Obserwuję, że sam
moment wychodzenia wspomnienia z pamięci jest dla ludzi przyjemny.
Nawet gdy
przypomina im się największa bzdura, to do głowy przychodzi im ona wraz z
uśmiechem wschodzącym na twarzy. Niech to będzie jakaś fraza znajomego, cytat z
filmu, wspomnienie z dzieciństwa, zarys budynku widzianego podczas wakacji.
Same w sobie były z reguły w miarę banalne, ale gdy już się przypominaja,
zyskują inny – bardziej czcigodny – rodzaj bytowania oraz przynoszą radość z
tego, że miało się coś tego rodzaju w pamięci i udało się to zniej wyciągnąć i
wprowadzić do teraźniejszej sytuacji.
Może towarzyszy
temu jakieś nagłe zrozumienie tego, co wcześniej się tylko zapamiętało. Może
odkrywa się wtedy nową stronę czegoś zapoznanego. Może czujemy się też ku
zaskoczeniu częścią historii, przekaźnikami działającym w tak zwany poprzek
czasu, który daje życie czemuś co było, a ostatnio już nie bywało. Może jest w
tym również egotyczny zachwyt dla własnej kompetencji myśłowej, która łączy
przeszłość z teraźniejszością, potrafi przywołać to, co wydało się przydatne i
docierające do odbiorców lepiej niż wymuszona kreatywność określania od nowa.
Świadomość immanentnej
nieobliczalności rzeczywistości każe mi
przy tym zwłaszcza myśleć o tym, że ten kolejny afektywny aspekt wspominania
jest ostatecznie czynnikiem zaburzającym prawdę i sprawiedliwość. Przypomniane
nie jest rozpatrywane według jakości, tylko przez sam fakt wyłonienia z
pamięci, zyskuje aurę, daje satysfakcję, przynosi radość.
Pamięć częściej
jest kojarzona z nostalgicznym roztrząsaniem przeszłości. Musimy dostrzec, że w
tych bardziej banalnych i być może właśnie częstszych przypadkach, pamięć
zwalnia od myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz