sobota, 30 lipca 2016

bezinicjatywie na bożą chwałę

Chrześcijanie od dzieciństwa nauczani są do poddaństwa. Męczennikiem zostać to chwalebnie, głowę zgiąć przed cudzą władzą to wypada, biernie znosić agresję to podoba się Jahwe. Jednak bożkiem cudzym przed Nim zostawać się nie ważyć. Nie zajmować się niczym za bardzo, bo co powszednie to nieważne. Życie to farsa, to li tylko próba, po której nastaną właściwe czasy. Nic co się tu wydarza nie jest w gruncie rzeczy ważne, trwałe ani potrzebne. Królestwo nasze nie jest z tego świata.
Gdy to piszę, ma to oznaczać filozoficzny atak na codzienność, nawet nie na dogmatykę. Nie można przecież pozwalać, żeby działo się co chce, a jednocześnie twierdzić, że broni się jakichś wartości. Ludzie mają albo za dużo albo wcale pokory. Albo drżą przed wszechobecnie prześwietlającym wzrokiem boga albo wydaje im się bóg wie co.
Ci na miarę istoty religijnej opowieści przejęci wiarą i uczynkami, a w końcu zwłaszcza perspektywą zaświatu, odnajdujemy się potem wrzuceni jedynie (na skończoną chwilę) w życie na końcu kolejki, na dole hierarchii, w ciemnościach. Potrafiąc jedynie składać z siebie ofiarę bogu i kapłanom, nie dostrzegamy, że tak właśnie siebie przekształcamy w ofiary.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz