, że strach bierze mnie paraliżem. Mówiłem to już wielokrotnie i znowu to na mnie przychodzi: im bardziej ja kogoś tak, tym bardziej nie wiem i przeraża mnie, że to tak naprawdę z moim udziałem nie może być możliwe.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz